Rozdział 34

54 5 0
                                    

Nina razem z matką, kierowały się w stronę szpitala. Gdyż cały czas dziewczynka myślała o Menmie, bardziej martwiła się o ojca. Dzisiaj była jej pierwsza wizyta, więc bardzo się bała wejść do środka.

Przechodziły przez pusty korytarz. Nikogo tam nie było prócz nich, woźnej i sekretarki, do której się udawały. Było doskonale słychać stuki szpilek pani Nik na cały korytarz.

- Słucham? - zapytała sekretarka, kiedy przed sobą ujrzała wyfarbowaną na blond kobietę i małą szatynkę.

- Proszę podać numer sali, przebywającego mojego męża. - rzekła matka.

- A jak nazywa się pani mąż?

- Lary Nik.

Tamta poszukała na komputerze podane nazwisko, po czym odparła:

- Drugie piętro, sala 210.

- Dziękujemy.

Kobieta chwyciła za nadgarstek Niny, po czym udała się w kierunku schodów.

- Mamo? - zapytała się niepewnie dziewczynka. - Dlaczego tutaj nikogo nie ma?

- Ktoś musi być. W końcu na tym świecie nie ma nieśmiertelnych.

- A po co tutaj, aż tyle szpitali?

- Zapewne szybko medycy chorych leczą. W końcu to wioska 'Wiatru.

Dotarli na miejsce. Pani Nik szarpnęła mocno za klamkę, po czym szybkim ruchem otworzyła drzwi. Obie ujrzały leżącego na łóżku mężczyznę.

- Cześć kochanie! - zaczęła mówić kobieta, rzucając torbą na stojące przy nim krzesło. - Jak się czujesz?

- Już dobrze. - uśmiechnął się. - Mam do ciebie prośbę. Pójdziesz, kupić mi coś do picia? Zaschło mi w gardle.

- Pewnie! Zaraz wracam.

Wyszła. Nina siedziała teraz koło ojca.

- Poszła sobie. - odetchnął, po czym objął dziewczynkę. - Jak tam u ciebie?

- Dobrze. Będziemy tutaj kilka dni, więc oczekuj się częstych odwiedzin. - zaśmiała się cicho.

Nagle z pod poduszki, Lary wyciągnął amulet ze znakiem ognia.

- Twoja matka bardzo się o ciebie martwi i zapewne będzie chciała, abyś była, jak najdalej od tego dawcy ognia.

Podał jej przedmiot.

- Co to jest? - zapytała szatynka.

- Amulet. Czcigodny Lorik posiada taki sam. Dzięki temu potrafi kontrolować moc jej dawcy. A przynajmniej odkryłaś, kim jest dawca naszej wioski?

- Tak. Menma Len.

- To tym lepiej. Spróbuj go nie zgubić. - wskazał na amulet. - Dzięki temu nie będziesz się musiała chłopaka obawiać. A zwłaszcza matka. Zrozumiano?

- Skąd go wziąłeś? - wskazała na prezent, ignorując tamto pytanie.

- Od ojca Menmy. Chciał go podarować swojemu bratu, ale z niewiadomych okoliczności, zginął. Byłem jego najlepszym przyjacielem, więc prócz Lorika, poprosił mnie, abym miał Menmę na oku. Teraz, jak widzisz, to jest na razie nie możliwe dla mnie, więc powierzam te zadanie tobie. Poradzisz sobie?

Tamta skinęła głową, a następnie włożyła amulet na szyję, przy czym zasłaniając go dresem. Nie było go w ogóle widać. Nawet nie miała ochoty wszystkim o tym na około rozpowiadać, a zwłaszcza matce.

Nagle do pokoju weszła pani Nik z wodą.

- Wybacz, że musiałeś czekać. - zwróciła się do Lary'ego. - Była długa kolejka.

- Nie musisz przepraszać. - rzekł, po czym szybko puścił oczko w kierunku Niny.

Tamta zaś spojrzała się raz jeszcze na amulet ze znakiem ognia. Odwróciła  go na drugą stronę, po czym ujrzała Menmę. Nie widziała gdzie on teraz był. Wyglądał jedynie na zamyślonego. Po chwili uśmiechnął się, wpadając na pewien pomysł. To zaciekawiło dziewczynę.

Moc OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz