#27

141 15 8
                                    

Maja POV:

Ten odrażający korytarz , wydawał się nie mieć końca. Szliśmy tak co najmniej godzinę. Woda tutaj sięgała nam już do kostek. Ja już myślałam o najgorszym, że oni wiedzą , że tutaj jesteśmy , a to wejście to zwykła pułapka. Jednak w pewnym momencie, zamurowało mnie. Zresztą chyba nie tylko mnie. Stanęliśmy, jakby przed nami ukazał się jeździec bez głowy, w dodatku na białym koniu. Popatrzałam po chłopakach, i wiedziałam, że to nie jest wymysł mojej wyobraźni.
Cała nasza trójka słyszała kilka męskich głosów. Oczywiście rozpoznanie poszczególnych słów na naszej aktualnej pozycji było niemożliwe, ale ruch ręką, jednego z moich towarzyszy, mówił sam za siebie. Słowa były coraz bardziej zrozumiałe, a moje serce było coraz bliżej, wysokoczenia z mojej piersi. Rozróżniłam już trzy barwy głosu, ale to wcale nie znaczyło, że jest tam tylko trzech mężczyzn. Jedna tylko sprawa nie dawała mi spokoju. Byłam przygotowana na niespodzianki, ale to...
Ta barwa, ton mówienia oraz jego sposób... Znam to. Na początku myślałam, że to tylko wyobraźnia płata mi figle, ale nie, na pewno znam ten głos!
Dokładnie na rozwidleniu się zatrzymaliśmy, ponieważ żadne z nas nie wiedziało gdzie iść. Jak wcześniej narzekaliśmy na monotonną, prostą drogę, tak teraz chyba każde z nas wolało by to, niż ciągłe komórki, skrzyżowania dróg i zastanawianie się, czy w prawo, czy lewo.
Kroki... Dźwięk uderzania butów o ziemię był coraz bliżej. Alan podniósł lewą rękę, po czym wszyscy przywarliśmy do lewej strony korytarza. Modliliśmy się o jakiś cud, który właściwie się zdarzył. Człowiek, który szedł w naszym kierunku, w ostatnim momencie skręcił w inną uliczkę.
Byłam pewna, że prędzej czy później, zostaniemy przyłapani, ale jak na razie dobrze nam szło. Jedyna broń, którą posiadaliśmy, to ciała, a tak poważnie, tylko chłopaki mieli jakieś szanse.
Cicho zaczęliśmy zmierzać, w kierunku, w którym prowadziły nas głosy. Myślałam, że oszaleję. Nie skupiałam się na tym jak idę, co robię w danej chwili, tylko na tym, skąd znam ten cholerny głos.
Dotarliśmy w to miejsce. Już dalej nie mogliśmy podejść nie zauważeni.

- Szefie musimy ją zabić, oni nas w końcu przez nią znajdą - powiedział jeden z mężczyzn.

- Nie ma takiej opcji. Oni mają nas znaleźć - rzucił prawdopodobnie szef.

- Nie wiem jak wam, ale mnie się chce pić, przynieść ci coś? - zapytał kolejny.

- Nie dzięki.

- A tobie wujku? - dalej ciągnął.

- Nie mów do mnie wujku! Ile razy mam ci to powtarzać? - gdzieś to już słyszałam...

'Wujku', 'nie mów tak'...
Szpital! Jake!
Wiedziałam, że on coś kombinuje. Mieliśmy po niego pojechać jutro do szpitala, a on już u siebie. Ciekawe czy jakbym tam pojechała, specjalnie by tam przyszedł...? Warto sprawdzić, tylko gorzej jak nie będzie sam...
W każdym bądź razie, musimy być od teraz ostrożni na każdym kroku. Przestała to być zabawa w kotka i myszkę, to już jest gra o śmierć i życie. O porażkę i wygraną.
Mężczyźni długo rozmawiali, a ja miałam nadzieję, że chłopaki cokolwiek z tego wychwytują, ponieważ ja myślami byłam w ciepłym łóżeczku i mojej kochanej piżamce. Niestety ta cała sytuacja zapowiadała się na długie posiedzenie. W końcu usłyszałam jak ci panowie się żegnają. Wtedy Alan i Patryk zaczęli wariować.

- Szybko, tutaj! - krzyknął brat Krystiana.

Wbiegliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Było w nim ciemno, ale za to ładnie pachniało. Chodziliśmy tutaj jak mumie - a przynajmniej ja, tylko dlatego, żeby nic nie spadło. Kiedy oczy przyzwyczaiły się do ciemności, dotarło do mnie, że jesteśmy w czyimś pokoju. Na korytarzu była cisza, ale postanowiliśmy jeszcze chwilkę przeczekać. Wtedy właśnie moje ciało, mój umysł i wszystkie czynności zachodzące automatycznie, oszalały. Zamarłam. Ten mężczyzna, szef, 'wujek'... To był jego pokój. Skąd to wiem?
Bo wszedł tu, na nasze szczęście nie oświecił światła, tylko od razu poszedł spać. Z drugiej strony to było obrzydliwe i dziwiłam się jak mogło tutaj tak ładnie pachnieć.
Szybko przestałam o tym myśleć, ponieważ kiedy tylko ten brudas poszedł spać, chłopaki zaczęli wychodzić. Nie chciałam zostać tutaj przecież sama, więc poszłam za nimi.
Bez problemu mogliśmy trafić do wyjścia, ale nie. Chodziliśmy po tych wszystkich pokojach, nie wiedziałam po co, do czasu, gdy znaleźli to, czego szukali - biuro. Szperaliśmy po wszystkich szufladach, biurkach, szafach. Została ostatnia szuflada, zamknięta na klucz. Oczywiście to nie była żadna przeszkoda dla Patryka. Porwał z biurka parę przyrządów, i chwilę później usłyszeliśmy trzask otwieranego zamka. To czego szukaliśmy w biurze, było w tej jednej szufladzie. Były tam akta każdego człowieka, nawet tych osób, które zostały tutaj zabite.

- Maju, musisz to zobaczyć - rzekł cicho Alan.

- Tak? - wręczył mi akta. - To moja mama... Co oznacza ta pieczątka? - pytając wskazałam pieczątkę z napisem 'tymczas. plan'.

- Maju, niestety nie wiem, tutaj są różne pieczątki, na przykład: 'zabić', 'tymczas.', 'plan', 'zostawić'. Dziwne to wszystko.

- Musimy iść, zaraz zacznie się robić jasno - rzucił Patryk.

Od razu powkładaliśmy akta tak, jak naszym zdaniem to było przed naszym wejściem, i wyszliśmy.
Do wyjścia trafiliśmy bardzo szybko, a korytarz pełen grzybów już wcale nie wydawał się taki długi - może dlatego, że biegliśmy. W każdym razie moje marzenie dotyczące łóżka, spełniło się 6 godzin od jego powstania. Myślę, że to bardzo dobry czas. Gdy weszłam do domu, oczywiście w towarzystwie Alana, zmieniłam tylko ubrania na piżamę, i od razu wskoczyłam do łóżka.
Godzina 8:34. Dojście do domu zajęło nam niecałe 2 godziny. Jak na takie wymęczenie organizmu, to i tak dobrze. Postanowiłam nawet nie nastawiać budzika, bo, i po co? Zasypiałam przy głosie Alana rozmawiającego przez telefon:

- Cześć, postaram się dzisiaj po ciebie przyjechać. Znaczy, Maja jest zmęczona, więc jak tylko wstanie, przyjedziemy po ciebie. Tak. A ty? - głos wydawał się być coraz dalej, stawał się bardziej echem. - Jak tam się czujesz stary? To... - zasnęłam.

________________________________________________________________

* Po bardzo dłuuuuuuuuugiejjjj przerwie, dodaję kolejny rozdział. Może nie jest zbyt długi, ( 1078 słów), ale niestety nie mogłam tutaj więcej napisać :3.

Mam nadzieję, że pomimo przerwy dalej ze mną jesteście, i dalej mnie czytacie, tzn. moje opowiadanie :3.

Gwiazdkujcie i komentujcie! :3

Jest was coraz więcej za co wam bardzo dziękuję :3 i myślę, że to jeszcze nie koniec !

Nie zdążyłam wam jeszcze życzyć, udanych, ciepłych i długich wakacji, więc robię to teraz! Oby pogoda dopisała, słoneczko przygrzało, żeby nie zleciało to w mgnieniu oka, tylko żebyście się zdążyli tym na cieszyć!
A dla tych pracujących, życzę udanego urlopu, w gronie rodzinnym, czy pośród znajomych, również genialnej pogody i wszystkiego dobrego w te wakacje :3 !

/Czeko_ladka <3 ! *

Szczęście W NieszczęściuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz