|20| Birthday.

256 22 6
                                    


Obudził mnie intensywny zapach kawy. Gdy otworzyłam oczy, na stoliku przy łóżku znajdowała się taca ze śniadaniem i kubkiem parującego napoju. Zaraz obok w wazonie znajdował się bukiet tęczowych róż, a przy nim karteczka z wielkim napisem KOCHAM CIĘ, WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO. Zaśmiałam się pod nosem. Ani ja, ani Seth nigdy nie byliśmy romantykami. Zawsze kpiliśmy z miłosnych scen w filmach, nie czytaliśmy tego typu książek, a w walentynki dostawaliśmy świra.

Ostatnio wiele się zmieniło.

Gdy zabrałam się za śniadanie, usłyszałam pukanie do drzwi. Narzuciłam na siebie szlafrok i szurając kapciami o dywan przemierzyłam pokój. Na korytarzu stała matka Sabine. Odruchowo zacisnęłam pięści, jednak kobieta wyglądała na spokojną, wręcz otumanioną. Miała bladą twarz, sińce pod oczami i spierzchnięte wargi. Mimo wszystko co wydarzyło się wcześniej, w tym momencie bardzo jej współczułam.

– Słucham? – odezwałam się, jako pierwsza przerywając niezręczną ciszę.

– Ja... mam list – odparła zachrypniętym głosem – od Sabine.

– Nie chcę nawet o niej słyszeć – wyparowałam. Kobieta skrzywiła się nieznacznie.

– Proszę. Mówiła, że to ważne – pani Levis wyciągnęła w moją stronę drżącą dłoń w której trzymała kopertę. Przez moment wpatrywałam się w kawałek papieru w milczeniu. Tysiące myśli przepływało przez mój umysł. Sabine prawie zniszczyła moje życie, o mały włos mnie nie zabiła. Dlaczego miałabym wyświadczyć jej przysługę i wziąć ten list? Nie zasłużyła ma to.

Nagle w mojej głowie, niczym projekcja filmu pojawiły się sceny z mojego życia, żywe wspomnienia. Uśmiechnięta twarz mamy, gdy powiedziałam jej, że Dean oderwał głowę mojej lalce.

" Jeżeli przeprosił – wybacz mu."

– Dobrze – westchnęłam – wezmę go.

Gdy koperta wylądowała w moich dłoniach, a drzwi się zamknęły, usiadłam na skraju łóżka. List był nieco pomięty, a tusz w niektórych miejscach był rozmazany. Zapewne od łez. Nieświadomie wstrzymałam oddech.

"Alice.

Przepraszam. Nigdy nie byłam dobra w przeprosinach. Nigdy nie uważałam, że muszę przepraszać. Zawsze dostawałam to, czego chciałam. Byłam dobrą aktorką i tylko dlatego owinęłam sobie Setha wokół palca. On nigdy mnie nie kochał – teraz to widzę. Zawsze myślał o tobie. Mówił twoje imię przez sen, często oglądał twoje zdjęcia, mimowolnie wciąż o tobie wspominał. Byłam wściekła, że nie poświęca mi całej uwagi. Zrobiłam wiele złych rzeczy, których żałuję. I żadne słowa nie są w stanie tego zmienić.

Wiem, że nie chcesz tego słyszeć, ale dziecko na pewno jest Setha. Nigdy go nie zdradziłam.

Przepraszam, nie tak to miało wyglądać."\



Wysiadając z taksówki, odebrałam telefon od wujka i cioci. Złożyli mi życzenia i przepraszali, że ostatnio rzadko się ze mną kontaktują. Ciocia była zajęta swoim projektem, a wujek pomagał jej jak tylko mógł. Wytłumaczyłam im, że radzę sobie świetnie i mam nadzieję, że przyjadą na Battleground.

Gdy weszłam na arenę, w której miały odbywać się dzisiejsze walki, byłam otępiała. List od Sabine tylko potwierdził mnie w przekonaniu, w którym i tak już tkwiłam, a mimo to czułam się jeszcze gorzej niż przedtem. Tak jakby dopiero wypowiedzenie czegoś na głos sprawiało, że staje się to prawdą. Na korytarzu panowały pustki. W garderobie nie było nikogo, w stołówce również. Gdy weszłam do damskiej szatni i włączyłam światło, powitał mnie chór śpiewający standardowe 'sto lat' oraz sporej wielkości tort ze świeczkami trzymany przez Setha. Uśmiechnęłam się słabo na ten widok. Po wysłuchaniu piosenki, podeszłam do tortu. Pomyślałam życzenie, które było niezmienne od lat. Wypowiadałam je na każde urodziny, widząc spadającą gwiazdę czy wrzucając monetę do szczęśliwej fontanny.

Chcę, aby wszystko wreszcie było dobrze.

– Siostro – Dean jako pierwszy chwycił mnie w objęcia. Pocałował mnie w czoło jak to miał w zwyczaju – życzę ci wszystkiego, czego życzysz sobie sama. Zawsze pamiętaj, że mnie masz... Dobra, jestem chujowy w składaniu życzeń.

– Nie szkodzi – odparłam z uśmiechem.

– Ali – Renee objęła mnie mocno – jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Dziękuję ci za wsparcie, za to, że zawsze przy mnie jesteś. Życzę ci abyś była szczęśliwa i nigdy nie traciła w nas wiary.

Tego dnia usłyszałam wiele życzeń, każde inne i od serca. Seth tylko mnie pocałował, ale ten pocałunek wyrażał wszystkie uczucia, które do mnie żywił. Gdy tak trzymał mnie w objęciach, a nasze usta wciąż były złączone, w szatni pojawiła się Stephanie w towarzystwie swojego brata Shane'a.

– Wszystkiego najlepszego – szefowa uścisnęła mi dłoń. Kiwnęłam głową w podzięce – Charlotte ma kontuzje. Dzisiaj wyłonimy pretendentkę do tytułu o który powalczycie na battleground za tydzień. W walce dzisiaj wezmą udział Becky, Paige, Naomi, Tamina, Sasha i Dana. Ta, która ostatnia zostanie w ringu, wygrywa.

– Nie boje się nikogo – odparłam, ukradkiem spoglądając na pas leżący na stoliku – chce komentować te walkę.



Pojawiłam się na rampie z pasem na biodrach. Mój theme leciał dosyć krótko, bo arenę zalało "happy birthday". Dziesięć tysięcy ludzi śpiewało dla mnie. Ukłoniłam się i uniosłam pas do góry, wskazując na niego palcem. Usiadłam na krześle obok Saxtona i założyłam słuchawki z mikrofonem na uszy.

– Witamy na Monday Night RAW. Przy stole komentatorskim naszym gościem jest Alice. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!

– Dziękuję bardzo.

– Co myślisz o dzisiejszej walce?

– Będzie zabawnie.

– Masz swoją faworytkę?

– Wśród tych zawodniczek są też moje przyjaciółki. Życzę im jak najlepiej, ale nie boje się nikogo. Mogę walczyć z kimkolwiek.

Gong i ruszyły. Prawie natychmiast nad górną liną przeleciała Brooke. Zaśmiałam się perliście widząc jej zszokowaną minę.

– To najpiękniejszy prezent urodzinowy jaki mogłam dziś dostać, dzięki Naomi.

Po chwili mój wzrok skierował się w stronę jednego z narożników, gdzie rozpętała się na prawdę poważna walka między Sashą, a Paige. Ostatecznie po kilku ciosach, Banks upadła, co wykorzystała czarnowłosa. Z łatwością podniosła swoją rywalkę i przerzuciła ją przez górną linę. Po samoan drop i potężnym clothselinie wykonanym przez Becky, Tamina chwyciła się lin. Na chwiejnych nogach próbowała zachować równowagę, ale Lynch podbiegła do niej i silnym punchem przerzuciła ją przez górną linę. Samoanka znalazła się poza kwadratowym pierścieniem. Gdy Paige uporała się z Naomi, odwróciła twarz w stronę rudowłosej. Przez chwilę wpatrywały się w siebie, krążąc po ringu. Po chwili potyczek słownych wreszcie ruszyły. Lubiłam je tak samo, więc ciężko było mi wybrać tą, z którą chciałabym walczyć. Nim moje przemyślenia dobiegły końca, na arenie rozległ się theme Paige. Becky leżała na zewnątrz ringu trzymając się za głowę. Czarnowłosa spojrzała w moim kierunku wyzywająco. Zdjęłam słuchawki, założyłam pas na biodra i zaczęłam ostentacyjnie klaskać, po czym opuściłam arenę. Na backstage'u czekałam na Paige. Gdy czarnowłosa wreszcie się pojawiła, przytuliłam ją mocno.

– A więc ty, ja i battleground?

– Na to wygląda – odparła – ale, że masz dziś urodziny, to nie będę ci dokuczać.



Gdy prosto z areny pojechaliśmy na lotnisko, byłam już wycieńczona. Czekało nas tylko pół godziny lotu, więc nie opłacało mi się zasypiać. Gdy zajęłam miejsce, jak zwykle przy oknie, podłożyłam sobie poduszkę pod głowę i przymknęłam powieki. Po chwili obok mnie usiadł Seth. Otworzyłam oczy i gdy na niego spojrzałam moje serce lekko zadrżało. Był blady i wyglądał na zmęczonego.

– Co się stało?

– Znalazłem to w szatni – odparł podając mi kartkę. Okazało się, że to zdjęcie z USG. Tak właśnie wyglądało jeszcze nienarodzone dziecko Setha.


Dirty DeedsWhere stories live. Discover now