Rozdział 23

66 9 0
                                    

Nadszedł oczekiwany wieczór. Samolot już leciał nad wioską 'Ognia, po czym zmniejszył szybkość. Mieszkańcy z zaciekawieniem spoglądali na maszynę.

Kornelia otworzyła drzwi, by mogła z niego wyskoczyć. Niecierpliwie czekała na znak od kapitana.

Nagle z samolotu zaczęły spadać bomby. Ludzie z wioski zaczęli chaotycznie biegać wokół niej.

- Musimy ewakuować mieszkańców! - zawołał Lord.

Nagle bomba spadła koło gabinetu, przez co budynek legł w potrzasku.

- Skacz! - zawołał kapitan do Kornelii.

Tamta bez wahania wyskoczyła z pokładu i z ogromną szybkością spadała w kierunku ziemi. Wiatr odsłonił jej czoło z włosów. Na nim było widać brązowy kryształ w kształcie deltoidu. Kiedy była metr nad ziemią, zaświecił się, po czym pod nią pojawiło się błoto, dzięki czemu, nie połamała nóg. Była cała brudna, lecz jej to nie przeszkadzało. Włosy znów jej zasłoniły czoło. W głowie jeszcze raz powtarzała swój plan.

Biegła wężykiem w kierunku zniszczonego gabinetu, aby bomba w nią nie uderzyła. Zauważyła tam Lorda z amuletem na szyi, pod znakiem ognia. Wyciągnęła z tyłu kieszonki nóż i pomału podchodziła do niego od tyłu. Tamten zaś próbował się pozbierać.

Menma przez okno, zauważywszy wybuchy, z przerażeniem próbował uciec ze szpitala. Ola, jak na niańkę przystało, pomogła mu.

- Idź w kierunku bramy! - zawołała dziewczyna. - Poradzisz sobie?

Tamten kiwnął głową. Ola zawróciła do swojego domu, by mogła uratować swoją młodszą siostrę.

Menma kulejąc, próbował udać się w wyznaczonym kierunku. Ogień rozprzestrzeniał się na głównej ulicy, więc postanowił wybrać drogę przez gabinet Lorda. Widząc szczątki zniszczonego budynku, chciał przyspieszyć. Jęczał z bólu i ciężko oddychał z powodu kurzu i dwutlenku węgla,wydostających się z płomieni. Nagle zauważył jak jakaś dziewczyna z nożem podchodzi do Lorda. Zrobił krok do przodu i przypadkowo się przewrócił. Dźwięk usłyszała Kornelia. Uśmiechnęła się, widząc twarz chłopaka.

Podbiegła do niego i przyłożyła mu nóż do gardła. Zauważywszy to Lorik, chciał zrobić krok w tamtym kierunku.

- Nie podchodź! - zawołała dziewczyna. - Bo go zabiję.

Tamten cofnął się odrobinę do tyłu. Kornelia tupnęła nogą, po czym ziemia się zakołysała i tamta dwójka pofrunęła wysoko poza wioskę.

Wylądowali na wzgórzu wśród zieleni. Dziewczyna puściła wystraszonego chłopca. Dzieciak odruchowo schował się za drzewem.  Kątem oka jeszcze spoglądał na nieznajomą. Nagle wydawało mu się, że skądś ją zna. Mimo to, widzi ją po raz pierwszy. Ostrożnie wyszedł z kryjówki.

- Nie bój się. - powiedziała kobieta. - Jesteś w dobrych rękach.

- Jak to? - zdziwił się. - Przecież przed chwilą chciałaś mnie zabić! Kim jesteś?

- Powinieneś wiedzieć. - zaśmiała się. Nagle jej wzrok wkuł się na bandaże, jakie nosił. - Co ci się stało?

- Nic takiego. - powiedział. - Spadłem ze wzgórza.

- Chodź. - podała rękę. - Opatrzę je.

- Ale przecież...

Przerwał. Zauważył jak ściąga bandaż jego prawej ręki. Następnie przyłożyła do niej swoje dłonie, a wokół rany pojawiła się błękitna aura.

- Jesteś z wioski 'Wiatru? - zapytał.

- Nie. A dlaczego tak myślisz?

- Słyszałem, że w tej wiosce są najlepsi medycy. A ty mi wyglądasz na takiego.

- Nie. Po prostu nauczyłam się tego od dawcy mocy wiatru. Siedź cicho i się nie ruszaj.

Po dwóch minutach, chłopak czuł pełno sprawność w swojej ręce. Tamta zrobiła ten sam rytuał na innych ranach. Już nie czuł, jak mu głowa ciąży przez szynę. Zapewne wyciągnęła  to sposobem "magicznym".

- Kim jesteś? - powtórzył pytanie.

- Ehmm... jeśli nie pamiętasz, to ci powiem: Kornelia March. Zadowolony?

- Jak to? - szepnął cicho. - Wydaje mi się, że ciebie skądś znam.

- Jednak znasz? Aż ci los! - zaśmiała się.

- Dlaczego mi pomagasz?

- W mojej wiosce cały czas domy płoną. Lord, który także jest moim ojcem myślał, że to dawca mocy ognia za tym stoi. Kazał mi go zabić, ale nie mogę zabić kogoś tak młodego.

- To dlaczego mnie uratowałaś?

- Bo ty jesteś tym dawcą.

Menma nie mógł tego zrozumieć. On dawcą? Gdyby nim był, to by mieszkańcy nie próbowali się go pozbyć! A wręcz przeciwnie!

- Jak to ja?! - zawołał. - To nie możliwe, abym to był ja!

- A niby dlaczego?

- Ludzie by mnie wtedy nie traktowali jak wyrzutka! Nawet chcieli mnie zabić! Rozumiesz?

- To ty nie rozumiesz. - skrzyżowała ręce na piersi.

- Jak to? - usiadł wygodnie na ziemi koło niej.

- Jeszcze nie przebudziłeś swojej mocy. A to dlatego, że jeszcze jesteś dzieckiem i posiadasz za mały organizm, by móc przemieścić taką ogromną moc.

- A co ma to wspólnego?!  - przerwał Menma. - Nie mówiłaś nic o tym, dlaczego mnie wszyscy nienawidzą!

- Przymknij się! Daj mi skończyć. Jeszcze jej nie przebudziłeś, a to znaczy, że za niedługo to się stanie. Za pierwszym razem oddajesz najwięcej swoich mocy, najbliższej stającej ci osobie. Zwykły człowiek nie utrzyma takiej ogromnej ilości w sobie, dlatego każdy próbuje być jak najdalej od ciebie, by nie móc umrzeć. To także dobrze dla ciebie. Powiedzmy, że w twoim ciele trzymasz dzbanek pełen mocy, która ma przystosowaną wielkość do twojego roku życia. Podczas przebudzenia uwalniasz jej jak najwięcej. Gdy całą stracisz, umierasz. Rozumiesz?

- Mniej więcej. - podrapał się chłopak po głowie. - A kiedy oddaję tę moc innym?

- Cóż... - westchnęła. - co roku w rocznicę przebudzenia. Mimo to, moc się bardzo długo regeneruje. W twoim przypadku gdzieś koło dziesięciu miesięcy, a nie zapominaj, że rok trwa dwanaście. Więc masz mało czasu. U mnie trwa trzy miesiące.

- Hej. Mam pytanie. - dodał Menma. - A da się, aby dawca dał innemu dawcy swoją moc?

- Przed przebudzeniem, tak. Ale co z tego, jak dostaniesz tyle co nic?

- Tak mało? Hej! A ty kiedy po raz pierwszy przebudziłaś swoją moc?

- Koło dwunastu lat. Ty jeszcze trochu poczekasz. - zaśmiała się.

Moc OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz