41 Małe, a takie duże

1.2K 129 22
                                    

-Już?

-Jeszcze pięć minut - Tomek krzyknął z łazienki. 

-Mówiłeś tak... -Sebastian zerknął na swój zegarek - dziesięć minut temu. No dalej!- pospieszał go - Bo się spóźnimy na seans. 

-Chwilka, muszę sobie włosy poprawić, bo mi je potargałeś -wyjaśnił brunet. 

-I ty będziesz tak przed naszym każdym wyjściem się szykował? -mruknął wyraźnie niezadowolony szatyn, zawieszając się o framugę drzwi. 

-Mhm -przytaknął głową, przyglądając się w lustrze. 

-Nawet kiedy będziemy małżeństwem? -Sebastian podszedł do niego i objął od tyłu, kładąc swój podbródek na jego ramieniu. 

-Kiedy będziemy? - powtórzył z zdziwieniem, odwracając się w kierunku chłopaka. 

-No mam nadzieję, że kiedyś  będziemy. A ty nie? - uniósł jedną brew. 

-Mówiłem, że cię kocham? 

-Nie. Nie przypominam sobie -zażartował. 

~~~

Pojechali autobusem do dobrze im znanego centrum handlowego. Sama podróż zajęła ponad godzinę, bo miejsce to było dość daleko.  Udało im się wejść do sali na samą końcówkę reklam. Na filmie Tomek się rozpłakał, a Sebastian uronił zaledwie kilka łez. No cóż... był smutny i mocno wzruszający. Wokół było ciemno, więc nastolatkowie bez krępacji przytulili się do siebie. Od czego są przecież dwuosobowe kanapy? Na ekranie pojawiły się napisy końcowe, więc chłopcy niechętnie się od siebie odkleili i wyszli. Udali się do do wcześniej obiecanej restauracji. Sebastian postawił obojgu wielką pizzę w wersji wegetariańskiej, a po jej skończeniu dwójka była całkowicie pełna. Potem komunikacją miejską przejechali parę przystanków, tak że teraz znajdowali się w najbardziej uwielbianym przez turystów miejscu. Morze. Ulica w centrum miasta. Nie mieli zamiaru chodzić po piaszczystej plaży, albo wskakiwać do wody, jak poprzednio. Więc sobie tak łazili, podziwiając widoki. To znaczy... siebie. 

-Moglibyśmy częściej tak wychodzić- stwierdził Tomek. 

-W końcu jesteśmy razem, czyż nie? - zapytał.

W tym miejscu nawet o tej porze roku była masa ludzi, dlatego z przyzwyczajenia zachowywali bezpieczną odległość. Aż nagle naprzeciwko nich przeszła para. Nic nadzwyczajnego, zwyczajnie szli, trzymając się za ręce. I Sebastian widział, jak jego chłopak patrzał na te splecione dłonie. Ze smutkiem, zazdrością... Tomek też tak chciał. I Sebastian wiedział, że jego miłość, najlepszy przyjaciel, zasługuje na to, aby mieć kogoś na poważnie. Zielonooki mimo początkowych obaw, że spotkają kogoś znajomego, musiał się przełamać. Dla swojego kochanego. 

-Tomek? - szatyn chciał  tak zwrócić na siebie uwagę. Drugi spojrzał się na niego, nie wiedząc co ten ma zamiar zrobić. 

A Sebastian po prostu chwycił dłoń starszego, pokazał ten swój czarujący uśmieszek i jak gdyby nigdy nic poszedł z nim. Trzymając swojego chłopaka za rękę. Nie dbał o spojrzenia innych. Najważniejsze, że Tomek jest szczęśliwy. To taki mały gest i taki duży jednocześnie. Tak wiele znaczył. 

Raz po raz jakiś ktoś popatrzał na nich krzywo. Znosili to. Potem usiedli na ławeczce, nadal z wyraźnie złączonymi rękoma. Sebastian czuł się wyjątkowo dziwnie, że każdy ich obserwuje. Mimo, że chciał jak najlepiej dla Tomka, to on sam miał ochotę go od siebie odsunąć, żeby ci ludzie przestali. Wytrzymywał jednak i próbował się skupić tylko i wyłącznie na tym obok. 

-Cioty! - usłyszeli jak grypka znajomych zaczyna ich wyśmiewać, wytykając palcami. 

Tego Sebastian obawiał się najbardziej, ale nie puścił dłoni Tomka. Chciał jemu udowodnić, że jest dla niego ważniejszy niż opinia innych. 

-Jesteście obrzydliwi!- jeden z nich podszedł do nich i z początku lekko szturchnął młodszego- Tacy jak wy nie powinni istnieć. 

-Nic ci nie zrobiłem - Sebastian spokojnie odpowiedział, nie chcąc kłopotów- Więc o co chodzi? 

-To, że nie macie prawa istnieć! - wrzasnął. 

-Przeplasam prose pana - jakaś mała dziewczynka o krótkich blond włosach pojawiła się znikąd, ciągnąc za kurtkę tego homofoba. Ten spojrzał na nią, a ona kontynuowała: - A wie pan, że nie wolno mówić tak brzydko? -zapytała tym swoim słodkim, niewinnym, dziecięcym głosikiem. 

-Nie rozumiesz, malutka- powiedział uprzejmie chłopak- Faceci nie mogą być razem. 

-To ty nie lozumies, malutki. Bo ja widzę, że oni są razem. A dlaczego? Bo się kochają. Miłość -podsumowała, zakładając ręce na piesi, jakby wygrała takim argumentem. 

-Czy ty w ogóle wiesz co to miłość? - zakpił starszy. 

-Tak. Bo czasem się lubi kogoś za mocno... i to jest miłość. 

-Niech ci będzie -zaśmiał się - Zostawię ich w spokoju, jeśli dobrze odpowiesz na moje ostatnie pytanie, okej? 

-Okej.

-Jak się pisze "miłość"? - spytał, będąc pewny, że ona nie zna nawet alfabetu.

-Kochany.... miłości się nie pisze, miłość się czuje -wyjaśniła z rozpromienioną buzią. Ten uroczy ton jej głosu powalał na kolana-  Odpowiedziałam dobrze, prawda?

-Eh... - podrapał się po głowie, nie wiedząc co mógłby jeszcze dodać, dlatego po prostu odszedł. 

Tomek z Sebastianem patrzeli na tego małego aniołeczka, jakby była jakąś mega popularną gwiazdą filmową. Nie spodziewali się, że ktoś, kto żyje zaledwie pięć lat ma w sobie więcej rozumu niż te głąby. Na co komu szkoła, jeśli ta blondyneczka rozumie świat lepiej bez nauki tych wszystkich pierwiastków i wzorów matematycznych. Teraz stała, gibając się z jednej nogi na drugą. 

-Jestem Amelia -przedstawiła się.  

-Cześć - nastolatkowie również się przestawili, proponując aby usiadła z nimi - A gdzie twoja mama? 

-Miałam tu na nią zaczekać. Zaraz będzie. 

-Skąd taka mała dziewczynka jak ty, zna takie mądre słowa?- zaciekawił się Tomek. 

-Kubusia Puchatka nie oglądałeś? - oburzyła się. 

-Amelia, chodź! - zawołała nagle kobieta, zapewne jej rodzicielka. Więc córeczka zwinnie zeskoczyła z ławki, żegnając się z licealistami. 

"Nie liczy się rozmiar, liczy się puchatość!" - Kubuś Puchatek. 

*dłonie Tobastiana 



Kocham was <3

On nigdy mnie nie poznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz