Kobieta w blond koku podeszła z zadowolonym wyrazem twarzy do biurka dyrektora, stukając wysokimi obcasami o drewnianą podłogę. Mężczyzna siedzący za stolikiem nie przypominał swojego poprzednika Donalda Harrisona, był młodszy, sprawniejszy fizycznie i na pewno budził większą sympatię.
– Załatwiłam już wszystkie formalności pani dyrektorze Merchant. Trójka naszych ulubieńców jest już oficjalnie przeniesiona do innych szkół – poinformowała, kładąc przed nim odpowiednie dokumenty.
– Dziękuję Ede. Czyli, jak rozumiem, Isabella Martinez zostaje z nami? – spytał bez zainteresowania.
– Owszem. Zgaduję, że postanowiła nie wracać do domu ze względu na swojego brata, no i oczywiście Bena Boona, z którym się spotyka... miłość potrafi być taka piękna, czyż nie? Pełna oddania i poświęceń.
– Jeśli chcesz porozmawiać o moim związku z Serafiną, nie musisz robić takiej otoczki.
– Po prostu trudno mi zrozumieć to uczucie. – Pokręciła głową. – Co tak niezwykłego było w tej dziewczynie?
Mężczyzna uśmiechnął się ze smutkiem.
– Ona cała była niezwykła. Ale nie powinniśmy się zastanawiać nad przeszłością. Serafina już nie wróci, lecz dzięki niej ostatecznie całkowicie zaangażowałem się w naszą sprawę.
– I wygraliśmy. Oni nawet przez chwilę nie podejrzewali, co szykowaliśmy, a teraz wszyscy nie żyją. Udało nam się także dobrze ukryć działania tych młodych ludzi – stwierdziła kobieta pewnie. – Wiesz, wciąż żałuję, że wypuściliśmy ich w świat, świadomych tego, co tu się stało.
– Maximilian Dover nie poprosił czasem o wymazanie mu wspomnień z tych kilku miesięcy? – Adrien Merchant doskonale wiedział, że chłopak nic nie pamiętał, jednak chciał wytknąć swojej długowiecznej przyjaciółce ten mały błąd.
– Miałam na myśli Lucy Wright i Edwarda Shrewsbury'ego. I, no cóż, Isabella również kiedyś nas opuści.
– Będą milczeć. – Mężczyzna nie miał cienia wątpliwości. – Wiedzą, jakie niebezpieczeństwo, by na siebie ściągnęli. Poza tym myślą, że pomogliśmy zemścić się na zabójcach ich przyjaciół. Co jest w większości prawdą.
Blondynka pokręciła głową.
– Zabicie tej małej... Lanette Coleman? To było ryzykowne zagranie. Mogli zrezygnować. – Ede od początku sprzeciwiała się temu pomysłowi, lecz Merchant podejrzewał, iż kierowała się głównie sympatią do Maximiliana, aniżeli rzeczywistymi wątpliwościami w sukces tego posunięcia.
– Ale ostatecznie mieli dodatkową motywację. I wyszło na nasze. Teraz nie będziemy musieli zabijać częściej, możemy robić to tak, jak dotąd, czyli cztery razy na rok i będziemy mieli więcej jedzenia. Utrzymamy nasze moce i problem głodu zniknie.
– Szkoda tylko, że kosztem połowy z nas. – Do gabinetu wkroczył z pozoru starszy i słabowity nauczyciel, znany jako pan Oak.
– Merle Archer i Donald Harrison zamierzali zwiększyć częstotliwość ataków i organizować je w czasie, w którym nasze moce nie osiągały pełni. Przez to ryzyko popełnienia błędu było o wiele wyższe. Taki błąd mógłby doprowadzić do zostania wykrytym przez ludzi, a z nimi wszystkimi nie potrafilibyśmy sobie poradzić. Niestety część naszych pobratymców ich poparło, więc ich również musieliśmy się pozbyć.
Staruszek nie wydawał się usatysfakcjonowany, jednak doskonale zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, na jakie zostaliby wystawieni. Chodziło o przetrwanie ich rasy.
– Cieszę się, że oczyściliśmy atmosferę panowie – przemówiła kobieta radośnie. – Powinniśmy teraz świętować.
Pan Oak pokręcił głową.
– To cud, że te dzieciaki tak łatwo łyknęły wasze kłamstwa – westchnął, ignorując blondynkę.
– Nie sądzę, że do końca nam uwierzyli – zaśmiał się nowy dyrektor. – Ale kierowały nimi chęć zemsty i strach. Wciąż lepiej, żeby nie dowiedzieli się, że kontynuujemy zabijanie. Usunęliście to urządzenie z pokoju Isabelli Martinez, prawda?
– Nie będzie pamiętać niczego, czego byśmy nie chcieli – zapewniła go Ede Martin.
CZYTASZ
Akademia Róż
FantasyAkademia Róż od lat skrywa sekret. Wszystko co się w niej dzieje pozostaje za murami szkoły, nigdy nie wychodząc na światło dzienne. Oni tego pilnują. Grupa nastolatków, dotknięta tragicznym wydarzeniem, zaczyna szukać odpowiedzi na dręczące ich py...