ROZDZIAŁ 11

33.1K 1.3K 28
                                    

-Eric, idę na kawę z przyjaciółką. Będę wieczorem. Muszę wykorzystać to że twoich rodziców nie ma w domu.-zaśmiałam się.
-Dobrze. Będę czekał.-uśmiechnął się i puścił mi oczko, na co ja cicho się zaśmiałam.-Możesz wziąść mój samochód.
-C-co?
-Łap.-powiedział i rzucił kluczykami w moją stronę. Złapałam.
-Jesteś pewien?
-Tak.-odpowiedział pewny siebie.
-Dzieki.

Założyłam nową kremową sukienkę i czarne szpilki i wyszłam. Wsiadłam do samochodu i dojechalam.
Po dwudziestu minutach byłam już pod kawiarnią. Weszłam do budynku i ujrzałam siedzącą przy stoliku Rose i...
-Alice?!-krzyknelam uradowana. Alice to nasza przyjaciółka. Figura modelki, czarne krótkie włosy, zielone oczy... Zawsze trzymalysmy sie razem, ale po liceum wyjechała na studia i nie dawała znaku życia.-Kiedy przyjechalas?
-Niedawno.-oznajmiła i mocno mnie do siebie przytulila.
-Chciałyśmy zrobić ci niespodziankę.-poinformowała Rose i zamówiła trzy kawy.
-Dziękuję. Opowiadajcie co u Was.-rozkazałam.
-No więc...-zaczęła Alice.-Trochę się wydarzyło. Na studiach rok temu poznałam faceta. Poszłam z nim do łóżka. Myślałam że to taka wielka miłość. Wiecie o co chodzi?-spytała a my pokiwałyśmy twierdząco glowami -Był taki cudowny. Ale gdy dowiedział się że jestem w ciąży uciekł. Po prostu mnie zostawił. Teraz wychowuje samotnie córeczkę i przerwałam studia.-zamilkła na chwilę ale po chwili dodała.- Ale nie żałuję. Kocham moją małą Lise. Rodzice dużo mi pomagają.
-Dupek z niego.-stwierdziłam.
-Właśnie. Odwiedził małą chociaż raz?-zaciekawiła się Rose.
-Nie i dobrze.-uśmiechnęła się do nas.-A jak u Was?
-Rose mów.-nakazalam.-Dziękujemy.-zwróciłam się do kelnerki, która przyniosła nam kawę.
-No co u mnie. Żyje sobie w moim czterech ścianach. Nie mam faceta, kończę studia. No nudno... Za to Clara ma ostatnio ciekawe życie.
-Ehh... No więc Mark wyjechał...-zaczęłam, ale nie było mi dane dokończyć.
-Wyjechał? Kiedy? Dokąd?-przerwała mi Alice zasypując mnie pytaniami.
-Do Wielkiej Brytani. Poznał jakąś kobietę i się zakochał. Właściciel mieszkania, u którego wynajmowalam wyrzucił mnie i dzięki temu poznałam starsze małżeństwo. Wredna żonka i uległy mąż. Czasem mam wrażenie że się jej boi. Ostatnio wyjechali na tydzień i przyjechał Eric. Ich syn. Zaprosił mnie na imprezę przed powrotem państwa Green. W piątek.
-No to idziemy na zakupy.-krzyknela radośnie Rose.
-Nie mogę. Muszę pomóc mamie. Potrzebuję pieniędzy.
-Nie ma sprawy. To będzie prezent ode mnie.-powiedziała Alice. Zawsze była bogata.
-Nie mogę.-pokręciłam przecząco głową.
-Nie wyglupiaj się. Musisz wyglądać wspaniale. Dopijamy kawę i idziemy. O kasą się nie martw.

Po dziesięciu minutach wyszłysmy z kawiarni.
-Wow, skąd masz ten samochód?-zapiszczala Rose.
-To samochód Erica. Pożyczył mi. Wsiadajcie.-rzuciłam i usiadłam za kierownicą.

Po kilku minutach byłyśmy w galerii. Wchodzilysmy do każdego sklepu po kolei. Żadna sukienka im się nie podobała. Znaczy... Mówiły że musi być jeszcze lepsza, że to jeszcze nie to.
-Nie ma mowy.-powiedziałam gdy dziewczyny chciały wejść do najdrozszego sklepu w całym budynku.
-Idziemy.-rozkazała Alice.-Już!
-Nie.-zaprzeczyłam.
-Chodź i nie marudź.-wtrąciła Rose i popchneła mnie w stronę sklepu.

-Masz załóż.- rudowłosa podała mi czarną najpiekniejszą jaką kiedykolwiek widziałam sukienkę. Miala spory dekolt i byla do połowy ud.
Weszłam do przymierzalni.
-Już?-spytaly zniecierpliwione.
-Mhm...-wyszłam wolno z przymierzalni, a one otworzyły lekko usta.-No co? Źle wyglądam?-spytalam niepewnie.
-Rewelacyjnie. Bierzemy.-zapiszczała Alice. Odruchowo chciałam spojrzeć na cenę, ale przyjaciółka zaraz na mnie nakrzyczala.- jeszcze te buty.-podała mi czarne szpilki.
-Dziękuję wam kochane.-przytuliłam je.

Odwiozłam dziewczyny do domów. Z każdą się pozegnalam. Obiecałam im, że po imprezie zdam relację jak było. Wiem że nie dadzą mi żyć jeśli tego nie zrobię więc się zgodzilam. Weszłam do mieszkania. Było pusto.

-Eric?!-krzyknelam, ale nie usłyszałam odpowedzi. Wzruszylam ramionami i poszłam do kuchni, by zrobić kolację.
-Dzień dobry Claro.-przywitał się John.
-Cześć.-pomachałam ręką.-Jesteś głodny? Robię kolację. Chcesz?
-Chętnie. A gdzie są Państwo Green?
-Wyjechali. Wracają w niedzielę.
-A rozumiem. Czyli możesz trochę odetchnąć?
-Tak. W końcu.-zaśmiałam się.
-Dziękuję.-powiedział, gdy podałam mu talerz z daniem.-Smacznego.
-Dzięki.-usmiechnelam się.-Wiesz może gdzie jest Eric?
-Wyjechał na studia.
-Nie nie. Wrócił dwa dni temu. Ale zgaduje że nie wiesz gdzie poszedł.
-Nie. Nawet nie wiedziałem że przyjechał. Było pyszne. Muszę wracać już do domu. Do następnego Claro.
-Pa.-rzuciłam i posprzątałam ze stołu.

Była dwudziesta trzecia a Erica nadal nie było. Nie zamierzalam czekać. Poszłam na górę do swojego pokoju i zasnęłam. Nie wiem ile spałam ale obudził mnie dźwięk zamykanych drzwi. Zeszlam powoli na dół.
-Clara?-spytał zaskoczony chłopak.-Nie śpisz jeszcze?
-Nie odpowiedziałam.
-Obudziłem Cię?
-Mhm.
-Przepraszam.
-Spoko. Gdzie byłeś?
-Kolega dowiedział się że wróciłem i zadzwonił. Poszliśmy na piwo.
-Ok.-powiedziałam zaspanym głosem i ziewnełam.-Idę spać.-pomachałam mu ręką i odwróciłam się wchodząc z powrotem na górę.
-Dobranoc piekna.-powiedział, a ja spojrzałam na niego i usmiechnelam się niepewnie. Jak mogłam byc piękna w tej chwili? Pewnie wygladalam jak nieboskie stworzenie z tą szopą na głowie i za dużą koszulką.
-Dobranoc.

Gosposia I MilionerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz