Rozdział 5

517 43 5
                                    


Nari

Od paru dni miałam to dziwne wrażenie, jakby ktoś mnie obserwował. Zawsze czułam się w ten sposób, gdy biegałam, czyli praktycznie trzy razy dziennie. Nie mogłam wypaść z formy, musiałam ćwiczyć. Poza tym oprócz sportu nic mi nie pozostało, jako że wzięli mój ukochany odtwarzacz mp3 i resztę technologii, nawet tej, łączącej ze światem zewnętrznym.

Zaczęło się pierwszego dnia nauki. Postanowiłam po lekcjach potruchtać sobie spokojnie w lesie, a przynajmniej w tej jego części, która porastała teren szkoły.

Dość dobrze mi szło, gdy nagle usłyszałam za sobą ciche dyszenie. Obróciłam się, jednak niczego nie dostrzegłam. Z lekkim przerażeniem kontynuowałam bieg, ale szybko przystanęłam.
Oparłam się o jakieś duże drzewo. Może powinnam była to komuś zgłosić? Chociaż nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. ,,Mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, nigdy tej osoby co prawda nie wiedziałam, ale mam takie wrażenie i już"? Wyśmialiby mnie.

Ruszyłam sprintem przed siebie. Chciałam o tym zapomnieć, chciałam zapomnieć o całym moim życiu, wszystkich złych wydarzeniach. Trochę ich się zdążyło nazbierać.

Dotarłam do Pomarańczowej Róży. Wzięłam prysznic i poszłam do swojego pokoju, żeby się przebrać. Nie znalazłam tam swojej współlokatorki. Zbytnio się tym nie przejęłam. Odkąd poznałam ją poprzedniego dnia, zamieniłyśmy może dwa zdania. Wiedziałam tylko, że nazywała się Whitney Ryan i miała siedemnaście lat. Niby obie mieszkałyśmy w tym samym domu, ale jakoś nie znalazłyśmy wspólnego języka.

Zazdrościłam Isabelli i Lanette, że tak się zaprzyjaźniły. Nie dość, że były współlokatorkami o tym samym wieku, to jeszcze świetnie się dogadywały.

Jak najprędzej wcisnęłam się w mundurek, bo o ile nie ćwiczyliśmy i nie mieliśmy na sobie strojów sportowych, musieliśmy ciągle chodzić w specjalnej pomarańczowej marynarce i spódniczce. No, chłopcy mieli spodnie.

Wyszłam na zewnątrz i spotkałam się z przyjaciółkami przy wejściu do szkoły. Tam rozpoczęłyśmy swój codzienny spacer.

– Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę, że chce ci się jeszcze z nami łazić – stwierdziła Izzy. – Przecież oprócz tego biegasz trzy razy dziennie, po parędziesiąt minut. Jak ty się nie męczysz?!

– Kwestia wyrobienia sobie kondycji. Po jakimś czasie to nawet sprawia przyjemność. Możemy kiedyś wspólnie pobiegać, jeśli chcecie – zaproponowałam. Obie często miały takie pochmurne miny, wspólny wysiłek dałby im może troszkę radości.

– Dobry pomysł, ale szczerze, to nie uśmiecha mi się wstawanie wcześnie rano. Ewentualnie zamiast spacerowania, mogłybyśmy z tobą potruchtać – powiedziała Isabella, a Lanette jej przytaknęła bez większego zaangażowania.

Nawet się nie orientując, skierowałyśmy się w stronę Różowej Róży. Tam wpadłyśmy na moją siostrę i jej nową przyjaciółkę, Valery.

Nie lubiłam jej, cały czas się chwaliła, jaka to jest cudowna i jak to te mundurki nas ograniczają, gdyż nie może pokazać swoich markowych i drogich ciuchów. Dodatkowo na jej twarzy od razu rzucała się w oczy tona tapety. Tego nam jak na razie nie zakazano, a podziwiając takie przypadki, można by było pomyśleć, że niestety.

Yumi o dziwo nas zaczepiła. Myślałam, że nie zamierza się do mnie odzywać, jak od dłuższego okresu.

– Nari masz może jakiś scyzoryk? – zapytała, wprowadzając mnie w panikę. Czyżby znowu chciała...? Ale raczej nie pytałaby się mnie wtedy tak wprost.

Akademia RóżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz