Rozdział 15

304 32 24
                                    

Serafina

Nie mam bladego pojęcia, kiedy to całe cholerstwo się zaczęło. Można by powiedzieć, że tego pamiętnego dnia, podczas niecodziennego spotkania Adriena w lesie. Wtedy wreszcie zrozumiałam, że najwyższy czas odpuścić sobie mojego najlepszego przyjaciela. A nauczyciel wf-u mi w tym pomógł.

W tym wszystkim był jednak jeden problem – myślałam, że zwyczajnie dołączę do tłumu dziewczyn, które ukradkiem do niego wzdychały i układały sobie z nim życie, wiedząc, iż nigdy nie uda im się tych planów zrealizować. Stało się coś zupełnie innego.

Dzień po „rozmowie" w lesie, postanowiłam ignorować Edwarda i nowych znajomych, dzięki czemu zrezygnowanie z niego było prostsze. Przez to unikałam go również na przerwach i na jednej z nich wpadłam na Merchanta. On spojrzał na mnie, nie ukrywając troski i przeszedł obok, muskając palcami moją dłoń.

Gapiłam się na niego jak zahipnotyzowana i dopiero gdy zniknął mi z pola widzenia, zorientowałam się, że przekazał mi zgiętą karteczkę. Natychmiast ją otworzyłam i przeczytałam. Chciał się spotkać wieczorem na skraju lasu, przy mojej Róży.

Przez resztę dnia zastanawiałam się, czy powinnam przyjść. Ostatecznie postanowiłam zaryzykować i zobaczyć co z tego wyniknie.

Ubrałam się stosownie do nieprzyjaznej pogody i ruszyłam na miejsce spotkania. On już na mnie tam czekał.

Spodziewałam się jakichś wyjaśnień, nawiązania do dziwnej sytuacji z poprzedniego dnia. A on po prostu zapytał się mnie, jak się czuję. Całkowicie pominął temat, którego oczekiwałam.

Spędziłam tego dnia z nim praktycznie cały czas, jaki miałam do ciszy nocnej. Ciągle rozmawialiśmy, spacerując po lesie. Poruszaliśmy różne tematy i ze zdziwieniem zauważyłam, że z nikim nigdy nie załapałam tak świetnego kontaktu. Nawet z Edwardem.

Potem spotykaliśmy się każdego dnia, zawsze w tym samym miejscu, jedynie o różnych porach. I w końcu te niby dyskusyjne spotkania zmieniły się w coś więcej. Coś, czego wyczekiwałam, odkąd wstawałam z łóżka rano, przez co lekceważyłam wszystko dookoła, na myśl o czym moje serce niebezpiecznie przyśpieszało. Niestety, kiedy zorientowałam się, że wpadłam w, za przeproszeniem, głębokie gówno, było już za późno. Zakochałam się w Adrienie Merchancie, moim nauczycielu.

Starałam się sobie wmówić, że to jednostronne. Trwałam w tym przekonaniu do piątku, tydzień po naszym pierwszym tajnym spotkaniu. Wtedy ni stąd, ni zowąd pocałował mnie. Tak po prostu. Gadaliśmy o czymś, nawet nie pamiętam o czym dokładnie, kiedy on nagle przerwał wypowiedź, ujął moją twarz w swoje dłonie, wpatrując się w moje oczy i złączył nasze usta w pocałunku.

Gdzieś z tyłu głowy, jakiś głos powtarzał mi, że to złe i powinnam oderwać się i go spoliczkować. Tylko że nie potrafiłam. Nie byłam w stanie go odepchnąć. Nie chciałam tego. Pragnęłam zostać w takiej pozycji do końca życia. Ale wszystko się kiedyś kończy.

Po czasie, który mógł zarówno być paroma sekundami jak i paroma minutami, on powoli się ode mnie odsunął i przyglądał się mi z wahaniem, czekając na moją reakcję.

– Przepraszam... – szepnęłam po chwili wpatrywania się w ziemię. – Ja... muszę to przemyśleć.

Po tych słowach obróciłam się na pięcie i ruszyłam do mojego pokoju, przyśpieszając od razu, kiedy uświadomiłam sobie, że jestem sama pośród tych wszystkich drzew, za którymi ktoś się może czaić, czyhając na moje życie.

Skończyło się na tym, że przebiegłam większość drogi, a moja współlokatorka powitała mnie zdziwionym spojrzeniem.

– Nie wiedziałam, że uprawiasz jakiś sport – zaśmiała się Juliette, widząc moje zmęczenie, a ja rzuciłam jej znudzone spojrzenie.

Akademia RóżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz