|22| Forgiveness.

249 20 5
                                    

– No stary, teraz to ja się kurwa serio obrażam – jęknął Dean, gdy tego samego wieczora całą naszą ekipą świętowaliśmy zwycięstwo Setha w hotelowym apartamencie.

– Przykro mi, że jestem lepszy od ciebie – odparł Rollins, a my wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Po chwili z kuchni wróciła Renee trzymając telefon w dłoni.

– Dzwoniłam do Paige. Jest w szpitalu, robią jej badania, ale na razie nic nie wie – szepnęła blondynka, usiadła obok mnie i chwyciła butelkę z piwem.

– To moja wina – jęknęłam, ukrywając twarz w dłoniach – mówiła mi, że kiepsko się czuję. Powinnam ją powstrzymać. A co, jeżeli przez tę walkę tylko jej się pogorszyło?

– Nie sądzę, praktycznie nic jej nie zrobiłaś. Nawet chorej dziewuchy nie umiesz pokonać, wstyd mi za ciebie – odparł Dean, a ja rzuciłam w niego poduszką.

– Kochanie, nie możesz się osądzać o całe zło tego świata. To cię wykończy – stwierdził Rollins, a ja tylko przytaknęłam. Nie znosiłam mojej natury męczennika. Utrudniało mi to nie tylko życie, ale również pracę w WWE.

– Dobrze, bez zbędnego biadolenia, napijmy się – Roman uniósł butelkę do góry. Wszyscy poszliśmy w jego ślady.

– Co planujecie na wolne? – zagadnęła Renee patrząc na nas wszystkich.

– Ja zabieram moją kobietę w jakieś zajebiste miejsce – odparł Dean, a blondynka tylko się zaśmiała.

– Ja marzę tylko o tym, żeby posiedzieć sobie spokojnie w domu z rodziną. Ale jeżeli będziecie jechać do wujostwa, to my z chęcią też was odwiedzimy – powiedział Roman.

– Jasne, myślę, że pod sam koniec wolnego tam zawitamy – odparłam upijając łyk alkoholu.

– A my co planujemy? – zapytał Seth wpatrując się we mnie. Chwycił kosmyk moich włosów między palce i zaczął się nim bawić.

– Chcę jutro pojechać do więzienia... porozmawiać z Sabine – odparłam. Wszyscy wbili we mnie zdziwione spojrzenie. – Chcę jej powiedzieć, że wybaczyłam.

– Kurde, to na prawdę miłe z twojej strony – wtrącił brat, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Nie robiłam tego z miłosierdzia, czy dobroci serca. Po pierwsze, po prostu czułam, że muszę tak zrobić. Nie zamierzałam chować urazy do końca życia, nie byłam tego typu człowiekiem. Lubiłam żyć w zgodzie z innymi. Już nie koniecznie w przyjaźni, ale chociaż w pokojowych nastrojach. A po drugie, Sabine i Seth spodziewali się dziecka. Musiałam zapewnić dziewczynę, że jej dziecko będzie z nami bezpieczne. Myśl o wychowywaniu nie swojego potomka przerażała mnie niesamowicie, ale wiedziałam, że również dla Setha ta sytuacja jest przygniatająca. Dlatego właśnie musiałam pokazać tej dwójce, że jestem po ich stronie mimo wszystko. Stworzę dla ich dziecka prawdziwy dom. I choć na pewno nie zastąpię mu matki, to przecież będzie mieć kochającego ojca.

– Może pojedziesz ze mną do Buffalo? Moja rodzinka dawno cię nie widziała – zaproponował Seth. Serce zabiło mi szybciej. Wielokrotnie odwiedzałam matkę i ojczyma Setha, a dwa razy nawet byłam u jego ojca, ale wtedy byłam tylko jego małą, smarkatą przyjaciółką.

– Z przyjemnością – odparłam otwierając kolejne piwo.



Na drugi dzień, z samego rana, stałam przed więzieniem. Niebo było szare, a ciężkie granatowe chmury sunęły leniwie, przysłaniając słońce. Zaczął padać deszcz.

Po załatwieniu różnych formalności, zaprowadzono mnie do sali spotkań. Pomieszczenie było dosyć ciemne i pachniało nieco wilgocią. Wzdłuż szklanej ściany ustawione były krzesła. Na niewielkich biureczkach stały telefony, przypominające te stacjonarne. Po chwili, po drugiej stronie szyby otworzyły się drzwi. Wysoki ochroniarz wprowadził do pomieszczenia blondynkę w pomarańczowym stroju. Miałam wrażenie, że wszystkie wnętrzności zawiązują mi się w supeł, gdy zobaczyłam jak wychudzona i blada jest Sabine. Przez jej prawie przezroczystą skórę prześwitywały fioletowe siateczki żył. Policzki miała zapadnięte, a jej chude nogi i ręce zwisały bezwładnie. Dziewczyna usiadła na krześle po drugiej stronie szyby i posłała mi słaby uśmiech. Na drżących nogach podeszłam do krzesła i usiadłam naprzeciwko niej i chwyciłam za słuchawkę telefonu.

– Cześć Alice.

– Cześć... – odparłam, powstrzymując z całych sił swój drżący głos.

– Miło, że mnie odwiedziłaś – jej głos był zupełnie inny od tego, który pamiętałam.

– Jak się czujesz?

– Oh, nie najgorzej. Mam poranne nudności, kręci mi się w głowie, ale poza tym jest w porządku.

– Nie kłam – jęknęłam – widzę jak wyglądasz!

– Było gorzej – odparła z uśmiechem – opowiedz mi jak tam Battleground.

– Seth wygrał.

– Pogratuluj mu – odparła, a ja kiwnęłam tylko głową.

– Sabine... wybaczam ci wszystko co zrobiłaś. Żałuję, że tu jesteś. Nie chciałam, żeby to wszystko tak się skończyło.

– Jestem tu na własne życzenie – odparła ostro.

– Rozmawiałam z adwokatem. Może uda nam się to jakoś odkręcić.

– To nie ma sensu – odparła – dziękuję, że przyszłaś. Bardzo chciałam cię zobaczyć. I przeprosić osobiście. Wybacz mi wszystko co złe. Chcę mieć spokojne sumienie, chcę iść do nieba.

– Wybaczam. Oczywiście, że wybaczam – odparłam. Po moich policzkach samoistnie toczyły się łzy.

– Opiekuj się Sethem – odparła i odłożyła słuchawkę. Ochroniarz pomógł jej wstać i poprowadził do drzwi. Jednak nim wyszła, posłała mi słaby uśmiech.


〰〰〰〰〰〰〰〰〰〰
Witajcie ! Nowy rozdzialik już po dwóch dniach, szybko co? Jak podoba się rozdział? Trochę emocjonalny, co? 😁 Dziękuję jak zwykle za wsparcie, komentarze, głosy.
Kocham Was ❤

Dirty DeedsWhere stories live. Discover now