Rozdział 2

920 58 5
                                    

Lanette

Nie spodziewałam się, że polubię moją nową współlokatorkę. Ludzie od zawsze mnie męczyli i denerwowali. Ona była inna. Na pierwszy rzut oka taka sama jak wszyscy, ale od razu zauważyłam, że dużo przeszła i starała się to ukryć. Do tego chyba chciała się zaprzyjaźnić, więc postanowiłam dać jej szansę. Nigdy nie miałam prawdziwej przyjaciółki.

Usiadłam na ławce przed moim nowym domem, nazywanym Czarną Różą. Ładna nazwa, pomyślałam, gdy po raz pierwszy ją usłyszałam, czyli tego ranka. Większość rzeczy tutaj mi się spodobała – architektura budynków, ogrom zieleni i natury oraz sam symbol róż. To wszystko tworzyło niepowtarzalną atmosferę, którą od razu odczułam.

Kiedy usłyszałam od taty, że przenosi mnie do innej szkoły, lekko się przestraszyłam. Może nie byłam związana z moją poprzednią, ale to duża zmiana. Nie mogłam jednak winić ojca. Miał swoją rodzinę i nie chciał się zajmować mną, córką z pierwszego małżeństwa. Od śmierci mojej matki, ciążyłam mu i jego nowej partnerce. Dlatego też, kiedy tylko skończył się rok szkolny, postanowili wysłać mnie do Akademii Róż, elitarnej szkoły z internatem.

Dowiedziałam się od profesor Archer, że przez ten tydzień nie będzie tu wielu innych uczniów, jedynie nowi. Wytłumaczyła mi, że wszystkie zasady przedstawiają w pierwszej klasie podstawówki, więc potem to już nie potrzebne, a wcześniejsze przybycie tutaj, ma za zadanie pomóc nowym szybciej je poznać i jakoś się zaadoptować. Nie było tych reguł dużo, ja od razu je zapamiętałam, chociaż i tak zbyt wielkiej różnicy mi nie zrobiły. Pierwsza zakazywała używania wszelkiego rodzaju sprzętów elektronicznych. Druga – wychodzenia poza teren szkoły, a najlepiej nawet nie zapuszczać się w las, rosnący jeszcze na posesji. Trzecia zasada mówiła, żeby zawsze się słuchać nauczycieli. Czwarta zabraniała wychodzenia ze swoich pokoi od dwudziestej drugiej do piątej trzydzieści. Piąta nie pozwalała na trzymanie żadnych zwierząt, a szósta zakazywała szarpani, bójek i temu podobnych. No i siódma zmuszała nas do noszenia mundurków przez cały czas. Przynajmniej w czasie roku szkolnego, bo ja jeszcze swojego nie dostałam. Profesor Archer stwierdziła, że dadzą mi go dzień przed początkiem roku tak jak wszystkim nowym uczniom. Po tym będę musiała go ubierać codziennie. Nie przeszkadzało mi to, a nawet polubiłam ten pomysł.

Zaczęłam czytać moją ulubioną książkę, która wyszła spod pióra Thomasa Harrisa. Uwielbiałam jego styl pisania i portrety psychologiczne bohaterów jego powieści. Do tego thrillery i kryminały były moimi ulubionymi gatunkami, te wszystkie tajemnice, zagadki i sceny, wywołujące dreszcze. Niestety ostatnio trudno było mi znaleźć coś nowego, co by mi się spodobało i wzbudziło takie emocje, jakie miałam, gdy czytałam ,,Milczenie owiec" po raz pierwszy.

Spędziłam na zewnątrz parę godzin i postanowiłam wejść do środka, dopiero gdy ogarnął mnie przenikliwy chłód. Mój szary golf i jeansy już nie wystarczały, więc zdecydowałam, że tylko narzucę na siebie kurtkę i wrócę na świeże powietrze.

Kiedy weszłam do pokoju, Isabella leżała na swoim łóżku i gapiła się w sufit, ale gdy tylko zauważyła moją obecność, wstała i powiedziała z uśmiechem.

– Udało się. Pani Archer tutaj przyszła, wyrecytowała te wszystkie zasady i kazała mi oddać moje sprzęty elektroniczne. No to dałam jej telefon i słuchawki, a ona zapytała, czy mam coś jeszcze. Jak zaprzeczyłam, to zaczęła sprawdzać mój, znaczy nasz, pokój. Przesuwała nawet komodę, ale nie wpadła na pomysł z książką. Dziwne to trochę było.

– Oni tak chyba zawsze robią. Jakiej książki użyłaś? – spytałam ciekawa, jaką powieść poświęciła, żeby schować ten swój tablet. Nie oceniałam jej, wiedziałam, że dla niektórych te sprzęty są tak samo warte, jak dla mnie książki.

Akademia RóżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz