ROZDZIAŁ 30

22.7K 804 67
                                    

Następnego dnia jechaliśmy do nowego domu. Spakowalismy wszytskie nasze rzeczy, wzięliśmy Lise i wsiedliśmy do samochodu. Gdy wychodzilismy z domu Pani Grace zmierzyła nas tylko wzrokiem, a Tom nawet nie wyszedł z gabinetu. Nikt się z nami nie zegnal. To było tak jakbyśmy nic dla nich nie znaczyli. Było mi bardzo przykro. Wiedziałam, że Eric był zły. Jemu również pewnie było przykro chociaż zapewniał, że nie zwraca uwagi na humorki swojej matki. Od rana nic nie mówił. Milczał jak reszta rodziny.

-Halo?-powiedział Eric, trzymając jedną ręką telefon, a drugą kierownicę.-Lucy, proszę Cię, nie wtrącaj się w nasze sprawy... Nie! To nie jest twój interes!-warknął do rozmówcy i rozłączyl się.

-Co się stało?-zapytałam cicho. Bałam się, że jak cos powiem to Eric po prostu wybuchnie. Zacznie krzyczeć i się awanturowac, ale tak się na szczęście nie stało.

-Matka zdążyła już zawiadomić połowę rodziny o naszej przeprowadzce i o tym jakim jestem złym synem.-mówił.

-Nie przejmuj się. Lucy chciała Cię przekonać do powrotu?

-Niestety tak. Ale teraz nie gadajmy już o tym. Dojeżdżamy.-wskazał na nasz piękny nowy dom.

-Nie zabiorą nam Lisy, prawda?-zapytałam spoglądając na niego i jednocześnie odpinając dziewczynkę z fotelika. Eric zastygł na chwilę w miejscu. Przez chwilę poczułam, że brakuje mu już sił w walce z matką, ale po chwili milczenia wyprostowal się i uśmiechnął.

-Nie pozwolę na to. Nigdy.-podszedł i pogłaskal dziecko po głowie. Wyjął klucze od domu z prawej kieszeni i otworzył nam drzwi.
Nasz nowy dom był już prawie skończony. Brakowało tylko kilka mebli, ale było pięknie. Stałam trzymając Lise na rękach i patrzyłam na to wszystko. Mój dom, nigdy bym nawet nie pomyślała, że mogłabym mieć takie mieszkanie. Bylo w nim tak przytulnie. Tak jak marzyłam.

-Dziękuję.-szepnelam do Erica.-Jest cudowny.

-Cieszę się, że jesteś zadowolona.-zdjął buty i z walizkami poszedł w stronę salonu.

-Zadowolona? Ja jestem zachwycona!-krzyknelam i poszłam za nim żeby go pocałować.
Nagle zadzwonił mój telefon. Poprosiłam żeby Eric potrzymal Lise i wyjęłam telefon z kieszeni.
To była mama Alice. Odebrałam.

-Dzień dobry.-przywitalam się, ale nie usłyszałam odpowiedzi od razu.

-Clara?-usłyszałam zapłakaną kobietę. Zamknęłam oczy i zaczęłam się modlić żebym nie usłyszała tych strasznych słów. Serce zabiło mi szybciej, a łzy zaczęły pomału napływać do oczu.

-Tak.-mój głos się załamał.

-Lekarz do mnie zadzwonił.-po tych slowach zapadla chwila ciszy. -Alice dzisiaj rano umarła. Przegrała z chorobą.-matka mojej przyjaciółki zaczęła bardzo głośno płakać, a ja razem z nią. To nie mogła być prawda. Alice była taka młoda...

-To niemożliwe.-szepnelam zaplakana.- Niemożliwe. To niesprawiedliwe!-krzyknelam.

Eric już wiedział co się stało. Zaniosl Lise do góry i przybiegl do mnie. Oparlam się o ścianę i zsunelam na podłogę.

-Lekarz powiedział, że ona po prostu zasnęła. Nie miała szans na przeżycie. Nie ratowali jej już. Pozwolili zasnąć.-mówiła dalej, a ja nie mogłam wydusic z siebie już ani jednego słowa. To już był koniec. Alice umarła. Byłam załamana.

-Przepraszam, ale muszę kończyć.-bez pożegnania po prostu się rozłączylam. Byłam zrozpaczona. Zakrylam twarz dłońmi i dalej szlochałam. Nie mogłam się opanować. Eric ukucnąl obok mnie i mocno przytulił. Jemu również zaczyli lecieć łzy. Wiedziałam, że dla niego to również wielka strata.

-Poradzimy sobie. Spokojnie.-płakał i dalej mnie przytulal.-Nie płacz skarbie. Proszę.

W głowie nagle pojawiło się pełno pytań. Dlaczego ona? Dlaczego nie ktoś inny? Dlaczego miała tak mało czasu? Dlaczego tam z góry pozwolili na to? Dlaczego Alice nie mogła nacieszyć się córką? Co ja mam zrobić jak Lisa podrośnie? Co powiedzieć jak to mnie nazwie mamą? Przecież nie urodziłam jej. Na żadne z tych pytań nie znałam odpowiedzi. Cholernie się bałam i cholernie bolało mnie w środku to, że straciłam tak bliską mi osobę..

Gosposia I MilionerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz