✗ 26

1.5K 87 8
                                    

- Zejdź ze mnie, dobra? - spojrzałem na szatyna, strzepując przy tym popiół z papierosa. - Nie obchodzi mnie, co ty tam sobie myślisz, nie bój się, będę się trzymał planu. - dodałem, przeczesując palcami włosy. Ostatnio zastanawiałem się, czy ich nie ściąć. 

- Już widzę ten twój plan. - prychnął, przewracając oczami. - Szkoda tylko, że oczy świeciły ci się, jak świeczki, gdy tu wpadłeś, jakby się paliło. - dodał lekko zirytowany, na co zmarszczyłem brwi. O co ci chodzi facet?

- Nie prawda.

- Prawda i zamknij pysk. 

- Co tak ostro?

- Denerwujesz mnie. - oznajmił, zaciskając palce na barierce. - Ile można? Daisy to, Daisy tamto, zaraz dostanę przez ciebie i to twoje gadanie pierdolca, obiecuje ci to. - dodał, patrząc się na mnie spode łba. 

- Zluzuj. - uniosłem do góry dłonie w geście obronnym. - Odwiedź studentki z pierwszego roku, cokolwiek, ale spuść z tonu. - dodałem. - To tylko kolacja, co w niej złego?

- To, że właśnie od takiej kolacji się zaczyna. - zaczął, a ja skrzyżowałem dłonie na klatce piersiowej. Nawet on będzie mi prawił kazania? Owszem, gdzieś tam w głębi gubiłem się już w swoich zamiarach, decyzjach, czynach, ale postanowiłem tak łatwo się temu nie poddawać. 

- Długo jeszcze? - spojrzałem na niego, wyczekując końca tej rozmowy. Miałem nadzieje, że był już blisko, bo te jego wywody zaczynały mnie nudzić. 

- A potem nawet nie wiesz kiedy i jesteś zakochany. - wzruszył ramionami, tym samym kończąc, za co w duchu mu podziękowałem. 

- Wyolbrzymiasz. - stwierdziłem, wyjmując z kieszeni spodni papierosy i zapalniczkę. Ten pierwszy mi się skończył. - Nie poczuje do niej niczego więcej po jednej kolacji, Louis, to nie książka, czy film. 

- Żebyś się przypadkiem nie zdziwił. 

- Czy ty mi coś sugerujesz? 

- Ja? Nigdy. - uśmiechnął się dziwnie, przez co wzruszyłem ramionami, odpalając nowego szluga. Zaczynało mnie to nudzić, nawet bardzo, ale postanowiłem dokończyć papierosa i dopiero wtedy sobie pójść. 

Ku mojemu zdziwieniu Louis nie ciągnął dalej tematu, za co po części byłem mu wdzięczny. To nie była jego sprawa, co się dzieje z moimi uczuciami, niech lepiej martwi się sam za siebie, bo to nie ja pieprzyłem się z większością dziewczyn, jakie znajdowały się na naszym wydziale. Może nie interesowało mnie do końca jego życie, ale miałem uszy i oczy. Widziałem oraz słyszałem trochę rzeczy i mógłbym zacząć je teraz wygrzebywać, ale nie chciałem się kłócić. Nie o to tutaj chodziło. 

- Po prostu się pilnuj, choć nie powinny mnie obchodzić twoje sprawy sercowe. Nie chce, żebyś chodził, jak na skrzydłach, stał się ciepłą kluchą i mięczakiem. To nie takiego Styles'a poznałem, a takiej wersji ciebie nie chciałbym widzieć. 

- Nie martw się o mnie, nie jestem już dzieckiem, Tomlinson. 

- Mam taką nadzieje. Czasem twoje zachowanie świadczy o czym innym. 

- Nie będę wspominał o tobie. - prychnąłem, a on tylko roześmiał się cicho. - Skończmy to, mam dość. - dodałem przydreptując szluga. - Muszę coś załatwić, na razie. - dodałem, wchodząc do pokoju. Przeczesałem palcami włosy, przejrzałem się w lustrze, zastanawiając się, co ze sobą zrobić, aby na chwilę uwolnić się od szatyna. 

~*~

hej, hej, łapcie rozdział i mówcie, co myślicie, a ja idę spać, bo rano wypadałoby się nie spóźnić na matematykę, cri 

actress • stylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz