Maja POV:
Spędziłam u Jake'a przynajmniej 4 godziny, jednak Alan się już nie pojawił. Zaczęłam się bardzo martwić, więc wyszłam, ale ówcześnie obiecałam blondynowi, że jutro do niego wrócę. Przemierzałam korytarz i dokładnie się rozglądałam. W zasadzie nie wiem czego , a może kogo szukałam. Czy tego super pakera, czy może mojego chłopaka...
Czekaj, wróć, zatrzymaj się... Przecież zerwałaś z nim... - odezwała się podświadomość.
W sumie... Ale nie dokończyłam zerwania, bo mnie pocałował... - zaczęłam się tłumaczyć przed samą sobą.
Tak on cię pocałował, ty mu wybaczyłaś i znowu go kochasz... bueee - wydała dźwięk jakby wymiotowała.
- Maju! - zatrzymała mnie pielęgniarka. - Niestety, nie możemy ani ciebie, ani Alana trzymać dłużej w szpitalu i musi was ktoś odebrać, ostateczny wasz termin pobytu tutaj kończy się za dwa dni, ponieważ nic wam nie jest i zatrzymujecie tylko kolejkę, rozumiesz prawda? - spoglądała na mnie ze współczuciem.
- Tak, porozmawiam z Alanem, a co z... Jake'iem?
- Ten chłopak mocno ucierpiał, ale powinien już za tydzień wyjść, ponieważ bardzo szybko dochodzi do siebie, a nawet się już obudził, więc... jakiś tydzień - odpowiedziała z uśmiechem, kiedy zauważyła, że ta odpowiedź, że to jej właśnie oczekiwałam. - A tak właściwie co mu się stało? Wygląda jakby wypadł z trzeciego piętra...
Pierwszego, poprawiłam ją w myślach.
- Ah, widzę, że chyba i tobie zbyt wiele nie mówił - dokończyła.
Po tych słowach kobieta odeszła, a ja jak najszybciej skierowałam się do Jake'a, by powiedzieć mu o tym wszystkim. Było już dosyć późno, więc musiałam się sprężać.
- Jake! Jake! - krzyczałam od wejścia. - Mam dobrą i złą wiadomość - dodałam kiedy chłopak dał mi sygnał, że mnie słucha.
- Dobra to może obie na raz? - zaśmiał się i syknął z bólu.
- No więc ja i Alan do dwóch dni musimy stąd wyjść, jednak ty tu spędzisz jeszcze przynajmniej tydzień. - wyznałam zgodnie z prawdą.
- Czyli... Zostawiacie mnie tu? - dodał zasmuconym głosem.
- Nie, nie do końca. Przyjedziemy po ciebie jeśli będziesz miał wychodzić - przyznałam, a chłopak od razu się rozweselił. - Dobra kaleko, ja muszę już iść. Widzimy się jutro - rzuciłam mu szeroki uśmiech i wyszłam.
Przemierzałam korytarze, którymi podążałam do mojego pokoju. Wbiegłam od razu przyciągając uwagę chłopaka, co właściwie było moim zamiarem.
- Stało się coś - zapytał z... obojętnością? Na prawdę? Najpierw ratuje nasz związek, a teraz nic...? Dobra zostawię to na później.
- Tak, mamy dwa dni żeby się spakować i wynieść ze szpitala - powiedziałam całkiem poważna.
- Pogadam z moja mamą, pewnie nawet jutro da rade przyjechać - rzucił oschle po czym odwrócił się do mnie plecami.
Wzięłam swoją piżamę i poszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie ubrania, pociągnęłam za rączkę i poczułam delikatny strumień uderzający w moje plecy. Usiadłam w brodziku i skuliłam się jak małe, bezbronne dziecko. Niby rano mnie wkurzył i przestraszył, ale zabolała mnie ta jego obojętność, to jak się do mnie odzywał... Jego głos... Nie był taki jak wcześniej, on nie wyrażał żadnych emocji, był oschły i pusty. O dziwo nie chciałam tego zaspokoić bólem, jak zawsze. Po prostu siedziałam i myślałam. Moją chwilę, a przynajmniej wydawało mi się, że chwilę, przerwało pukanie do drzwi.
CZYTASZ
Szczęście W Nieszczęściu
Mystery / Thriller"[...]Tylko, że my, mamy w tym ukryty cel. Chodzi tu o część mojej rodziny, i nie poddam się, nawet jeśli miałabym wejść do pokoju pełnego robali. Przyszliśmy tu po to by się czegoś dowiedzieć, i wykorzystać to przeciwko tym, którzy rozwalają coś, c...