ROZDZIAŁ 6

37.1K 1.6K 63
                                    

Rozpakowałam swoje rzeczy i ułożyłam w szafie. Zeszłam na dół, przeszłam przez jadalnię z wielkim stołem i weszłam do kuchni. Była duża i bardzo ładna. Przy małym stoliku ma krześle siedział starszy mężczyzna i pił kawę.
-Dobry wieczór.-przywitałam się.
-Witam. To Pani jest nową gosposią?-spytał.
-Tak. Mam na imię Clara.-podałam mu rękę.
-John.-odwzajemnił uścisk.-Współczuję ci. Ja tu jestem tylko parę razy w tygodniu bo zajmuje się roślinami w ogrodzie, a i tak mam dość tej kobiety.
-Zauważyłam że nie należy do najmilszych ludzi.
-Jest okropna. Będzie Cię wyzywała i poniżała na każdym kroku. Nie daj jej się, ale też nie pyskuj do niej bo może Cię wyrzucić z pracy, a jeśli jeszcze nie wyszłaś to musi Ci zależeć. Po prostu nie zwracaj uwagi na to jak Cię będzie obrażała.
-Dziękuję za radę. A poprzednia gosposia? Wyrzucili ją?
-Nie. Sama zrezygnowała. Nie wytrzymała.
-Rozumiem. Jej mąż też jest taki?
-Nie. Tom jest bardzo spokojnym człowiekiem. Mało się odzywa bo nie lubi się kłócić ze swoją żoną.
-Mhm... Pokażesz mi stajnię?
-Pewnie chodź.

Wyszliśmy z domu i przeszliśmy przez duży ogród. Był piękny. Wszędzie rosły czerwone róże.

W stajni znajdowało się siedem koni.

-Tam jest ósmy.-wskazał palcem na oddalony od innych koni boks z czarnym ogierem.
-Czemu nie jest z innymi końmi?
-To istny diabeł.-zasmiał się.
-Nie rozumiem.
-Rok temu córka państwa Green miała wypadek. Samochód wyjechał w nią i w konia. Na szczęście oboje przeżyli, ale Zeus dostał takiego jakby szoku i jest agresywny. Panna Lucy ma dziewiętnaście lat i wyjechała na studia. Czasem przyjeżdża wraz ze swoim narzeczonym. Nikt nie potrafi ujarzmić tego konia. Żeby sprzątać jego boks trzeba dawać mu leki uspokajające bo inaczej nie da się wejść do niego.
-Ale trzeba mu jakoś pomóc.
-Nie da się. Chcieli go uśpić ale Lucy się nie zgodziła.
-I dobrze. Ale państwo Green nie szukali pomocy?
-Szukali ale nikt nie chciał pomóc. Uważali że nic nie da się już zrobić. Muszę już wracać do domu Claro.
-Dobrze. Do widzenia.-odpowiedziałam.

Spojrzałam na czarnego ogiera i podeszłam do jego boksu. Od razu zaczął kopać w drewniane drzwiczki.

-Spokojnie mały.-powiedziałam łagodnie. Nadal kopał i biegał w swoim boksie. Był bardzo niespokojny. Odeszlam parę kroków w tył, by się więcej nie denerwowal. John ma rację to istny diabeł, ale na pewno da się mu jakoś pomóc. Jestem tego pewna.

Cześć. Mam nadzieję że pierwsze rozdziały się podobają. Dziękuję za gwazdki.

Zapraszam także do innych moich opowiadań.

Gosposia I MilionerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz