|18| Power of Family.

289 20 3
                                    

Nim otworzyłam oczy, do mojego nosa dostał się charakterystyczny zapach.

Szpital? Znowu?

– Co się stało? – zapytałam, nawet nie otwierając oczu. Słyszałam czyjś oddech w pobliżu, więc wiedziałam, że nie jestem sama.

– Zemdlałaś – odparł mój brat – obudziłaś się w karetce i znowu zemdlałaś.

– Kurwa – jęknęłam mrużąc oczy.

– Sprawa się odbyła. Adwokat powtórzył twoje zeznania. Sabine została skazana za nękanie i usiłowanie zabójstwa na siedem lat pierdla.

– Żartujesz – jęknęłam – już?

– Tak.

– Ale ona jest w ciąży.

– Wiele kobiet rodzi w więzieniu.

– A potem co?

– Dziecko zostaję z matką na jakiś czas – westchnął Dean – chyba ze trzy lata.

– A potem?

– Wraca do rodziny.

– Do ojca – odparłam i wbiłam spojrzenie w sufit.

– Seth próbuję się dowiedzieć czy to jego dziecko.

– A może nie być? – jęknęłam z nadzieją w głosie.

– To zdzira.

– Ona go kocha. Może i jest chora, ale ta choroba narodziła się z miłości. Nie można przekreślać miłości wywodzącej się z chorej psychiki.

– Nie myśl o tym. A teraz poczekaj, pójdę po lekarza. Musisz się ogarnąć, bo jeszcze dziś masz walkę. Nie jest łatwo bronić mistrzostwa. Musimy rządzić jak najdłużej siostro.

– Niepokonany Ambrose – zaśmiałam się zachrypniętym głosem.



– Próbowałem porozmawiać z jej matką, ale ona nie chcę mnie widzieć. Niczego konkretnego się nie dowiedziałem. Siostra Sabine powiedziała mi tylko, że czuję się już lepiej, ale ciąża jest w stanie zagrożenia – westchnął Seth. Spotkaliśmy się z nim dopiero na lotnisku. – Jak się czujesz kochanie?

– Lepiej – odparłam i wbiłam wzrok w ziemię. Wiedziałam, że czeka nas długa rozmowa.



Do Waszyngtonu dotarliśmy z opóźnieniem. Oczywiście zawiadomiliśmy dyrekcję o wszystkim, więc nasze walki były przesunięte na sam koniec. Gdy tylko wbiegliśmy na arenę, porwali nas fryzjerzy i makijażyści, aby jak najszybciej przygotować nas na wyjście. Byłam blada i miałam mocno podkrążone oczy, ale robiłam wszystko, by nie dało się tego po mnie poznać. Wygrałam sprawę i byłam bezpieczna, ale świadomość tego, że miłość mojego życia niedługo zostanie ojcem i to dziecka kobiety, która chciała mnie zabić, sprawiała, że robiło mi się słabo.

Po dłuższej chwili byłam już gotowa. Wiedziałam, że czeka mnie ciężka konfrontacja z Charlotte. Zanim weszłam na rampę, słuchałam jej wywodów na mój temat. Obrażała mnie, równała z ziemią, a ja śmiałam się pod nosem. Nie wiedziałam ile z jej słów było wyreżyserowane, a ile płynie prosto z głębi jej serca, ale nigdy jakoś szczególnie się nie lubiłyśmy. Usłyszałam mój theme, założyłam pas na biodra i ruszyłam.

Już na rampie wykonałam swój charakterystyczny ukłon. Mina blondynki zrzedła momentalnie. Dostrzegłam, że u jej boku nie ma Dany. Obróciłam kilkukrotnie mikrofon w dłoni i przyłożyłam go do ust. Kibice wykrzykiwali moje imię.

Ambrose Power!

– Charlotte, Charlotte, Charlotte... Potrafisz dużo mówić, ale czy jesteś w stanie jakoś potwierdzić swoje słowa?

– Potwierdzasz je swoim byciem.

– Zabawne Barbie – odparłam ze sztucznym śmiechem – masz coś jeszcze w repertuarze?

– Walcz ze mną o pas! Mam prawo do rewanżu!

– Dobrze wiesz, że dostaniesz swoją walkę i to już wkrótce. Więc o co ci chodzi?

– Ale... ale ja chcę teraz! – wrzasnęła jak mała dziewczynka.

– Takie żądania to możesz stawiać swojemu ojcu. Myślałam, że jesteś dorosła. W sumie jesteś sporo starsza ode mnie, więc wypadałoby się trochę ogarnąć...

– Ja w przeciwieństwie do ciebie chociaż mam ojca! – parsknęła. Widzowie zaczęli buczeć. Przez dłuższą chwilę stałam w milczeniu. Zagryzałam usta zastanawiając się nad odpowiedzią. Ale co można było odpowiedzieć na tak prymitywne zaczepki? Już na końcu języka pojawiły mi się najgorsze przekleństwa, jednak w tym samym momencie usłyszałam theme mojego brata. Odwróciłam się i ujrzałam, jak zmierza z pasem w jednej, a z mikrofonem w drugiej dłoni. Podszedł do mnie, objął mnie ramieniem i gestem wskazał na nasze tytuły. Zaśmiałam się widząc jego minę szaleńca. Mój brat był szaleńcem, ale to właśnie za to wszyscy go kochali.

– Widzisz Charlotte – zaczął Dean – faktycznie, nie mamy ojca. Ba, nie mamy rodziców. Z całych sił starałem się wraz z wujostwem wychować moją siostrę. Jest cudownym człowiekiem i niesamowitą zawodniczką. I wiesz co, mamy coś co sprawia, że nie potrzebowaliśmy wsparcia sławnego tatuśka, a mianowicie TALENT. A wiesz, co mamy jeszcze fajnego? Przyjaciół, którzy są dla nas rodziną. – Po tych słowach Dean wskazał ręką na miejsce z którego wychodzi się na rampę. Zza kulis wyłonili się Roman, Renee, Paige, Becky, New Day, Social Outcast, Enzo i Big Cass, Sami Zayn i kilkoro innych. Wszyscy stanęli za mną murem. Na samym końcu dostrzegłam również Setha. Wzruszyłam się patrząc na tych wszystkich ludzi, na moich przyjaciół i kolegów z pracy, którzy zawsze we mnie wierzyli. Byłam pupilkiem, maskotką, bo najmłodsza. Ale żadne z nich nigdy nie dało mi odczuć, że jestem gorsza. Byłam wdzięczna.

A Charlotte? Jej mina była po prostu bezcenna.

~~~~

Hej hej hej. Jak mijają wakacje? Ja uczę się na poprawkę z maturki </3

Muszę Wam powiedzieć, że bardzo się denerwuję, bo powolutku zbliżamy się do końca tej opowieści. Stała się dla mnie niespodziewanie bardzo ważną częścią życia i będzie mi smutno ją kończyć, ale... do tego jeszcze trochę.

Pozdrawiam! <3


Dirty DeedsWhere stories live. Discover now