Rozdział 1

2.6K 130 30
                                    

Czuję...

"Jesteś?"
"Jestem, o co chodzi?" – czułem pustkę tego smsa. Obojętność jaką czuł nadawca.
"Śpij dobrze" – to wysłałem kilka godzin później. Czułem się gorzej. Nie poszedłem spać. Nie chciałemtych koszmarów, nie chciałe. myśleć więc nawet nie zamknąłem oczu. Patrzyłem. ślepo w korony drzew nade mną. Chyba czas wrócić.

Wiem...

   — Cześć — pocałowałem go w policzek na powitanie.

   — Cześć — spuścił wzrok.
Milczeliśmy, trzymał mnie w ramionach. Pustych i obojętnych.

   — Jesteś? — widziałem, że był.

   — Yyy tak — popatrzył na mnie przelotem. — I pamiętaj, że będę.
Kłamał.... Może potrafię rozpoznać kiedy ktoś mnie opuści, lub po prostu wiem, że ON mnie na pewno zostawi.

Rozumiem...

Otworzyłem oczy.

Znów ten sam sen spowity uczuciami, których nigdy nie wyrażę. Percy nie żył, a ja musiałem się z tym pogodzić.

Było jeszcze ciemno. Czwarta? Czułem, że tak. Nic nie widziałem bo mój mroczny domek wysysał całe światło i kolory kiedy tylko zostawały wpuszczane. Ja też wysysałem. To przecież ja, najmroczniejsza z najmroczniejszych osób w tym obozie, z najgłupszym imieniem w ogóle nie pasującym do osobowości.
Ale kto to wiedział ponad 70 lat temu? Hades wiedział.

Ale przecież była noc. Jedyna pora doby, kiedy mogłem zanurzyć się w swojej samotni nie odpychając nikogo, kto udawał troskę. Jedyna pora nocy, w której mogłem w spokoju oddać się swojej męce.

Życie to najgorsza udręka. Życie bez Percy'ego to kara. Kara za to, że istniałem i będę istniał. Za to, że pokochałem kogoś, kogo nie miałem prawa pokochać.

Po godzinach bezcelowego leżenia ze wzrokiem wbitym w ciemny sufit, bez życia w sobie wyszedłem na zewnątrz w tak pochmurny i chłodny dzień. Wychodziłem tylko w takie. Nikt nie był w stanie na mnie spojrzeć. Nikt. Bo to ja byłem przy śmierci ich bohatera. Jakby to była moja wina. I nic z tym nie mogłem zrobić. Nie jadłem, tylko napiłem się trochę wody. Wszyscy popatrzyli na mnie jakbym nie miał prawa jej pić.

Położyłem się na trawie w lesie gdzie nikt mnie nie widział i zasnąłem by obudzić się w świecie, w którym cierpiałem jeszcze bardziej. Robiło się już ciemno. Wstałem i otrzepując ubranie, cieniem przeniosłem się pod swój domek, by znów zaszyć się w swojej samotni. Tylko tam mogłem czuć i być człowiekiem, mogłem okazywać te wszystkie emocje, które tłumiłem w sobie cały dzień tak by nikt na mnie nie patrzył.

Przecież byłem tylko nic nie wartym synem Hadesa. Czarną bestią, której wszyscy się obawiali i przede wszystkim – mordercą, który pokutował za swoje błędy.

Położyłem się w swoim łóżku, było mi źle, otarłem łzy. Gdyby ktoś wtedy wszedł, zobaczyłby jaki byłem słaby, może w końcu uznałby mnie za człowieka. Za osobę, a nie cień, którym powoli się stawałem. To ból czynił ze słabych wraki okrętów, które tonęły nim zdąrzyły wypłynąć.

Okręty...
Morze...
Percy... zbyt wiele mi się z nim kojarzyło. Nie powinno. Przecież nie mogłem kochać, nie miałem serca.

Złapałem za swój stygijski miecz. Wymierzyłem go w swoje serce. Zawsze warto próbować, nawet jeśli na nic. Żyłem. Nie miałem nawet rany na ciele. Na duszy za to pojawiła się kolejna, rozszarpująca ostatki uczuć, które w sobie tłumiłem.

——————————————————
Poprawki czas zacząć

Przestanę KochaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz