Rozdział 14

1.4K 108 10
                                    

Nie chciałam, żeby przestawał, jednak w momencie, kiedy mnie nie dotykał, mój umysł znowu zaczął prawidłowo funkcjonować, a mnie zalały wyrzuty sumienia i wstyd, przez to, co właśnie się zdarzyło.

- Tak, Harry - szepnęłam. - Puść mnie, proszę.

Mój głos był piskliwy i mało przekonywujący.

- Gemma, przecież widzę, że to lubisz - rozciągnął wargi w uśmiechu.

- Harry... proszę. Proszę cię - jąkałam się, a oczy zaczynały mnie szczypać przez nagromadzone pod powiekami łzy. Nawet jeśli wcześniej to było na swój pewien sposób przyjemne, teraz, kiedy już rozsądnie myślałam, poczułam jak bardzo nieodpowiednie i głupie to było.

- Okej. Tylko się nie rozrycz - parsknął, kładąc się obok mnie.

- To nie powinno się zdarzyć - szepnęłam, zamykając oczy i odsuwając się od chłopaka najdalej jak mogłam. - Jesteś pijany. - wypowiedziałam kolejną swoją myśl, starając się przez nią poczuć lepiej. Jakby świadomość, że ta cała sytuacja zaszła pod wpływem nietrzeźwości chłopaka, sprawiała, że mogłam się z tym pogodzić i po prostu zapomnieć.

Nie otrzymałam od chłopaka żadnej odpowiedzi, a dopiero ciche chrapanie wydobywające się z jego ust wyjaśniło mi, dlaczego nic nie powiedział. Wstałam z materaca i ruszyłam w stronę kanapy. Wiedziałam, że nie byłaby to pierwsza noc, którą spędzilibyśmy razem, jednak mimo wszystko po tym pocałunku chciałam nasz kontakt fizyczny ograniczyć najbardziej jak się dało.

Zaczęłam zrzucać z sofy poduszki, jednocześnie rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś koca. Kiedy nie udało mi się go wypatrzeć, podeszłam do bruneta i bez żadnych skrupułów ściągnęłam z niego pierzynę, po czym poczłapałam z nią z powrotem do kanapy. Położyłam się na niej i przykryłam się nagrzanym przez chłopaka okryciem. Kiedy próbowałam zasnąć mój wzrok spoczął na szklanych drzwiach od tarasu, przez które miałam doskonały widok na gwiazdy, które zapełniały całe niebo, co wyglądało naprawdę niesamowicie.

Moje powieki kleiły się, a obraz zamazywał mi się. Kiedy już poczułam jak odpływam w objęcia Morfeusza, po pokoju rozległ się huk. Nieprzygotowana na tak głośny hałas zleciałam z sofy na podłogę, dziękując w myślach Anne, że wyłożyła nią całą grubym, miękkim dywanem. Przetarłam oczy, gdy po raz kolejny do moich uszu dotarł ten dźwięk. Dopiero po chwili udało mi się dojrzeć, że jego sprawcą są kamienie, które co jakiś czas wlatywały w moje drzwi balkonowe.

Z niezadowoleniem podniosłam się z ziemi i spojrzałam na loczka, który nadal beztrosko spał na moim łóżku. Westchnęłam głęboko i podeszłam do tarasu. Otworzyłam drzwi, w ostatniej chwili odskakując i unikając spotkania z kamieniem, który wpadł do mojego pokoju.

- Co do cholery?! - mruknęłam cicho, jednak wystarczająco głośno, żeby osoba stojąca pod balkonem mnie usłyszała.

- Gemma? O Boże, przepraszam! Mam koszmarnego cela, nie chciałam cię obudzić! - pod tarasem stała Samantha, trzymając dłonie na policzkach i tłumacząc całe to zajście. - Myślałam, że to było okno Harrego!

- Nic się nie stało - odpowiedziałam, podchodząc bliżej do barierki. Dopiero w ostatniej chwili przypomniałam sobie o śladzie, który pozostawił po sobie na mojej szyi brunet i zakryłam go szybko swoimi gęstymi włosami. - Harry śpi. Obudzić go, czy...

- Nie, nie! - widziałam, jak bardzo dziewczyna była zdenerwowana i jak głupio musiało być jej przez tą sytuację. - Po prostu przyjdę jutro. Koło dwunastej. - dodała po krótkiej przerwie. - Jakbyś mogła mu tylko przekazać, że wpadnę, jeśli wstaniesz wcześniej, okej?

Orphanage ◆ h.s Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz