Rozdział 47

43 5 0
                                    

Nina co chwila spoglądała się na oszołomioną Lizę, a raz na nową osobowość Menmy. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało! Przybliżyła się (na kolanach) do Lizy, by mieć jakiś kontakt z zaufaną jej osobą.

- Liza... - rzekła. - Co się z nim stało?

- Może to sprawka Satoriego? Nie. Satori miał białe oczy. A Menma ma czarne. - pomyślała chwilkę kobieta. Spojrzała się na Ninę, która nie mogła się powstrzymać od łez. Nagle jej wzrok skierował się na amulet dziewczynki. - Nina! Amulet! No przecież! Amulet może być używany jako neutralizator mocy!

- Wiem, ale... - spojrzała się za siebie. Jej ręce w dalszym ciągu były skute w kajdanki, tak samo jak Liza.

Kobieta obracała wokół siebie głowę, próbując znaleźć jakiś przydatny przedmiot. Szkło! Szkło? Niedaleko jej kostek leżał kawałek szkła. Nie wierzyła sobie, aby dało radę przeciąć takie twarde i otoczone magią kajdanki. Spróbowała jeszcze czegoś przydatniejszego znaleźć, ale wokół były tylko zniszczone odłamki gruntu i niekiedy małych kamieni. Pozostawał jej tamten pomysł.

Przykucnęła przy ziemi, po czym przy pomocy warg zabrała stamtąd odłamek. Już od razu się pokaleczyła, a krew małymi dróżkami spływał jej po pod bródce. Z ignorowała to. Przekręciła głowę, a następnie resztkami sił przyłożyła szkło do kajdanek. Szybkim ruchem przecięła je, które zaraz odpadły. Czuła szczęście, a za razem zdziwienie, iż to było niemożliwe, aby mały skrawek szkła przecięło kajdanki otoczone magią. Magią! Przez tę magię prawdopodobnie piętą Achillesa było szkło!

Wyjęła z zakrwawionych ust przedmiot, po czym tym samym sposobem uwolniła Ninę.

- Dzięki. - rzekła tamta. - Czyli, że po prostu mam to założyć Menmie - wskazała na amulet. - i stanie się taki jak kiedyś?

- Mam nadzieję.

- Dobrze.

Nina przesunęła stopę w przód, po czym pewnym krokiem ruszyła w kierunku źródła złowieszczej aury.

Aura działała, jak mocny wiatr, który odpychał wszystko i wszystkich, którzy stali mu na drodze. Tak samo czuła dziewczynka. Jedną ręką zasłaniała oczy, iż przez ten wiatr nie mogła nic widzieć.

Po chwili doszła do gilotyny. Złapała się drugą ręką słupa, aby wiatr nie odepchnął jej z miejsca. Spojrzała się w górę. Menma stał nadal na gilotynie bez ruchu. Był wpatrzony w jedne dalekie miejsce, gdzie Nina nie mogła je ujrzeć.

Wspięła się na nią. Deska, na której stała, była bardzo cienka, więc trudno było z niej nie spaść (jeszcze ten wiatr...).

Pomału ściągnęła z siebie amulet, po czym założyła go na szyję Menmy. Tamten zaś zepchnięty z transu, spojrzał wpierw na przedmiot, po czym bardziej ścisnął go do piersi.

- Nina... - zatrzymał się.

Tyle to dziewczynce wystarczyło.

Usłyszała, jak wymawiał jej imię. Jej łzy zaczęły jeszcze bardziej spływać po twarzy. Miała racje! Ten amulet pozwolił jej na powrót dawnego przyjaciela! Jedyne co nie rozumiała to aura i oczy. Były nadal ciemne i przepełnione złością i nienawiścią. Dlaczego? Teraz to się tym nie przejmowała. Wiedziała, że Menma wrócił i to było najważniejsze...

- ...to już na mnie nie działa. - dokończył chłopak. Zerwał z siebie amulet, po czym wyrzucił go za siebie, dodając większej szybkości i długości lotu, przez wiatr.

Nina nie mogła uwierzyć. Jej wargi zaczęły pomału drgać z powodu porażki. Nic nie rozumiała! Dlaczego powiedział ,,to już na mnie nie działa."? Niech pomyślmy. Aura Menmy była zbezczeszczona wrogością. Jego oczy były czarne, więc niemożliwa była kontrola umysłu przez Satoriego. Jeszcze powiedział jej imię! To znaczy, że przez nikogo nie mógł być kontrolowany! Czy to oznacza, że to robił z własnej woli? Nie! Znała go dobrze. A może nie...?

Amulet po pewnej chwili uderzył w grunt, a szkiełko stukło się, przez co magia wyparowała z przedmiotu. Przez to aura chłopaka się powiększyła, polepszając zasięg i moc wiatru.

Nina nie wytrzymała. Wiatr odepchnął ją z daleka od źródła i uderzył nią w jedną ze skał. Ból był nie wyobrażalny. Od razu po tym straciła przytomność, zostawiając ją bezradną.

Liza zauważyła wypadek, więc szybko podbiegła do niej. Przyłożyła ucho do jej klatki piersiowej, by móc sprawdzić bicie serca. Był puls. Dzięki Bogu. - pomyślała.

Kobieta spojrzała się w niebo. Przychodziły czarne chmury. Nagle pierwsza kropla z nich spadła na policzek Lizy. Po tym spadały kolejne i kolejne, aż w końcu zaczęło mocno lać. Nad Menmą pojawiło się coś w postaci wiru wytworzone z chmur. Po chwili usłyszał głos burzy, a za razem z tym zobaczył błyskawice, który trafił prosto w Menmę. Zniknął.

Liza chciała od razu podbiec do gilotyny, odkryć co się stało z Menmą. Ale także nie chciała pozostawiać Niny samej na deszczu.

Obejrzała się wokół siebie, próbując znaleźć jakieś schronienie. Udało się! Niedaleko gilotyny była zrobiona dziura z gruntu w postaci małej jaskini. Od razu podbiegła w tamtą stronę.

Miała ochotę znaleźć Menmę, kiedy przestanie padać...

Moc OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz