ROZDZIAŁ 16

30.1K 1.2K 54
                                    

Rano po śniadaniu spytałam Panią Grace czy mogę wyjść na dwie godziny. Zgodziła się.
Zadzwoniłam do Rose.

-Halo?-spytała.
-Masz dziś czas?
-Pewnie. O co chodzi?
-Musimy pojechać do Alice.-wytłumaczyłam.
-Po co?
-Wszystko Ci wyjaśnię. Przyjadę po Ciebie za godzinę.
-Okej. Do zobaczenia.-pożegnała się i rozłączyła.

Założyłam czarne rurki, białą bluzkę i szarą bluzę. Wyszłam z domu i wsiadlam do limuzyny.

-Cześć.-przywitalam się z szoferem.
-Dzień dobry. Gdzie jechać?-spytał, a ja podałam mu adres. Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu.
-Zaraz wrócę. Poczekaj.-powiedziałam i ruszyłam w stronę domu Rose.

Zapukałam i za chwilę moja przyjaciółka mi otworzyła.

-Cześć Clara. Ta stara jędza pozwoliła Ci przyjść?-zasmiala się.
-Chodź.-warknęłam i chwycilam ją za rękę.
-Czekaj. Zamknę tylko drzwi.

Wsiadlysmy do limuzyny. Opowiedzialam wszystko Rose co Alice mi. Słuchała w skupieniu. Widziałam jak łzy spływają jej po policzkach.

-To niemożliwe. Teraz gdy w końcu się spotkalysmy ona umiera? To niesprawiedliwe.-mówiła.
-Wiem. Musimy z nią pogadać. Wesprzeć.
-Mamy ją wspierać? Przecież ona umiera. Co mamy jej mówić? Że wszystko będzie dobrze?!-krzyknęła na mnie.

Miała rację. Sama nie widziałam co możemy zrobić w tej sytuacji. Jak pomóc.
Nie odpowiedziałam jej. Nie miałam pojęcia co mam powiedzieć.

-Jesteśmy.-oznajmił szofer.
-Dzięki. Przyjedziesz po nas za godzinę?-spytałam.
-Pewnie. Do zobaczenia.

Szybko wysiadlysmy z samochodu i pobiegłyśmy do domu Alice. Zapukałyśmy kilka razy.

-Rose? Clara? Co Wy tu robicie?-spytała zapłakana Alice. Nie wyglądała dobrze. Wory pod oczami, roztrzepane włosy i rozmazany makijaż.
-Wiem wszystko.-oznajmiła Rose.
-Możemy wejść?-zapytałam.
-Wchodzcie.-odpowiedziała dziewczyna otwierając szerzej drzwi.

Weszliśmy do jej mieszkania. Było ładnie urządzone. Jasne meble i ściany. Nie było za małe, ale też nie za duże. Idealne.
W salonie na kocyku siedziała córeczka Alice- Lisa. Była bardzo ładnym dzieckiem. Długie blond włoski opadały jej na twarz. Spojrzała na mnie tymi swoimi pięknymi zielonymi oczkami i uśmiechnęła się szeroko. Zaśmiałam się widząc jej jeden ząbek, który był na przodzie.

-Checie coś do picia?
-Nie, dzięki.-odparłam.
-Przyszłyście w jakimś konkretnym celu?-spytała obojętnie Alice.
-Nie... Znaczy... Noo.-zaczęłam się jąkać.- Jak się czujesz?-palnełam.

To pytanie nie było na miejscu, ale już nie mogę tego cofnąć. Brawo Claro. Brawo.
Alice popatrzyła na mnie dziwnie po czym wzruszyła ramionami, nie odpowiadając.

-Możemy coś dla Ciebie zrobić?-zapytała Rose.
-Raczej nie.-odpowiedziała nasza przyjaciółka.
-A co... A co z Lisą?-wskazałam na dziewczynkę, która właśnie bawiła się białym misiem z czerwoną kokardką na szyi. Alice spojrzała na mnie gwałtownie, a jej oczy niebezpiecznie się rozszerzyly. Lekko otworzyła usta jakby chciala coś mi powiedzieć, ale zaraz jednak spuściła wzrok w podłogę.

-Jeszcze nie wiem.
-Jak to nie wiesz?!-krzyknęła Rose.
-No po prostu nie wiem, okej? Nie zastanawiałam się nad tym jeszcze.-warknęła Alice.-A teraz wybaczcie, ale wolałabym żebyście wyszły.
-Słucham? Nie możesz się chować. Musisz zacząć coś robić. Nie możesz się wiecznie zamartwiać.-krzyczała Rose. Była naprawdę zdenerwowana. Ale powinna była zrozumieć Alice. Była samotną matką, umierała i nie miała nikogo bliskiego kto mógłby się zająć Lisą, chociaż rodzinę miała dużą.

-Idźcie już!-wrzasnęła Alice wskazując ręką na drzwi wyjściowe.

Mała Lisa tak bardzo się przestraszyla, że zaczęła płakać. Dziewczyna podbiegła do córeczki i mocno ją przytulila. Obserwowalysmy chwilę całą tą sytuację, ale potem postanowiłam jednak zostawić je same.

-Chodź.-szepnelam do Rose i chwycilam ją za rękę. Otworzyłam drzwi i spojrzałam jeszcze raz na Alice. Płakała. Chciałam do niej podejść. Przytulić ją. Powiedzieć coś. Ale jednak postanowiłam wyjść.
Limuzyna stała już pod domem naszej przyjaciólki.

-Odwioze Cię.-powiedzialam.
-Dobrze.-odpowiedziała zapłakana Rose.

Gdy wróciłam do domu Pani Grace stała przy drzwiach.

-Jesteś spóźniona.-oznajmiła mi. Zignorowalam ją. Nadal byłam w szoku.-Słyszysz? Miałaś być pół godziny temu.-warknęła. Znowu ją zignorowalam.
Zdjełam buty i poszłam schodami na górę.

-Wszystko w porzadku?-zapytał Eric.
-Nie. Byłam u przyjaciólki.-szepnęłam by nikt nas nie usłyszał.
-Jak się czuję?-spytał głupio.
-A jak ma się czuć?-mruknęłam.
-Emm... No nie wiem. Pewnie okropnie. Trudna sytuacja.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-powiedzialam i weszłam do swojego pokoju. Szybko się przebrałam i poszłam zrobić obiad.

-Pani Claro. Poczta do Pani.-poinformował mnie Tom.
-Niech Pan położy na stole. Dziękuję.

Wieczorem wzięłam kopertę ze stolika i poszłam do pokoju. To był list od Marka.

Droga Claro,
Cieszę się że znalazłaś nową pracę. Naprawdę bałem się że sobie nie poradzisz. Ale się myliłem.
Jeśli chodzi o tego konia. Wiem, że sobie z nim poradzisz. Znasz się na zwierzętach.
Wraz z Emili ustaliliśmy już datę ślubu. Wiec poznasz ją szybciej niż ci sie wydaje. Niedługo przyjdzie zaproszenie dla Ciebie z osobą towarzyszącą. Może zabierzesz ze sobą tego Erica? Chciałbym go poznać. W końcu muszę wiedzieć z kim moja przyjaciółka mieszka.
Bardzo za tobą tęsknię Claro. Naprawdę. Brakuje mi naszych rozmów. Nie mogę się doczekać kiedy znów Cię zobaczę.
Mark.

Nazwał mnie swoją przyjaciółką. I zaprosił na swój ślub... Z osobą towarzyszącą. Nie mogę wziąść ze sobą Erica. Przecież Pani Grace się nie zgodzi. Ugh... To kogo ja mam zabrać ze sobą tam?
Leżałam tak jeszcze chwilę rozmyślając aż w końcu zasnęłam.

Gosposia I MilionerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz