8 ★ Whiles she watches these walls fall down

340 30 13
                                    

Luke szykował się do kina już od ponad godziny.

-Mamo! Gdzie jest mój żel do włosów?!

-Wyrzuciłam puste opakowanie, skarbie. - odpowiedziała Liz, mieszając w garnku obiad dla swojej rodziny.

-No ty chyba sobie żartujesz! Za 20 min powinienem być po Michaela i co ja teraz zrobię?! - Blondyn biegał po domu z włosami opadającymi mu na czoło i szukał czy gdzieś nie schował zapasowej tubki żelu, jednak nic nie znalazł.

-Wróciłem. - Jack krzyknął, zamykając drzwi wejściowe i wchodząc na górę do swojego pokoju. Po drodze prawie potknął się o leżącego niczym kłoda brata.

-A ty co odwalasz? Nie masz czasem za chwile randki ze swoim kolorowym kiciusiem??

Jack był chyba największym fanem Muke'a, no może, nie licząc pani Margaret.

-Nie mam żelu, więc niestety umieram, powiedz Michaelowi, że go kocham, ale muszę odejść.

w tym samym czasie w domu Cliffordów

Błagam, błagam, błagam, chce umrzeć, błagam....

Luke spóźnił się 10 minut, ale w końcu Ben znalazł jakąś resztkę swojego żelu i blondyn jak to sam określił, w końcu wygląda jak człowiek, więc może wyjść.

Podjechał pod dom swojego obiektu westchnięć. Wysiadł i podszedł do drzwi, nigdy nie był u Mike'a, ale chyba nikt nie zostawia drzwi wejściowych otwartych. Popchnął lekko stare brązowe drzwi, które odpowiedziały mu skrzypnięciem.

-Mike?- hol chłopaka był pomalowany na kolor szary i potrzebował już przemalowania. - O mój Boże Mike!!

Starszy chłopak leżał nieprzytomny na środku salonu, a z jego głowy wyciekała czerwona ciecz. Przerażony chłopak nie pamiętał, jak znalazł się w szpitalu, wszystko działo się tak szybko. Mike leżał teraz na sali obserwacji, a Hemmingsowie czekali na jakieś wiadomości związane ze stanem zdrowia chłopaka.

Liz chodziła w kółko i modliła się, żeby nic poważnego mu się nie stało. Luke był tak wściekły na siebie, że zamiast jechać do niego, szukał sobie cholernego żelu w domu. Musiał wyjść na zewnątrz i żeby się uspokoić, walnął pięścią w drzewo i teraz to on krwawił, ale nie przejmował się tym.

Gdy wrócił do środka, nie zdążył przejść nawet dwóch metrów, a już jakaś pielęgniarka ciągła go na sale, żeby zszyć mu rozciętą dłoń, nie myślał w ogóle o tym, co się z nim dzieje chciał tylko usłyszeć, że z Michaelem wszystko w porządku.

- Państwo Hemmings?- Wszyscy równocześnie wstali i podeszli do dosyć młodego lekarza zajmującego się Michaelem.

- Co z Michaelem, nic mu nie jest? - cała piątka dopytywała się, chcą, jak najszybciej otrzymać odpowiedź.

- Ma lekkie wstrząśnienie mózgu, poobijane żebra i złamaną rękę, oprócz tego lekkie zadrapania i rozcięcie - doktor Ashton mówił to z bólem, bo nie rozumiał jak, to się stało. - Proszę mi powiedzieć, kto mu to zrobił?

- Kiedy go znalazłem, był sam, więc nie wiem.

- No dobrze zajmiemy się tym. Mike musi teraz odpoczywać, więc wejść może tylko jedna osoba. - Luke ruszył, prawie biegnąc, żeby zobaczyć swojego biednego przyjaciela.

Otworzył drzwi i zobaczył jeszcze bardziej niż zwykle bladego i wychudzonego chłopaka. Usiadł na krawędzi łóżka i chwycił jego zimną dłoń.

- Mike przepraszam, to moja wina, gdybym tylko... - głos mu się załamał.- Gdybym tylko przyjechał wcześniej, nie musiałbyś tu leżeć.

Poczuł, że Mike lekko ściska jego dłoń i uronił kilka łez. Pochylił się nad zabandażowaną głową chłopaka i lekko musnął jego usta. Luke mógł całować jego usta cały czas, były takie pełne i miękkie. Usiadł z powrotem i czekał. Czekał, aż wszystko się ułoży. 

To The Moon ★ MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz