ROZDZIAŁ 7

37.7K 1.5K 71
                                    

Wróciłam do domu. Zaczęłam zaglądać do każdego pomieszczenia. Będę miała bardzo dużo pracy.
Poszłam wziąść prysznic, a następnie zrobiłam sobie coś do jedzenia.

Koło północy usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Zeszlam na dół.

-Jak minął wieczór?-spytałam grzecznie.
-Dobrze, a Ty jeszcze nie śpisz?-zdziwił się pan Tom.
-Czekałam na państwa, ponieważ nie wiem o jakich godzinach są posiłki.
-Ach tak... Śniadania są o dziewiątej, obiady o piętnastej, a kolację o dziewietnastej.-poinformowała Pani Grace.
-A pomiędzy tymi posiłkami?
-Nimi się nie przejmuj.
-Dobrze.
-Zobaczyłaś wszystko co i jak?-spytał pan Green.
-Tak.-odparłam.
-A co Ty się tak nią przejmujesz?!-krzyknęła Grace.-Idź już.-zwróciła się do mnie.

Poszłam szybko na górę i położyłam się spać.

Obudziłam się wcześnie rano. Wykąpałam się i ubrałam obcisłe dżinsy i luźną koszulkę z krótkim rękawem. Pani Grace powiedziała że mogę się ubierać jak chce. Chociaz to... Zrobiłam delikatny makijaż i upiełam włosy w luźnego koka.
Zeszłam na dół. Postanowiłam zrobić jajecznicę i do tego zaparzyłam kawę.

-Dzień dobry Claro.-przywitał się Tom.
-Witam, zrobiłam śniadanie.
-Dziękuję, a jak Ci minęła pierwsza noc tutaj?
-Bardzo dobrze, dziękuję.-usmiechnelam się i położyłam talerze i kubki na stole w jadalni.
-Dzień dobry.-powiedziała Grace.
-Smacznego.-odparłam-Jeszcze coś podać?
-Nie, dziękuję.-odpowiedziała złośliwie Pani domu.

Skierowałam się do kuchni i zaczęłam jeść swoją porcję.

-Claro, przynieś proszę sok pomarańczowy.-krzyknął Tom.
-Już niose.-odkrzyknełam.

Nalałam sok do szklanki i poszłam do jadalni. Po drodze wpadłam na Grace.

-Ty głupia dziewucho!-wrzasnęła kobieta.
-Och... Przepraszam! Zamyśliłam się. Bardzo przepraszam.-zaczęłam panikować.
-Uważaj gówniaro!-krzyknęła.
-Dobrze. Przepraszam.-wzięłam ręcznik papierowy i zaczęłam ją wycierać.
-Zostaw mnie.-warknęła i poszła na górę.

Stałam jak wryta, nie wiedziałam co zrobić. Pan Tom zasmiał się pod nosem, wziął gazetę i kubek ze swoją niedopitą kawą i poszedł do biura.
Zaczęłam sprzątać po śniadaniu.

-Idę do kosmetyczki z koleżanką. Przyjdę o czternastej.-poinformowała mnie Grace.
-Dobrze. Jeszcze raz przepraszam za sytuację rano.
-Mam nadzieję że to się już nigdy nie powtórzy. Nie zamyślaj sie więcej.-warknęła i wyszła. Przewróciłam oczami i wróciłam do poprzedniej czynności. Nie wiem ile wytrzymam z tą kobietą. A może skontaktuje się z poprzednią gosposią i zapytam jak ona sobie radziła, chociaż skoro odeszła to chyba sobie nie radziła.
Dziś będę musiała posprzątać stajnie. Lubię konie więc nie będzie to ciężka praca dla mnie.

-Claro!-usłyszałam głos Pana Green.
-Już idę.-odparłam i skierowałam się do biura Toma.-Czy coś się stało?
-Nie. Wszystko w porządku. Chciałem Ci powiedzieć żebyś nie przejmowała się moją żoną. Ona już taka jest. Odkąd pamiętam nigdy nie szanowała biedniejszych ludzi.-skończył i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech.
-Bardzo dziękuję.
-Nie masz za co dziękować Claro.
-Dobrze, podać coś panu?
-Och Claro... Jaki pan? Mam na imię Tom.
-Nie wiem czy powinnam się zwracać do pana po imieniu. Pani Grace ostrzegała, że mam się nie zbliżać do pana, bo mnie zwolni.
-Nie przejmuj się nią. Ona tak tylko mówi, ale nie zwolni Cię, ponieważ wie że trudno będzie znaleźć nową gosposie.
-No dobrze, ale będę mówiła Ci Tom tylko wtedy gdy nie będzie Pani Grace.
-Dobrze. Czy mogłabyś przynieść mi ten sok pomarańczowy?
-Och, ależ naturalnie. Już niose.

Poszłam szybko do kuchni i nalałam soku, po czym zaniosłam go mężczyźnie. Spojrzałam na jego biurko i dostrzegłam zdjęcie rodzinne. Była tam Pani Grace i Tom i jeszcze dwie osoby. Prawdopodobnie córka państwa Green-Lucy i ich syn.

-Dziękuję. To nasze dzieci. Lucy i Eric.-powiedział, gdy zobaczył że patrzę na zdjęcie.-Oboje wyjechali na studia. Czasem nas odwiedzają. Będziesz miała niedługo okazję ich poznać.
-Mhm... Zrobić coś dla Ciebie jeszcze?
-Jutro zrób zakupy. Grace będzie zadowolona, gdy zobaczy że sama tego pilnujesz.
-Rozumiem.

Poszłam do ogrodu. Nikogo nie było. Myślałam że zastane Johna, ale przecież on przyjeżdża tylko kilka razy w tygodniu.

-Dzień dobry koniki.-odparłam i zaczęłam głaskać każdego po kolei. Ominęłam tylko Zeusa. Wolałam się do niego nie zbliżać. I tak by mi na to nie pozwolił.

Zaczęłam sprzątać pierwszy boks, gdzie znajdowała się piękna, biała klacz.
-Cześć piękna.-zaczęłam ją głaskać. Wyprowadziłam ze stajni i zaprowadziłam na niewielką łąkę, która była za stajnią. Otworzyłam bramkę i wypuściłam klacz. To samo zrobiłam z innymi końmi oprócz Zeusa. Patrzył na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami. Był piękny pomimo blizny na jedym boku. Musiał być to straszny wypadek.

Gosposia I MilionerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz