Rozdział 7

476 41 15
                                    


Edward

Każdy przeciętny uczeń internatu dość lubi niedziele. Może nie są one ubóstwiane tak jak soboty czy piątki po południu, lecz wciąż znajdują się na liście dni odpoczynków. Ich jedyną wadą stają się następujące po nich poniedziałki.

Należałem do grona osób, zazwyczaj budzących się z szerokim uśmiechem w ostatni dzień tygodnia. Jednak akurat ten okazał się dla mnie wyjątkowo nieprzyjemny, ze względu na tragedię, która wydarzyła się dzień wcześniej.

Umówiłem się z Lanette na siódmą, więc wstałem czterdzieści minut wcześniej. Wszyscy wokół, włączając mojego współlokatora, jeszcze spali. Po Zacku mogłem się tego spodziewać, ale myślałem, że niektórzy będą już na nogach. Na korytarzu jednak nikogo nie znalazłem, co w moim mniemaniu podtrzymało, otaczającą mnie ponurą atmosferę.

Na zewnątrz również świeciło pustkami, nie widziałem nawet ptaków. Jedynym dźwiękiem, który mi towarzyszył, był szum liści, spowodowany przez lekki wietrzyk. Nieco przerażające, szczególnie że szedłem w kierunku Czarnej Róży, czyli budynku, który uważałem za dość straszny, najstraszniejszy ze wszystkich domów. Stał samotnie przy skraju lasu, emanując ciemnością oraz niepokojącą melancholią.

Dziewczyna już na mnie czekała. Towarzyszyła jej Isabella, jej przyjaciółka o latynoskiej urodzie. Nie miałem okazji zbytnio jej poznać, ale Lanette trochę mi o niej opowiadała, między innymi wspomniała, że dziewczyna pochodzi ze Stanów Zjednoczonych.

Szybko się przywitaliśmy i zorientowałem się, że nasze spotkanie we dwójkę, przerodziło się w spotkanie we trójkę. Jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało, Isabella też się przyjaźniła z Nari, więc może tak było nawet lepiej. Głównie ze względu na ich relacje, zamierzałem porozmawiać z Lanette. Tylko nie wiedziałem jak się zabrać za to zadanie.

– A więc co tak ważnego masz nam do powiedzenia? – zapytała blondynka niespokojnie.

– To naprawdę skomplikowane. – Zastanawiałem się jak im opowiedzieć, co widziałem pierwszego dnia nauki, w taki sposób, żeby mi uwierzyły. – Ale wydaje mi się, że wasza przyjaciółka mogła... wiem, że dziwnie to zabrzmi i to tylko moje przypuszczenia, zresztą mało prawdopodobne, ale wydaje mi się, że ona... nie popełniła samobójstwa.

Patrzyłem na nie, czekając na ich reakcję. Wymieniły porozumiewawczo spojrzenia i Isabella uśmiechnęła się smutno.

– Tyle to już ustaliłyśmy.

– Jak to? – Niezbyt zrozumiałem, o co im chodziło.

– Nari wprost nam powiedziała, że nigdy nie popełniłaby samobójstwa – poinformowała mnie Lanette.

– Rozmawiałyście o czymś takim? – Dość ciekawy temat. – Akurat przed jej śmiercią?

– Jakiś czas temu. I rozmawiałyśmy o jej siostrze, ale mniejsza o to. Mówiła nam, że życie jest dla niej czymś ważnym, więc... wątpimy, żeby tak po prostu się zabiła – stwierdziła Amerykanka. – Ale zastanawia mnie, dlaczego ty tak myślisz.

– Pierwszego dnia szkoły podsłuchałem przez przypadek dziwną rozmowę pani Archer i dyrektora. Wtedy niezbyt ich rozumiałem, szczególnie że samo ich zachowanie było dość dziwne... – Dodatkowo raczej niestosowne. -Dopiero wczoraj pokojarzyłem fakty. Wspominali coś o głodzie i jakimś wyborze, a chwilę wcześniej przez miejsce, w którym ich widziałem, przebiegała wasza przyjaciółka.

Obie wytrzeszczyły oczy. Uznałem, że pewnie mi nie uwierzyły i uznały za dziwaka. Pocieszałem się faktem, że przynajmniej wyjawiłem im, co widziałem i nie będą mnie dręczyć wyrzuty sumienia.

Akademia RóżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz