Rozdział 48

50 4 0
                                    

Menma znalazł się w dziwnym ciemnym miejscu. Trochu przypominało to kryjówkę Satoriego. Aura chłopaka dodawała większy mrok dla tego miejsca.

Zrobił krok w przód, po czym biegnąc postanowił go poszukać, iż był przekonany, że tutaj go znajdzie. Jedyne co, to nie wiedział gdzie.

Światło z czerwonej świecy, którą tamten posiadał, powinien przynajmniej trochu oświetlać tę czarną dziurę. Zapewne Satori zasłaniał mu, co pogarszało sytuację.

Jeszcze jedno go ciekawiło. Jak się tutaj znalazł? Wnet sobie przypomniał łzy Niny, kiedy wyrzucił daleko za siebie jej amulet. Wyczuł wtedy przylatującą moc. Dopiero po tym nastąpiła burza, a jedna z błyskawic uderzyła w niego; a następnie... zniknął.

- Hej!! - krzyknął głośno, aby Satori mógł go usłyszeć.

Bez skutku. Przez to bardziej się zdenerwował, a aura chłopaka się zwiększyła.

Biegł przed siebie, mając nadzieję, że w końcu ujrzy światło czerwonej świecy.

JEST! Kilka metrów przed nim zobaczył cień, a wokół niego była aura z światła płomieni.

- Hej ty! Satori! - wrzasnął głośno Menma.

Mężczyzna obrócił się w jego kierunku tak, że można było zobaczyć część jego twarzy.

- Jesteś zły na Satoriego? - zapytał się tamten, widząc ciemną aurę wychodzącą z chłopaka. - Co zamierzasz z nim zrobić? Zabić?

- Zamierzam pomścić śmierć swoich najbliższych. To przez ciebie miałem najgorsze lata swego życia!

- Więc się nie krępuj. - zaśmiał się Satori, całkowicie się odsłaniając.

Menma miał teraz okazję. Chciał już pobiec w kierunku ofiary, ale się zawahał. Czuł, że jest coś nie tak. Widząc szczerzącą się minę mężczyzny, zrobił krok do tyłu.

- Co się stało? - zaśmiał się tamten. - Nie chcesz przypadkiem się zemścić? Nie chcesz go zabić? Zastanów się.

- A o co chodzi? - Menma nie wiedział, jak odpowiedzieć. Chciał się dowiedzieć, dlaczego całkowicie się odsłonił.

- Satori się nie boi. A to dlatego, że to niemożliwe, abyś mógł jego zabił.

- A niby dlaczego?

- Pomyśl. Satori to Oświecenie. To bóg. A jeśli on zniknie, zniknie cały świat.

Menma nie mógł w to uwierzyć! Jak miał niby się zemścić, skoro to przyrządzi mu same problemy!

Nagle spojrzał się na swoją dłoń. Aura zaczęła znikać z jego ciała, a ze względu na ciemną kryjówkę Satoriego, nie można było ocenić, czy kolor jego oczów zmienił się na tamten dawny szmaragd.

- Co się stało? - zawołał bezmyślnie chłopak. - Przecież jeszcze mam dużo energii! Więc dlaczego nie mogę kontrolować swej mocy?

- Naprawdę tego nie rozumiesz? - Satori wyszczerzył ząbki. - Niedawno skończyłeś siedem lat. Poza tym to nadal za wcześnie, abyś wygenerował taką ogromną do kontroli moc. Ty oczywiście poszedłeś na skróty. Chciałeś aby Satori pomógł ci przebudzić tamtą moc. A to oznacza, że nawet z taką aktualnie ogromną siłą, nie będziesz mógł dokładnie kontrolować swojej mocy. Dzięki temu, tym bardziej nie uda ci się pokonać Satoriego.

- Mylisz się!

Mężczyzna z zaciekawieniem spojrzał na chłopaka. Cień z jego twarzy, zasłaniał mu ponurą minę.

- Mogę ciebie pokonać bez tej przeklętej mocy!

W tym samym czasie pobiegł w kierunku światła, próbując przyłożyć pięścią w twarz mężczyzny. Niestety został odepchnięty. Ale czym?

Spojrzał znowu na miejsce wypadku. Wokół Satoriego ukazała się para, a jeszcze głębiej małe płomyki lepiące jego ciało. Po chwili zaczynało znikać.

Chłopak się na chwilę zastanowił. Dym? Płomień? Moc ognia! Używał on takiej samej umiejętności co Memma! Ale dlaczego? Dlaczego nie mocy wiatru jak Liza, czy ziemi jak Kornelia? Jego oczy przykuły się do światła. Podpalony na niej ogień był jako jedynym światłem dla tego otoczenia. Czy to ona była jego słabym punktem?

Jeszcze raz. Świeca jest zapalona przy pomocy ognia. Satori też używał mocy ognia. Jeśli zabije Satoriego to zginie cały świat! A co się stanie, gdy zniszczy tę świecę? Na pewno tutaj będzie wszędzie ciemno, a Satori nie będzie mógł spoglądać na świat. I to tyle? A może nie? To było jedyne wyjście.

Wstał z podłogi, po czym chwiejnym krokiem próbował na około dojść do świecy. Mimo to, Satori cały czas podążał za nim wzrokiem. Domyślał się, że chłopak coś wymyślił, ale nie miał pojęcia co.

Nawet jeśli był bogiem, to jedyne co nie potrafił, to czytać komuś w myślach. Tego właśnie nienawidził.

Menma okrążył miejsce tak, aby był najdalej od mężczyzny, a najbliżej źródła światła. Niestety przerażało go jego spojrzenie, przez co miał mało pewności siebie.

Kiedy spojrzał na świecę, światło odbiło mu się na jego twarzy odsłaniając mu jego tajemnicze oczy. Ich kolor nadal się nie zmienił. Były pochłonięte nadal nienawiścią, a jego kryształ na czole także pozostawał taki sam.

Gdy już miał najlepszą okazję na zabranie świecy, Satori od razu to zauważył, po czym szybkim ruchem odebrał mu przedmiot. Niestety wypadło mu z ręki prosto na ziemię, niszcząc zarazem wosk. Płomień zniknął...

Moc OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz