Rozdział 49

152 23 4
                                    

Lucy

Ze zmartwieniem przyglądaliśmy się wychodzącemu Maxowi. Prawdopodobnie, dopiero kiedy zniknął za ścianą, doszło do nas, iż możemy już go nigdy nie zobaczyć.

A fakt, iż któreś z nas ma być następne, jeszcze bardziej zagęścił atmosferę. Czułam, jak po czole zaczynały spływać mi kropelki potu, choć temperatura w pokoju na pewno nie przekraczała dwudziestu stopni.

Popatrzyliśmy po sobie. Wszyscy czekaliśmy, aż jedno z nas zdecyduje, jak wybierzemy następną przynętę. Mógł to być także wybór, które z nas przeżyje.

Paradoksalnie nie wiedzieliśmy, czy osoba, opuszczająca ten pokój ostatnia ma największe szanse. Ogólnie cały przedstawiony nam przez nauczycieli plan był bardzo zagmatwany i nieoczywisty.

Powiedzieli nam, że mamy sprowokować tamtych z „drugiego obozu", poprzez groźbę, iż ujawnimy te dokumenty z danymi ich ofiar. Dzięki temu ci źli mieli przybrać swoje najbardziej przerażające formy, które przybierali podczas żywienia. Wtedy byli też najsłabsi i można było ich wyeliminować. Na zawsze.

W Akademii Burz greccy bogowie tak właśnie zrobili – przemienili się i wyjedli dusze moich przyjaciół. Niestety tam nikt nie chciał pozbyć się potworów. Pan Merchant i tacy jak on, liczyli, że ci stąd powtórzą ten czyn. A wtedy przyjazna nam grupa by zaatakowała. Pozbyła się niewygodnych pobratymców. Pomściła naszych przyjaciół.

Brzmiało nawet optymistycznie, lecz kiedy zapytaliśmy, czy na pewno zdążą zainterweniować, zanim źli nauczyciele wyssą nasze dusze, ci niby dobrzy zamilkli. Nie potrafili nam zapewnić bezpieczeństwa.

Dlatego zrozumieliśmy, że staliśmy się jedynie mało ważnym narzędziem, którego nie bali się popsuć. Najważniejsze było osiągnięcie celu.

Usiedliśmy sobie na skórzanych kanapach, aby w ostatnich momentach móc zaznać choćby odrobinę luksusu. Jedynie sztywna, nerwowa atmosfera psuła coś, co chcieliśmy uczynić relaksem.

W końcu jednak ktoś musiał przerwać naszą bezczynność. Izzy, nie będąc w stanie dłużej wytrzymać napięcia, zapytała po kilku minutach.

– Czyli co robimy? Ciągniemy patyczki i osoba, która wyciągnie najkrótszy, idzie na pierwszy ogień? Czy macie jakieś inne pomysły na losowanie?

Zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, usłyszałam, jak mój głos opuszcza gardło.

– Nie musimy losować. Ja pójdę.

– Lucy... – Edward spróbował zaprotestować, lecz od razu mu przerwałam.

– Nic nie mów. Już raz to przeżyłam i powiem wam szczerze, wolę wyjść teraz, niż czekać, stresując się waszym losem.

Jakkolwiek nigdy nie udało mi się wejść w bliższe relacje z Maksem, nie wiedziałam nawet, czy się przyjaźniliśmy, martwiłam się o niego. Nie chciałam nawet myśleć, jak bym się czuła, siedząc w miarę bezpiecznym miejscu i wiedząc, że Izzy czy Edward walczą o życie. Chciałam sama zaryzykować, poddać się adrenalinie i nie zastanawiać, co się dzieje z moimi przyjaciółmi.

Przytuliłam ich i poszłam śladami Maksa.

***

Gdy wychodziłam z biblioteki, uderzył mnie niepokojący spokój. Bibliotekarka Dasiy, która z białym obliczem i pustką w oczach wyglądała jak upiór, siedziała nieruchomo na swoim krześle z poważnym wyrazem twarzy. Zastanawiałam się przez chwilę, czy nie zamieniła się w kamień, lecz, widząc moje zawahanie, kobieta syknęła przerażająco.

Od razu wybiegłam z pomieszczenia i zamknęłam za sobą drzwi. Nie rozumiałam zbytnio, co się stało z Daisy, ale podejrzewałam, że tak jak większość pracowników szkoły, była swoistym rodzajem elfa czy chochlika, czyli, inaczej mówiąc, sługą bóstw. A przesilenie zimowe najwyraźniej miało na nią nienajlepszy efekt.

Akademia RóżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz