ROZDZIAŁ 14

30.5K 1.2K 31
                                    

-W porządku?-spytał Eric. Byłam trochę rozkojarzona. Cały czas myślałam o Alice. Im dłużej myślałam tym bardziej mi się wydaje że płakała. Nie mogę być tego pewna. Tak dawno jej nie widziałam...-Clara!-chłopak potrząsnął mną.
-C-co?-spytalam zdezorientowana.
-Pytałem czy wszystko dobrze?
-Tak. Tylko... Jutro rano muszę wyjść.
-Gdzie?
-Przyjaciółka dzwoniła. Chciała pogadać. Była zdenerwowana.
-Rozumiem. Rodzice wracają...
-Wiem o której wracają. Zdążę.-poinformowalam.
-W takim razie nie widzę problemu.

Wracamy do oglądania filmu. Nie mogę się skupić. Mam wrażenie że coś jest nie tak. Nagle wstałam z kanapy. Nie wiem czemu. Eric popatrzył na mnie i uniósł jedną brew.
-Idę spać. Dobranoc.
-Emm. Dobranoc.-wstał i pocalował mnie delikatnie w policzek. Puścił mi oczko i wyszedł do ogrodu.
Gdy się wykąpałam wskoczylam szybko pod kołdrę, ponieważ było mi zimno. Na początku nie mogłam zasnąć, ale potem w końcu mi się to udało.
__________________

Wstałam rano. Popatrzylam na zegar. Ósma.
-Cholera.-powiedziałam sama do siebie i pobiegłam do łazienki. Szybko nalozylam delikatny makijaż i ułożyłam włosy. Nie zwiazywałam ich. Założyłam szare rurki i bordowy sweterek. Zeszlam na dół i ubrałam kurtkę i buty.
-A buziak na pożegnanie?-usłyszałam męski głos za sobą.
-Nie śpisz już?
-Jak widać.-zaśmiał sie. Podbiegłam do niego i pocalowalam w policzek.-Tylko?-na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek.
-Tak.-powiedziałam, a jego mina była bezcenna. Był taki pewny siebie. Wybuchlam śmiechem.
-Takie to śmieszne?-spytał i lekko popchnął mnie na sciane. Ręce oparł po obu stronach mojej głowy i mocno mnie pocalował. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on objął mnie w pasie pogłębiając pocałunek.

-Eric...-mówiłam między pocalunkami.-M-muszę już... Iść.
-Będę tęsknił.-powiedział, gdy już się oderwaliśmy od siebie.-Proszę.-położył mi na dłoni kluczyki od samochodu.
-Jesteś pewien?-pytam kolejny raz.
-Tak. Jedź.-puścił mi oczko.

Po dwudziestu minutach byłam pod kawiarnią. Wyszłam z samochodu i weszłam do budynku. Alice już czekała. Jak zwykle wyglądała pieknie, ale... No właśnie, ale... Tak jakby coś w niej wygasło. Patrzyła pustym wzrokiem na swoją kawę. Zamówiłam kawę i podeszłam do przyjaciółki. Nawet mnie nie zauważyła.

-Alice?-dotknęłam jej dłoni. Podniosła szybko głowę.-Plakalaś?-spytalam, a ona twierdząco pokiwała głową.-Co się stało?
-Och, Claro...-pojedyncza łza poleciała po jej policzku zostawiając mokre ślady.
-Spokojnie.-zaczęłam mówić.

Zamknęła na chwilę oczy, a potem popatrzyła na mnie smutno.

-Dziękuję.-zwróciłam się do kelnerki, która przyniosła moją kawę i poczekałam aż odejdzie.-No więc?
-Ja... Clara, ja mam... Ja mam raka.-jąkała się.
-C-co?
-Zostało mi kilka miesięcy życia. Rozumiesz?-pytała, a ja zszokowana na nią patrzyłam.
-N-nie da się...-przełknęłam głośno sline.
-Jest nieuleczalny.-poinformowała.

Zamurowało mnie. To nie sprawiedliwe. Nie. Nie. Nie. Jest młoda. Ma całe życie przed sobą. Czemu to cholerstwo dopadło właśnie ją. Chciałam krzyczeć. Ze złości. Ze smutku i żalu. To niemożliwe. Nie wyobrażam sobie, że za kilka miesięcy jej już nie będzie. Kurwa! To chyba jakiś żart.

Patrzyłyśmy na siebie i nic nie mowilyśmy przez chwilę. Łzy zaczęły lecieć mi po policzkach. Zamknęłam na chwilę oczy chcąc się obudzić z tego koszmaru. 

Teraz je otworzę i moja przyjaciółka będzie mi opowiadała jakąś śmieszną historię.-myślałam.

Nie, nie było tak. Gdy je otworzyłam Alice siedziała i zakryła twarz dłońmi. Płakała. Płakałyśmy razem. Wstałam i mocno ją przytuliłam.

-Proszę Cię. Nie płacz. Alice?
-Ja chce żyć. Chce żyć.-powtarzała.-Nie chce odchodzić. Nie! Nie chce!-zaczęła krzyczeć.

Ludzie patrzyli na nas ze współczuciem. Wzięłam szybko torebkę i wyjęłam pieniądze. Położyłam je na stoliku za kawy i wyprowadziłam Alice z kawiarni.

-Chodź. Odwioze Cię do domu.-mówiłam cała zapłakana.
Usiadłam na miejscu kierowcy, a przyjaciółka na miejscu pasażera. Zacisnęłam mocno ręce na kierownicy widząc Alice załamaną. Nigdy jej takiej nie widziałam.

Nigdy!-krzyczalam w myślach.

Jechaliśmy w ciszy.  Płakałysmy całą droge. Gdy dojechalam pod jej dom popatrzylam na nią. Uspokoiła się trochę.
-Zadzwonię wieczorem. Teraz już muszę wracać. Kocham Cię Alice. Nie chce byś mnie.... Mnie i Rose zostawiła. Nie chce.
-Dziękuję. Dziękuję że przyjechałaś. Do usłyszenia.-powiedziała smutno i wyszła z samochodu. Oparłam głowę o kierownice i zaczęłam głośno płakać.
Uspokoiłam się dopiero po jakieś godzinie. Wróciłam do domu.

-Jestem-powiedzialam cicho.
-Clara? Co się stało?-spytał zaniepokojony.
-Nic.-mruknelam.
-Kłamiesz.-stwierdził.
-Wiem.-odparłam.
-Więc co się dzieję?
-Moja przyjaciółka umiera.-wyrzuciłam z siebie i znowu zaczęłam płakać.

Eric już o nic nie pytał. Byłam mu za to wdzięczna. Podszedł do mnie i mocno przytulił. Wziął mnie na ręce i zaprowadził mnie do mojego pokoju i położył delikatnie na łóżku.

-Nie mogę. Twoi rodzice...-zaczęłam.
-Obudzę Cię przed ich przyjściem. Odpocznij.-wyjaśnił i pocalował mnie w czoło. Zamknęłam oczy i usłyszałam trzask zamykanych drzwi.

Gosposia I MilionerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz