21

189 23 10
                                    

Po 30 minutach leżenia, napisałam do Dylana czy chce zostać moim pomocnikiem w śledztwie. Zgodził się. Moje szczęście przerwał jednak Jake, wchodząc do pokoju i oznajmiając, że mam przygotować sobie rzeczy na jutro. Zrobiłam co kazał, a kiedy spojrzałam na zegarek była już 20. Biorąc piżamę pod pachę, usłyszałam burczenie w brzuchu. Stwierdziłam, że wskoczę pod prysznic, załatwię się i zejdę coś zjeść.
Po wyjściu z toalety w podskokach pobiegłam do kuchni. Ku mojemu zaskoczeniu, zobaczyłam Jake'a wyciągającego zapiekanki z mikrofali. Stanęłam za drzwiami, a kiedy przechodził obok, wydarłam mu talerz z ręki i pobiegłam do mojego pokoju.
-Evaa! -usłyszałam głos, kiedy uświadomił sobie co się stało.- Eva, do cholery oddawaj moją kolację!
Kiedy usłyszałam kroki na schodach, zaczęłam jeść. Zdążyłam zjeść jedną kanapkę, ugryzłam drugą, kiedy brat zaczął nawalać w drzwi pokoju.
-Evie! Ty nieznośna dziewucho -krzyczał waląc pięściami w drzwi. Zaśmiałam się.- Nie szczerz sie ty.. Ty.. Ty pawianie jeden!
Zaśmiałam się jeszcze bardziej i wstałam, żeby otworzyć mu drzwi.
-Zostało połtora kanapki, chcesz? -krzyknęłam, kiedy podniosłam głowę i ujrzałam chłopaka biegnącego w moją stronę. Uchyliłam się w ostatnim momencie, a on wpadł na łóżko.- Ocipiałeś, człowieku!?
-Oddawaj moją kolację! -rzucił się na mnie, a ja kwiknęłam niemal upuszczając talerz.
-Trzymaj już, trzymaj! -wyrwał mi kanapki i zasyczał na mnie jak kot poczym usiadł na łóżku i zaczął je pochłaniać.- Czasami wyglądasz jak taki słodki kociak bratku, wiesz?
-Wiem -odpowiedział z pełnymi ustami i opluł mnie serem.
-Ty bałwanie! -zrzuciłam szybko ser z ręki i usiadłam pod ścianą, jak najdalej od niego.- Weź to. Spol to najlepiej.
-Mam spolić ser tylko dlatego, że wypadł mi z buzi? -spytał unosząc brew.
-No tak, dokładnie.
-Zgłupiałaś dziewczyno -mruknął i zjadł tamten ser uśmiechając się do mnie.
-Jesteś obrzydliwy -zrobił minę kozy, a ja odepchnęłam jego twarz ręką.- Idź już, chcę spać.
-Okay, Evie -pocałował mnie w czoło, wziął talerz i poszedł w kierunku drzwi. W ostatniej chwili rzucił przez ramię:- Dobranoc, siostrzyczko.
-Branooc -mruknęłam, a kiedy wyszedł, zgasiłam światło i próbowałam zasnąć.

Obudził mnie krzyk Jake'a, że mam wstawać, bo się spóźnimy. Spojrzałam na zegarek. 8:50. Świetnie! Pogrzeb zaczyna się o 9:30.
Wzięłam ciuchy z fotela i pobiegłam do łazienki. Umyłam zęby, ubrałam czarne rurki i koszulę i pobiegłam na dół, żeby zjeść śniadanie. W kuchni zastałam zrobione już płatki z mlekiem. Zjadłam je, włożyłam naczynie do zmywarki i ruszyłam do salonu, by znaleźć brata. Osoba siedząca na kanapie sprawiła, że znieruchomiałam. Jak gdyby nigdy nic, na mojej kanapie w salonie siedział sobie Jasper i rozmawiał z Jakiem. Ten Jasper, który mnie prześladował, ten, który ostatnio włamał się do domu Dylana. Ten głupi dupek, który wmawiał mi, że mój przyjaciel jest psychopatą.
-Co ty tu robisz? -spytałam bez ogródek.
-Jak na ten moment to siedzę i czekam, aż będziesz gotowa -odpowiedział blondyn odwracając do mnie głowę.- Ładnie wyglądasz.
-Jake, możemy już jechać? -spytałam brata, ignorując komentarz mojego byłego.
-Jedziemy z Jasperem, Eva -odpowiedział i wstał.- Jesteś już gotowa?
-Ale.. Ale jak to z nim!? -krzyknęła ile tylko sił miałam w płucach.- Przecież to głupi psychol! Prześladywał mnie, napadł, zdeptał tabletki, mogłam przez to umrzeć!
-Zmienił się, okay? -odpowiedział i rozszerzył nozdrza. Był zły..- Idź na górę, weź torebkę i wszystko co ci potrzebne do szczęścia i za 4 minuty widzę cie tu z powrotem, zrozumiano?!
-Mhm -mruknęłam tylko, odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do swojego pokoju.
Nie doceniłam swojego brata. Naprawdę się zmienił, jakby trochę dojrzał.. Pakując telefon, portfel i husteczki do torby, łzy cisnęły mi się na oczy. Niedość, że dzisiaj jest pogrzeb rodziców to jeszcze mam na niego jechać z nim.. To niedorzeczne.
Kiedy już odpędziłam łzy, wzięłam torbę i zbiegłam na dół. Chłopaki czekali już na mnie przy drzwiach, kiedy schodziłam po schodzach. Jake powiedział, że wyprowadzi samochód z garażu i mamy na niego zaczekać na ganku.
-Przepraszam -usłyszałam po chwili.
-Co? -zmarszczyłam nos i spojrzałam na blondyna.
-Przepraszam, za wszystko -odpowiedział patrząc na mnie.- Za to, że wtedy cię prześladowałem i za to co ostatnio się stało.
-Nie ma sprawy -odpowiedziałam i uśmiechnęłam się słabo do chłopaka.
-Naprawdę? -wyszczerzył się tak jak kiedyś.
-Tak, nie mam ci tego za złe. Ludzie popełniają błędy.
Jasper otwierał usta, by coś powiedzieć, ale Jake zatrąbił na znak, że mamy wsiąść do samochodu. Zamknęłam drzwi i usiadłam na tylnie siedzenie samochodu, kiedy Jasper wciąż stał na ganku uśmiechając się jak kretyn.
Droga do kościoła i msza upłynęła szybko. Cat siedziała po mojej jednej stronie, a po drugiej Elena. Obie trzymały mnie za ręce, kiedy płakałam. One też płakały. Sporo osób płakało..
Siedząc na cmentarzu i wysłuchując mowy pogrzebowej (Jake uparł się, że msza ma być w kościele, a mowy na cmentarzu) Cat, z oczu zniknęli mi Jake, Jasper i Dylan, który pare minut temu mnie pocieszał. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, kiedy wstałam, a koło mnie przeszedł pan Smith, wspólpracownik ojca, usłyszeliśmy huk. Huk, krzyk i poczułam opadające na mnie ciało. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to ciało to właśnie pan Smith. Na jego białej koszuli powstawała coraz większa czerwona plama. Plama krwi. Elena podbiegła do mnie chwytając mnie za ramiona i odciągając od ciała mężczyzny. Bez słowa zapakowała mnie do samochodu i kazała czekać na Jake'a i Jaspera. Po paru minutach do auta wsiadł Dylan.
-Evie, nic ci nie jest? -spytał patrząc w moje oczy.
-Nie -odpowiedziałam nie mrugając.- Wszystko jest okay.
-Na pewno? Bo wydajesz się by..
-On umarł, Dylan. Ja miałam zostać postrzelona, nie on.. -odwróciłam głowę w stronę chłopaka.- On zginął przeze mnie.
Pare sekund później ktoś wytargał Dylana z samochodu, odpalił silnik i odjechał. Przez szok, którego doznałam, nie wiedziałam kto prowadzi ani kim jest osoba, która mu towarzyszyła..

Evie || D.O.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz