Rozdział 8

97 10 1
                                    

Po szkole, dzieci czekały na placyku na swoich rodziców. Menma jedynie na nikogo nie czekał, więc od razu zaczął się kierować w kierunku swego domu.

- Menma? - zatrzymała go Dalia przy furtce. - Gdzie idziesz?

- Jak to gdzie? Do domu.

- A nie czekasz na swoich rodziców?

- Ja nie mam rodziców! - warknął gniewem.

Dziewczyna spojrzała na niego wystraszonym wzrokiem, po czym puściła mu ramię.

- Wybacz, ale muszę iść.

Maszerował sam przez całą drogę. W jej połowie zauważył przed nim dziewczynkę w jego wieku. Po twarzy, można byłoby przysiąc, że była szczęśliwa. Dzieliło pomiędzy nimi z czterdzieści metrów. Koło niej szli jej rodzice, trzymając ją za rękę. Chłopak pochmurniał. Zatrzymał się w miejscu, patrząc smutnymi oczami na wspaniałą rodzinkę.

W tym samym czasie, przed nim szła czarnowłosa dziewczynka. Koło niej, jej starszy brat, a za nimi ich matka. Była wyższa od swojego syna i miała krótkie wyfarbowane włosy na blond. Pomiędzy Menmą, a tamtą rodziną zajmowało zaledwie trzydzieści kroków. Kobieta zauważywszy tamto dziecko, od razu złapała swoje za ręce, po czym postanowiła przebiec na drugą stronę ulicy.

- Chodźcie. - rzekła sama z siebie.

Chłopak usłyszawszy ich kroki, obrócił się w tamtym kierunku, po czym zauważył u szatynki, coś co się nie spodziewał. Spoglądała się ku niemu swoimi oczyma. One jednak nie wpatrywały się tak samo, jak u innych mieszkańców. Mówiły one strach i współczucie. W ogóle nie było w nich ani grama nienawiści. Następnie zniknęli na zakręcie. Chłopak oprzytomniawszy, pobiegł w kierunku swojego domu.

Było po południe. Słońce chowało się za chmurami. Nagle zaczęło padać, a Menma wpatrywał się w spadające krople deszczu, zza okna. Po chwili zauważył jakiegoś zakapturzonego mężczyznę, przechodzący przez główną ulicę. Na pierwszy rzut oka wyglądał na podejrzanego.

Moc OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz