1★ They would yell, they would scream, they were fighting it out

733 55 4
                                    

Słońce grzało niemiłosiernie od samego rana, a Mike jak co dzień zmierzał w kierunku biblioteki przy uniwersytecie psychologicznym. Pomyślmy jak bardzo ironiczne, jest to, że studiuje akurat psychologię, kiedy sam potrzebuje pomocy. Myślę, że to jednak powszechne, że osoby najbardziej skrzywdzone, potrafią najlepiej pomóc innym. Taki właśnie jest Michael, przesiaduje w bibliotece długie godziny, żeby uciec z piekła, jakim jest jego dom. Dla większości z nas dom to miejsce, w którym znajdujemy schronienie. Kluczowe jest tutaj niestety słowo 'dla większości'. 

Szedł i obserwował pęknięte płytki chodnikowe, a jego wycięta koszulka powiewała na lekkim wietrze. Wszedł do środka, witając się z Margaret, starszą bibliotekarką, która traktowała go czasami jak własnego wnuka.

- Cześć Mikey — przywitała go spokojnym głosem.

Wiedziała o nim bardzo dużo. Mógł jej powiedzieć o wszystkim, a ona zawsze, mu doradzała i próbowała pomóc, jak tylko umiała.

- Cześć Margaret — odpowiedział, chcąc jak najszybciej zniknąć z zasięgu wzroku innych ludzi.

Uśmiechnęła się i zaczęła mu się przyglądać. Nie mógł jej jeszcze powiedzieć, nie jest gotowy. Poza tym nie chciał słyszeć, jak obwinia siebie, albo próbuje mu pomóc.

Czym prędzej odszedł w stronę regałów i jak zwykle usiadł w kącie ściany, prawie chowają się w półkę. Założył słuchawki i włączył muzykę, jak najgłośniej się dało — musi przestać myśleć o tym wszystkim, co dzieje się w jego życiu. Wziął do ręki najbliżej leżącą książkę i zaczął wertować kartki. Jednak nie mógł na niczym się skupić, nawet na dźwiękach gitary elektrycznej ani solówkach wokalisty.

Odsunął ostrożnie część bransoletek, które zajmowały mu połowę przedramienia i zaczął dmuchać zimnym powietrzem, ponieważ świeże rany nadal piekły. Okaleczanie się wcale nie przynosi ulgi, jak ludzie mówią, jednak nie umie z tym skończyć.

- Dlaczego to robisz?! - usłyszał głos młodego chłopaka, który stał przed nim z szeroko otwartymi oczami i wpatrywał się w zaschniętą krew, która jakiś czas temu jeszcze sączyła się z przecięcia.

Mike zsunął ozdoby i wstał, mijając blondyna i wybiegł z biblioteki, jak najszybciej mógł. Nie pożegnał się nawet z Margaret, tylko mocno pchnął drzwi, prawie się wywracając. Ten chłopak był drugą osobą, która widziała jego blizny. Było mu wstyd w takich sytuacjach, ale to wyłącznie jego sprawa.

Za nim się obejrzał był już przed budynkiem, w którym mieszkał i jak najciszej się dało, wszedł do środka. Jego rodzice spali w salonie w tej samej pozycji, w jakiej ich zostawił, wychodząc rano. W ogóle nie kontaktowali ze światem. Pobiegł na górę i zamknął drzwi swojego pokoju na klucz i dwa razy upewnił się, że są zamknięte — ojciec lubił składać mu przyjacielskie wizyty w nocy, kiedy odzyskiwał na chwilę świadomość. Zwinął się w kłębek na łóżku i myślał po prostu o tym, żeby zniknąć. Pocieszał się myślą, że został już tylko niecały rok. 

To The Moon ★ MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz