✗ 16

1.7K 104 3
                                    

Było późno i ciemno, gdy wyszłam na balkon, nie mogąc zasnąć. Światło księżyca przebijało się zza chmur, oświetlając pobliskie budynki. Westchnęłam ciężko, wiedząc, że prawdopodobnie nie zmrużę już dzisiaj oka i oparłam się o barierkę. Potarłam dłonią kark, rozglądając się powoli dookoła. Wszyscy spali, na zewnątrz nie było żywego ducha, nie licząc mnie. Miałam problemy z bezsennością, ale wydawało mi się, że powoli wszystko wraca do normy. Właśnie, wydawało mi się. 

- Thomson, chyba nie chcesz mi wmawiać, że jesteś wilkołakiem i działa na ciebie księżyc, co? - usłyszałam za sobą zaspany głos i bez odwracania się wiedziałam już, że należy on do Samanthy.

- Nie mogę spać - przyznałam, chowając twarz w dłoniach. Lekki wiatr rozwiewał mi włosy, choć one i tak żyły swoim życiem. 

- Co się dzieje? - blondynka spytała, podchodząc do mnie. Objęła mnie ramieniem, pozwalając abym położyła na nim głowę. Była dla mnie jak taka starsza siostra. Czasami nawet nie potrzebowałyśmy słów. 

- Nie wiem - wyszeptałam cicho, bawiąc się palcami - To dzieje się zbyt szybko, on wrócił tak nagle, Sam - dodałam, nie mając odwagi, aby wypowiedzieć imię bruneta na głos.

- Czyli Harry... - jęknęła, przytulając mnie do siebie - Nie martw się, nic ci nie zrobi, a jeśli już się uprze, to wcześniej będzie miał do czynienia ze mną, albo z Zackiem - dodała, mając nadzieje, że jakoś mnie do tego przekona.

- Chyba wciąż go kocham - osunęłam się po ścianie na zimne kafelki, podkulając nogi pod klatkę piersiową - Nie chce, ale wciąż to robię. 

Samantha westchnęła ciężko, siadając obok mnie. Oparła brodę na swoim kolanie, krzyżując swoje spojrzenie z moim.

- Nie był ciebie wart - zaczęła - Doskonale o tym wiesz.

- Wiem, ale... - przeczesałam bezradnie włosy swoimi palcami, zbierając słowa, których wyjątkowo mi brakowało - Ale to on mi pokazał jak to jest kochać i być kochanym. Choć fałszywie, ale to zrobił - dodałam, powstrzymując narastającą ochotę płaczu.  

- Może zmienisz grupę, co? - zasugerowała, gładząc mnie po włosach. W pewnym sensie miała rację. Ułatwiłoby mi to wszystko i nie musiałabym więcej oglądać Harry'ego. Z drugiej jednak strony nie chciałam zostawiać jej samej z tyloma chłopcami. Zack by sobie jakoś poradził, ale świadomość, że musi znosi ich wszystkich byłaby okropna. 

- Nie - pokręciłam stanowczo głową - Nie zostawię was z nimi, nie ma mowy - dodałam, choć wiedziałam, że będzie mi ciężko. Wszystko wróciło do mnie ze zdwojoną siłą. Bolało mnie nadal, choć od tamtych czasów minęło już parę lat. 

- Daisy, jeśli naprawdę jest ci tu źle, albo robisz to na siłę, to naprawdę nie ma sensu, abyś się męczyła w tej grupie. Na pewno znajdziemy kogoś, kto zechciałby się wymienić, poza tym i tak będziemy się widywać, co nie?

- Nie, Sam, nie będę zmieniać grupy - zaprzeczyłam znowu - Za bardzo mi na was zależy, z resztą chciałabym sobie coś udowodnić - dodałam

- Co takiego? - zmarszczyła brwi, odsuwając się ode mnie na długość swoich ramion. 

- Skoro umiałam nie dać mu owinąć siebie wokół palca, to teraz też dam radę - postanowiłam, wstając z podłogi.

- On nie zasługiwał na ciebie od samego początku - stwierdziła, wchodząc do pokoju. Wyjęła ze swojej torebki papierosy razem z zapalniczką i wróciła do mnie z powrotem - Ale skoro tak bardzo chcesz z nami, to nie będę namawiać cię już więcej do zmiany grupy - dodała - Poza tym nie wytrzymałabym z nimi całkiem sama - dodała, śmiejąc się cicho.

- Dziękuje - przysunęłam się do niej, ignorując ulatujący do góry dym papierosowy. Nie mogłam żyć ciągle przeszłością, a Styles przecież nią był. 

~*~

I jak? 

actress • stylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz