Rozdział 41

51 4 0
                                    

- I zapamiętaj Menma. - kontynuowała Kornelia swoją opowieść. - Satori oznacza po japońsku Oświecenie. To znaczy, że jest stworzycielem świata, życia i tego bólu, i cierpienia. Jednym słowem, jest bogiem. Dlatego musisz się trzymać od niego z daleka, ponieważ jak cię złapie, to już nie puści. Rozumiesz?

Menma spuścił głowę. Słuchając tej opowieści, dowiedział się kto jest sprawcą morderstwa jego rodziców.

Zmarszczył brwi, po czym pewnym krokiem stanął i ruszył przed siebie w głąb lasu, ignorując dziewczynę.

Nina miała łzy w oczach. Nie rozumiała, jak to jest stracić i żyć od urodzenia bez rodziców. Ściskała mocno swój amulet do klatki piersiowej, po czym wahając się chwilkę, ruszyła za nim.

- Menma! Nina! - zawołała Kornelia, wyciągając ręce przed siebie.

- Chodź. - rzekła Liza, ciągnąc tamtą za nadgarstek.

***

Menma biegł wątłym szlakiem wycierając, co jakiś czas łzy z oczu. Przez ten czas przebywał u zdrajcy zabicia jego jedynej rodziny! Dlatego on postanowił jak najszybciej przebudzić swą moc, aby nie móc skrzywdzić najbliższych.

Jego myśli przerwały mu krzyki Niny:

- Hej Menma! Czekaj!

Tamten zaś odwrócił się na znak wołania swojego imienia. Dziewczyna zatrzymała go, łapiąc za rękę.

- Menma! To nie wina Kornelii...

- A niby kogo! - wrzasnął głośno bez namysłu. - Przecież to przez nią moi rodzice nie żyją!

- Nie słuchałeś Kornelii? To wszystko wina Satoriego. To on jest losem cierpień innych. Czyli to on stworzył te przeznaczenie.

- Nie. Mylisz się. - zaprzeczył, już mówiąc trochu ciszej. - Satori stworzył tylko początek. A rozwinięcie i zakończenie tworzą jedynie ludzie. A wiedziała, że jej moc zwleka z przepudzeniem, więc była większa szansa na to, że może zabić z zaskoczenia setki osób! - ryknął. - Dlatego powinna zostać w domu, a nie odwiedzać innych bez namysłu. Rozumiesz? - czekał dwie sekundy na odpowiedź. Iż dziewczyna nie wiedziała jak zacząć, tamten wywrócił oczyma, po czym wyrwał jej się z małych rączek.

- Menma! - zawołała zdziwiona zachowaniem chłopaka. - Gdzie idziesz?

Tamten stanął, a następnie odwrócił się do niej. Rzekł:

- Do Satoriego.

I znowu zaczął biec przed siebie, szukając dobrze mu znanej jaskini.

***

- Spójrz Satori. - mówiła do siebie biało-oka dusza w ciemnej jaskini przy czerwonej świecy. - Ludzie ciebie nie cierpią. Ludzie ciebie nienawidzą. Mimo, iż stworzyłeś świat, życie i moc, którą pragną. Tak o to tobie zawdzięczają... Widzisz tę dziewczynę? - spojrzał na Kornelię wewnątrz płomieni. - Ona nagadała temu chłopcu samych głupstw! Tamten zaś jest mądry i idzie do ciebie po moc. Pomóż mu i przeklnij ją, aby mu nie niszczyła więcej jego życia. - zaszczerzył ząbki. - Amen.

***

Opowieść Kornelii była bardzo długa, więc szybko ten czas przeleciał i pojawił się wschód słońca witający przecudny nowy dzień.

Menma determinacko szukał jaskini. W końcu się zatrzymał. Uświadomił sobie, że dzisiejszej nocy on zemdlał, a dziewczyny przyszły mu na ratunek, ciągnąc go na wzgórze, tuż przy zapadlinie do Wioski Żywiołu Wiatru. Zrozumiał, że się zgubił, a wokół siebie nikogo znajomego nie było. Nawet Nina nie mogła go dogonić, więc także nie była w zasięgu jego wzroku. Przykucnął na ziemi, po czym zasłaniając sobie swoje oczy, zaczął płakać, ale nie z powodu braku znaleziska, lecz z ogromnego bólu samotności, jaki teraz odczuwał.

Szatynka w końcu go dogoniła.

- Menma... - dodała i podbiegła bliżej chłopaka, lecz słysząc jego jęki i szlochanie oraz widząc łzy spływające mu po policzkach, od razu się cofnęła w tył. - Wszystko dobrze?

Zatrzymała się w pewnej odległości od niego. Miała współczującą minę, która spoglądała się na niego tak, jakby były odwrócone rolami.

- Nie. - rzekł Menma, nadal nie odwracając się do niej. - Nie mogę znaleźć jaskini.

Nina podeszła pewnym krokiem do niego, przy czym stojąc przed nim z teraz poważniejszą miną, założyła ręce na klatce piersiowej i zapytała:

- Dlaczego aż tak bardzo pragniesz iść teraz do tej jaskini? Nie przypadkiem ostatnio bardziej ciebie interesowała twoja wioska?...

- Jeszcze bardziej ona mnie interesuje. - przerwał jej szybko. - Dlatego muszę przebudzić tę moc, aby nikt już nie musiał się mnie obawiać.

Stanął, gdzie znowu poszedł dwa kroki przed siebie, lecz zatrzymała go ręka Niny.

- Poczekaj Menma. A ty w ogóle wiesz gdzie musisz iść?

Tamten słysząc te pytanie, pokręcił przecząco głową.

- Ale ja wiem. - uśmiechnęła się szeroko.

- Na serio? Gdzie?

- Powiem ci, lecz pod jednym warunkiem. - powiedziała to w sposób uroczysty.

- Jakim?

- Pójdę z tobą.

- Dobra. To gdzie to jest?

- Chodź. - pociągnęła go za rękę w przeciwną stronę, do której na początku Menma się kierował. Następnie poszli na prawo i po kilku minutach dotarli do celu.

- Dobra. Zostań tutaj. - nalegał chłopak.

- O nie! Nie ma mowy! - sprzeciwiła się. - Powiedziałeś, że mogę iść z tobą!

- Ale myślałem, że chodziło ci, że od początku do jaskini!

- Menma! - krzyknęła ostro. - Muszę ciebie bronić. - wskazała na amulet. - Pamiętasz co powiedziała Kornelia? Ją uratował amulet. A to znaczy, że ciebie też on uratuje!

- No dobra, dobra. - wywrócił oczami, po czym wszedł do jaskini.

***

Kornelia razem z Lizą biegły tą samą drogą, co tamci. Innymi słowem, one chodziły za ich śladami.

Po chwili, Kornelia wokół siebie poczuła jakieś dziwne zimno, a za razem ciepło. Zatrzymała się, w tym samym czasie zmuszając towarzyszkę do tego samego. Nie wiedziała co to mogło być.

Zamknęła oczy. Wewnątrz swej duszy próbowała coś wyczuć. Lecz na próżno.

- Hej! Wszystko dobrze? - zawołała dawczyni mocy wiatru.

- Tak... - rzekła, myśląc sobie, że tylko coś jej się zdawało. - Chodźmy.

Moc OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz