5.

111 5 2
                                    

Obudziłam się. Spojrzałam na zegarek 5:35. Ciekawe dlaczego nie mogę spać dłużej?! No, ale dobra, skoro już jestem rozbudzona. Podniosłam się i zobaczyłam Marikę. Spała dalej. Wygrzebałam się z łóżka, tak aby jej nie obudzić. Podeszłam do drzwi od łazienki i powoli je rozwinęłam. Usłyszałam lekki pisk drzwi.

Weszłam do środka i napuściłam sobie wody do wanny. Kiedy już znalazłam się w środku, drzwi którymi niedawno się przedostałam do pomieszczenia, otwarły się. W drzwiach stanął Marek i powiedział :
- Oj... Ym... Sorki. Nie wiedziałem, że ktoś tu jest.
- Dobra, wybaczę ci jak teraz stąd wyjdziesz. - powiedziałam lekko zdenerwowana jego zachowaniem. Chłopak jednak nie opuścił łazienki.
- Ja.. Ja chciałem ci coś.. Ym... Powiedzieć - zaczął się jąkać.
- Ymmm... Nie możesz mi tego później powiedzieć?!
- Dobra, dobra spokojnie - momentalnie złagodniał mu głos. Odwrócił się na pięcie i poszedł.

Po jakiś 30 minutach miałam wszystko ogarnięte. W pokoju nadal panował porządek mimo naszych wczorajszych pomysłów. Piłyśmy, paliłyśmy ( bo można było tylko tak, żeby młodsze dzieci nie widziały ). Zaprosiłyśmy chłopaków. Chyba. Nie pamiętam praktycznie nic. Ale nie wspominajmy wczorajszego dnia.

Wyszłam na poranny apel.
- Dobra majtki. Wybieramy kogoś do kampusu. Kampus będzie robił nam posiłki. Codziennie wybieramy inne osoby - skończył i rozejrzał się po nas. - Widzę las rąk w górze.
- Ja mogę - odezwał się Michał. Tym samym zdziwił mnie troszeczkę.
- Ty na pewno będziesz. Za twoje nocne wycieczki, jesteś w kampusie do końca rejsu i wstajesz o godzinie 5:30 aby wszystko przygotować. A jak nie będziesz współpracował po dobroci...
- To będzie siłą. Tak tato, wszyscy znamy te twoje odzywki. - większość ludzi patrzyła się na nich z otwartymi buziami. - co?! Nie wiedzieliście, że to mój tata?!

Mnie bardziej zastanawiało to, do jakiej osoby podobny jest przełożony. Wiedziałam, że do kogoś mi bliskiego, ale za chuja nie wiedziałam do kogo.

Po apelu poszliśmy do hangaru, aby dopasować kapoki.

Oj?! Przepraszam. Przełożony każe mówić na nie środki ratunkowe lub pasy ratunkowe.

Ja wzięłam białą, która jest asekuracyjna, czyli mniej bezpieczna. Koło mnie stał kolejny przystojny brunet, Marcin. O ile dobrze usłyszałam jak go Michał wołał. Potem zaczęliśmy przygotowywać pucki ( takie żaglówki) do odpłynięcia. Po wyszykowaniu łodzi, był kolejny apel. Nie wróżył on nic dobrego.

- Dobra słuchajcie, wystąpił mały problem z naszym nocowaniem. Gmina zapomniała dać nam fundusze na hotel. Dlatego macie 20 minut na spakowanie się i wyjście na plac przed budynkiem. Dziękuję. Rozejść się.

Po niechętnym spakowaniu się. Razem z Mariką wyszłyśmy na plac. Kiedy wszyscy się już zebrali poszliśmy przed hangar.
- Tu macie namioty - wskazał ręką na małą górkę paczuszek - niestety jest ich za mało, więc część z was musi spać w hangarze na karimatach. Momentalnie wszyscy rzucili się na namioty. Ja i Marika miałyśmy pierwszeństwo, bo się wtedy przyznałam i my mamy teraz takie jakby przywileje. Była jakaś 15 jak skończyliśmy rozkładać namioty. Ja z Mariką miałyśmy taki 3-osobowy namiot, więc zaprosiłyśmy jeszcze jedną koleżankę, która była z tych młodszych dzieci.

Miała 12 lat. Mała dziewczynka imieniem Iwona. Brunetka z zielonymi oczami. Kiedy się uśmiechnęła to w kącikach jej pełnych ust pojawiały się dołeczki, które ja tak uwielbiam u ludzi. Przy uśmiechu jej policzki robiły się pełne, jak u chomika. Wyglądała słodko i była najfajniejsza z dzieci, które tam były.

Naprzeciwko nas rozbili namiot Marcin, Mateusz i Michał. Mieli taki czerwono - szary namiot z plandeką na deszcz. Cały czas się patrzyłam na Marcina.

Wakacyjny Misz-MaszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz