Kiedy wstałam rano, przeciągnęłam się i wytężyłam wzrok, starając się dojrzeć małym cyferkom na tarczy zegara, który wisiał nad biurkiem. Pokazywał godzinę jedenasta, a ja byłam zdziwiona, że do tej pory nikt mnie nie obudził.
Opadłam ponownie na miękką poduszkę, przeciągając ręką po jedwabnej pościeli, która lekko muskała moją skórę. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Jestem w ogromnym domu, wczoraj zaprzyjaźniłam się z moją... Anne i w dodatku niedługo zacznę chodzić do normalnej szkoły!
Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, co się działo wokół mnie. Cholera, jestem w raju! Wstałam, nie przejmując się, ile hałasu mogłam narobić i zaczęłam skakać po sprężystym materacu. Po kilku chwilach jednak czułam, że brakuje mi tchu i ponownie położyłam się na łóżku z trudem łapiąc oddech. Nigdy nie miałam dobrej kondycji.
Gdy ponownie byłam w stanie się poruszyć, podniosłam się i powędrowałam do garderoby. Musiałam przyznać, że Anne nie tylko miała gust, ale także idealnie zaopatrzyła moją szafę. Miałam tutaj wszystko, od bielizny po kurtki zimowe. Z westchnieniem zaczęłam przesuwać wieszaki, szukając jakiś dżinsów i wygodnej koszulki. Wstałam dzisiaj z naprawdę dobrym humorem i mogłam nawet wybaczyć Harremu, że wczoraj bezwstydnie postanowił skorzystać z mojego łóżka.
W końcu, kiedy przebrnęłam przez masę cekinowych sukienek, udało mi się znaleźć coś to, czego szukałam. Zwyczajne czarne spodnie i jakaś granatowa bluza, którą sprawnie przeciągnęłam przez głowę. Jak byłam już w pełni ubrana, przeczesałam włosy palcami i opuściłam garderobę. Chciałam zejść na śniadanie, ale powstrzymały mnie blond włosy, które zdążyłam dostrzec na balkonie zanim dziewczyna, do której one należały, zniknęła zapewne w pokoju Harrego. Była to prawdopodobnie Samantha dla której miałam być miła, jak to ujął brunet.
Do moich uszu doszedł głośny, dziewczęcy śmiech. Próbowałam się zmusić do pójścia na dół do kuchni, ale moja ciekawska natura znowu wygrała walkę wewnątrz mnie. Zakradłam się cicho do drzwi od tarasu i otworzyłam je. Ich głosy od razu stały się wyraźniejsze i słyszałam ich całą rozmowę.
- Kiedy ją poznam? - dziewczyna była naprawdę podekscytowana. Domyśliłam się, że mówili o mnie.
- Nie wiem, cholera, jak się obudzi - Harry westchnął po tych słowach, a jego głos drżał, co oznaczało, że powoli tracił cierpliwość.
- Harry, jest już prawie południe! - blondynka jęknęła. - Mogę chociaż sprawdzić czy wstała?
- Tak, kurwa, tylko błagam, przestań już o niej gadać! - warknął, a ja uniosłam brwi. Wczoraj dosadnie kazał mi zachowywać się przy niej w odpowiedni sposób, a sam odnosił się do niej niestosownie. No chyba, że powiedział mi to z sarkazmem, którego nie rozpoznałam w jego głosie?
Moje przemyślenia przerwało spotkanie z podłogą. Myślałam, że dziewczyna wejdzie drzwiami, a nie wyskoczy na mnie z balkonu. Blondynka ledwo złapała równowagę po zderzeniu ze mną i zerknęła na mnie z góry, a po chwili wybuchnęła śmiechem.
- Boże, przepraszam! - nadal chichotała, wyciągając do mnie dłonie i podnosząc mnie z ziemi. - Nie spodziewałam się ciebie zaraz za drzwiami!
- Nic się nie stało - odpowiedziałam, posyłając jej uśmiech i otrzepując spodnie. Dziewczyna była naprawdę wysoka, przewyższała mnie prawie o głowę, a do tego miała szczupłą sylwetkę. Jej oczy mieniły się jasnoniebieskim kolorem, a za pełnych ust pomalowanych różową szminką wyłaniały się śnieżnobiałe zęby. Wyglądała jak modelka wyjęta prosto z okładki Vogue'a. - Jestem Gemma.
- A ja Samantha - przedstawiła się, tym samym potwierdzając moje przypuszczenia, co do jej tożsamości. - Ale mów mi Sam. Nie cierpię mojego pełnego imienia.
CZYTASZ
Orphanage ◆ h.s
FanfictionOpowieść o zamkniętej w sobie dziewczynie, która od najmłodszych lat mieszka w sierocińcu. Dopiero kilka miesięcy przed ukończeniem pełnoletności zostaje adoptowana przez małżeństwo o nazwisku Styles. Gemma myśli, że los się w końcu do niej uśmiechn...