Rozdział 46

42 4 0
                                    

Nastał czas egzekucji. Irek wydał rozkaz strażnikowi, aby wypuścił więźniów i skierowali się na główny rynek.

Szedł z Erykiem schodami w dół, coraz bardziej pogrążając się w lochowe ciemności. Zapalił latarkę, po czym z towarzyszem udali się na prawo, gdzie nie było tam żadnego światełka. Echo uderzających butów o podłogę, zaciekawiło Lizę, która bez skutku próbowała się wydostać. Ujrzała światło. Nie wiedziała, czy miała się właśnie cieszyć z tego właśnie powodu, czy płakać, że Lord przysłał po nich swoich ludzi.

Menma z Niną siedzieli razem w kącie, też pochłoniętych dźwiękiem tupotami butów. Wystraszeni, coraz bardziej próbowali wciskać się w ciasny kąt, aby nikt nie mógł ich zobaczyć.

Plan nie wypalił. Henek skierował latarkę prosto na więźniów. Musieli zasłonić powieki, iż ich oczy przyzwyczaiły się już do ciemności.

- Wyłazić! - zawołał strażnik, otwierając bramę. Miał w dłoni kajdanki, aby nikt nie mógł się wymknąć podczas egzekucji. Przymocował je całej trójce z tyłu.

- Co z nami zrobicie? - powiedziała przerażona Nina.

- Spokojnie. Lord wybrał wam łagodną karę, tak aby nikt nie musiał czuć żadnego bólu.

- Jaką?

- Zobaczysz.

Dziewczyna przełknęła ślinę. Już straszne rzeczy przepływały je przez myśli.

Bohaterów zaczęto prowadzić prosto na główną ulicę. Już na podwórzu słońce pomału zaczęło się cały odsłaniać.

Tam była cała masa ludzi umieszczonych na okręgu, dając dużo miejsca egzekucji, która odbędzie się w środku niego.

Więźniowie stali niedaleko gilotyny, tuż przy zebranych widzów. Nikt nie zwracał uwagi na dzieci. Wiedzieli dobrze, że to oni byli sprawcami pozbycia się ICH mocy. Krzyczeli, wołali, pokazywali palcem w dół*(1), robili hałas, aby szybciej Lord się pozbył tamtych sprawców.

Na nieszczęście nie było żadnej przemowy, ani ogłoszenia egzekucji.

- Najpierw dawca ognia. - zarządził Irek, który stał obok gilotyny.

Strażnik ostro szarpnął chłopaka, po czym zatrzasnął jego głowę i ręce w dyby.

Liza nie chciała tego widzieć. Próbowała użyć jakiejkolwiek magii, aby móc się wydostać i uratować Menmę. Bez skutku. Dlaczego? Spojrzała za siebie na kajdanki. Osłaniała je jakaś złotawa aura. Nigdy takiej nie widziała! Poza tym, wioska 'Ziemi już dawno straciła swoją moc!

- Mam takie pytanie. - zwróciła się do Eryka, który je pilnował. - Co to są za kajdanki?

- Jedyne co wiem, to są izolatory mocy. Ale skąd je mamy, to sam nie wiem.

A tym czasem, ostrze gilotyny już było prawie gotowe. Jedyne co trzeba było zrobić, to odwiązać sznurek.

Dopiero teraz Menma zauważył, że zaraz zginie. Widział siebie przykutego do dyb, a nad jego głową wisiało ogromne ostrze, które mu ją przetnie!

Odwiązano sznurek. W tym samym czasie Menma ujrzał całe swoje życie. Ku jemu ogromnemu zdziwieniu, nawet widział rzeczy, które nigdy nie pamiętał, na przykład dzień, w którym powstała wioska 'Ognia. Następnie, jak na rynku każdy się od niego odwracał. Widział czas i miejsce upadku z południowej góry. Nie zobaczył żadnych miłych zdarzeń, same nieszczęścia. Wnet sobie przypomniał o Satorim. To przez niego zginęli jego rodzice! Nikt go nie lubił! Posiadał taką okropną moc! Oraz tutaj zaraz zginie! Uczucia zaczęły mu się mieszać. Czuł ulgę, że zaraz skończy to żałosne życie, a za razem strach. Czuł szczęście, że może odpocząć od tych całych zdarzeń, a za razem smutek. Czuł żal, zmęczenie, nadzieję,... nienawiść.

Kiedy już ostrze dotknęło mu w kilkuset tysięcznej sekundzie szyi, nastąpił wybuch. Fala uderzeniowa była tak ogromna, że aż z głównej ulicy zrobiła się ogromna dziura. Kurz i mgła zrobiona przez to uderzenie, uniemożliwiło to ludziom widoczność.

Dwumetrowa gilotyna stała na samym środku zapadliny, a wokół niej tliła się ogromna ciemna aura w kształcie płomieni. Mgła odsłoniła Menmę, który stał na niej cały i żywy. Był cały napełniony nienawiścią tak, że jego oczy i kryształ, który mu odsłaniały latające włosy na czole, były w kolorze czerni. Mimo to, aura nie wchodziła do innych ludzi, tylko do chłopaka, który mu świat stawał się zamazany i wrogi.

- Menma! - zawołała uradowana Nina, po czym chciała podejść, ale strach przed widokiem jego osobowości, nie pozwalał jej nogom ruszyć się z miejsca.

Opadła na kolana. Widzieć nie tego samego jej Menmę to, to samo co jego śmierć. Łzy zaczęły potokiem spływać po policzkach, a ręce miała związane, co uniemożliwiało jej ich wytarcie.

- Menma! - pisknęła jeszcze raz, mając nadzieję, że tamten się wybudzi i stanie się taki, jak dawniej. Bez skutku. Wygląda na to, że Menmę stracono na zawsze.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
(1)*pokazywanie palcem w dół - w starożytnym Rzymie oczywiście rządził cesarz. Jeśli któryś z zawodników, podczas którejś walki przegra, to cesarz podnosił palec do góry - pozwalał tamtemu dalej żyć, albo w dół - kazał dobić.

Moc OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz