|06| Probably died

334 28 13
                                    

Nawet przez zamknięte oczy światło mnie oślepiało. Gdy je otworzyłam, zamrugałam kilkakrotnie by złapać ostrość. Wszystko wokół było śnieżnobiałe.

Chyba umarłam.

Poczułam rwący ból w lewej połowie ciała. To uczucie uświadomiło mi, że jednak żyję. Do moich uszu dobiegał irytujący, pikający dźwięk. Gdy wreszcie wzrok przyzwyczaił się do otoczenia, odwróciłam głowę w stronę źródła tego jazgotu - okazało się, że to jakaś szpitalna maszyna do mierzenia tętna i czegoś tam jeszcze.

Nie umarłam, ale byłam w szpitalu.

Próbowałam podnieść się do pozycji siedzącej, ale ból uniemożliwiał mi jakiekolwiek ruchy. Po chwili poddałam się i wróciłam na swoje miejsce. Zaczęłam przypominać sobie wszystkie wydarzenia do momentu, gdy kompletnie urwał mi się film. Wróciłam z areny, biegałam, a potem... ten samochód wyjechał z piskiem z parkingu. Jechał rozpędzony... jechał wprost na mnie.

Do pokoju weszła pielęgniarka pytając, jak się czuję. Przytłoczona tym, że właśnie odkryłam próbę odebrania mi życia, pokiwałam tylko głową. Mina kobiety zmieniła się naglę, wyglądała na wystraszoną. Zaczęła coś mówić, ale jej nie słuchałam. Jedyne co zapamiętałam to to, że za chwile przyjdzie mnie obejrzeć lekarz.

Kto chciałby mojej śmierci?

Nie mogłam być pewna, że wypadek był zamierzony, ale impet z jakim ruszył ten samochód w momencie, gdy znalazłam się w pobliżu był po prostu podejrzany. W sali pojawił się lekarz przerywając moje przemyślenia.

– Dzień dobry, nazywam się Max Miles i jestem pani lekarzem. Podczas wypadku doznała pani kilku obrażeń. Nie są na tyle groźne, aby wymagała pani dalszej hospitalizacji, ale jednak chciałbym, aby pozostała pani w szpitalu co najmniej do jutra. Całą noc była pani nieprzytomna więc chciałbym sprawdzić jeszcze parę rzeczy. Czy pamięta coś pani z momentu wypadku?

– Nie wiem – odparłam, chwytając się za głowę – leżałam tu całą noc? Nie mogę zostać do jutra. Jeżeli ten zegarek dobrze chodzi, to jest ósma rano czyli, za co najmniej siedem godzin muszę być w Nowym Jorku, mam walkę.

– Niestety pani Ambrose, wrestling w tej sytuacji jest kompletnie wykluczony.

– Dobrze – odparłam, pocierając twarz dłońmi – muszę skontaktować się z rodziną.

– Na korytarzu czekają pani brat i wujek.

– Może pan ich zawołać?

– Oczywiście, a za godzinkę zabierzemy panią na resztę badań, dobrze?

– Dziękuję – odparłam siląc się na uśmiech. Doktor Miles wyszedł, a na jego miejscu za chwilę pojawili się Dean i wujek Rob. Usiedli obok mnie z takimi samymi minami wymalowanymi na twarzy. Mimowolnie uśmiechnęłam się patrząc na nich.

– Coś ty zrobiła, co? – Dean złapał moją dłoń i pogłaskał ją delikatnie. – Czy wszystko dobrze? Masz jakieś urazy głowy?

– Nie większe niż do tej pory – odparłam i zaśmiałam się słabo. Na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.

– Wujku, nie mogę brać udziału w walkach, nie wiem na jak długo.

– Wiem, rozmawiałem już z lekarzem. Dyrekcja już wie. Steph życzy ci powrotu do zdrowia, czekają na ciebie z niecierpliwością – odparł. Był nie tylko najwspanialszym przybranym ojcem na świecie, ale również najlepszym menadżerem jakiego mogłam sobie wybrać.

– Policja chcę z tobą gadać – powiedział Dean wymownie patrząc w stronę drzwi.

– Będziesz miała im co opowiedzieć? Pamiętasz coś?

– Będę miała – odparłam i zacisnęłam pięść.

Rozmowa z policjantami nie była łatwa. Ze szczegółami opisywałam to co się działo - o której wyszłam z areny, czy ktoś mógł mnie śledzić, jak długo i gdzie biegałam i czy uważałam, że ten wypadek był zupełnie przypadkowy. Okropny ból szarpiący moim ciałem uniemożliwiał mi skupienie się na wspomnieniach. Szczerze opowiedziałam, że podejrzewam iż ta sytuacja nie była przypadkiem. Byłam pewna, że osoba kierująca samochodem chciała odebrać mi życie. Pytali mnie o wygląd samochodu, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Była noc, było ciemno, skupiałam się na biegu, a auto pojawiło się tak nagle. Gdy zapytali czy działo się jeszcze coś niepokojącego, przez ułamek sekundy miałam ochotę opowiedzieć o drzwiach, ale ugryzłam się w język. Podziękowali, powiedzieli, że jeżeli coś sobie przypomnę to mam dać znać i wyszli. Włączyłam telewizor. W wiadomościach mówili o moim wypadku. Zdziwiłam się, ponieważ nie uważałam się za gwiazdę. Odruchowo sięgnęłam do kieszeni po telefon. Oczywiście, nie miałam swoich dresów tylko piżamę, więc urządzenia nie było w środku. Otworzyłam szafkę znajdującą się przy łóżku i wyciągnęłam komórkę. 75 nieodebranych połączeń od jednego, nieznanego numeru. Moje serce zaczęło bić mocniej. Cieszyłam się, że odpięli mi wcześniej te wszystkie cholerne urządzenia, bo w tym momencie do mojego pokoju zleciał by się cały szpital. Wzięłam głęboki oddech i oddzwoniłam na ten numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci...

– Dwa lata, a ty nie zmieniłaś numeru.

– Ty za to zmieniłeś. – To był Seth.

– Jak się czujesz?

– Obchodzi cię to?

– A dzwoniłbym tyle razy gdyby tak nie było?

– A ja myślę, że dzwoniłeś tylko po to, by zapytać czy nie zwaliłam winy na ciebie.

– A chciałaś? Myślisz, że potrąciłbym cię samochodem?

– Może nie osobiście, ale czemu by nie.

– Boże, ty oszalałaś. Na prawdę uważasz, że chciałbym cię zabić?

– Czemu by nie. Miałbyś z tego sporo pożytku. Dean i Roman pewnie by się załamali i skupili na śmierci swojej małej siostrzyczki, a ty byś miał spokój...

– Nie wierzę, że to powiedziałaś – odparł, a po chwili zapadła głucha cisza. Dopiero po dłuższym momencie ponownie usłyszałam jego głos – Alice, jak możesz osądzać mnie o coś takiego?

– Przepraszam – odparłam pocierając twarz dłonią. To faktycznie było głupie i absurdalne. Żałowałam, że mu to powiedziałam.

– Jestem podły, skrzywdziłem cię ale nigdy... przenigdy. Jak mogłaś... Wracaj do zdrowia.

– Seth... – szepnęłam łamiącym się głosem, ale usłyszałam jedynie cichy, przerywany sygnał oznajmiający zakończenie połączenia. I w tym momencie złamałam daną sobie parę dni wcześniej obietnicę - znowu płakałam przez Setha Rollinsa.

A może to tylko moja głupota?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I co myślicie? Widzę , że zainteresowanie opowiadaniem maleje. Mam nadzieję, że ktoś z Was zostanie ze mną do samego końca Dirty Deeds :)

Dirty DeedsWhere stories live. Discover now