Rozdział 9

419 37 17
                                    

Serafina

Od rana po głowie chodziła mi nieokreślona piosenka. Tak nagle, przy śniadaniu nieco mroczna muzyka sama pojawiła się w myślach i od tego czasu nie chciała mnie zostawić w spokoju. Skądś ją kojarzyłam, ale nie wiedziałam skąd i to mnie najbardziej denerwowało. W domu bym zwyczajnie użyła aplikacji, rozpoznającej tytuły po nuceniu melodii. W tej ,,cudownej" szkole musiałam polegać na mojej znajomości zapisu nut i grania na fortepianie.

Muzykę miałam na czwartej lekcji, no ale oczywiście pan Gear zadał nam jakieś durne zadania (co z tego, że jesteśmy zaawansowaną grupą, róbmy ćwiczenia dla początkujących!), więc nici z korzystania z instrumentu do celów własnych. Pod koniec tak we mnie buzowały emocje, że chciałam wykrzyczeć na nauczyciela najgorsze przekleństwa, jakie znałam. Wiedziałam, iż ta durna piosenka nie opuści mojej głowy, dopóki jej nie zapiszę. Z drugiej strony mogłam to zrobić jedynie po ostatniej lekcji, a wtedy umówiliśmy się na super tajne, detektywistyczne spotkanie, a nie mogłabym zostawić Eddiego z dwoma dziewczynami, którym w ogóle nie ufałam. Ta Lanette podejrzanie na niego patrzyła, co mi niezbyt leżało. Miałam już przecież Allie na głowie.

Z tych wszystkich powodów musiałam pozwolić melodii zostać i mnie zadręczać przez jeszcze przynajmniej dwadzieścia cztery godziny. Uznałam, że śledztwo jest tego warte. Nie po raz pierwszy przeżywałam już podobne męczarnie, więc można by nawet powiedzieć, że w pewnym sensie zdążyłam się przyzwyczaić.

Po dzwonku, zwiastującym koniec zajęć na ten dzień, udałam się w stronę bibliotek, idąc wiecznie ponurymi korytarzami oraz wchodząc po stromych schodach, które tylko czekały, aż ktoś się na nich poślizgnie i skręci sobie kark. Taki cudowny widok, towarzyszący nam każdego przeciętnego dnia w czasie roku szkolnego. Na pewno niezwykle zachęcał do dalszej egzystencji.

Doszłam w umówione miejsce i ku mojemu zadowoleniu, Edward jeszcze się nie zjawił. Za to Isabella i Lanette dyskutowały o czymś przyciszonymi głosami. Nie odwróciły się w moją stronę i nie przywitały. Nie wiedziałam, czy mnie nie zauważyły, czy nie chciały zauważyć. Raczej mi to zwisało, chociaż mogły się przynajmniej postarać zaznajomić.

Cofnęłam się od nich o parę metrów i oparłam o ścianę. Wyciągnęłam z plecaka pierwszy lepszy podręcznik, otworzyłam na przypadkowej stronie, po czym zaczęłam udawać, że czytam. Nie zamierzałam przypominać tych sierot, które stoją w kącie i patrzą się na ludzi, którzy nie chcą z nimi gadać lub są czymś bardzo zaabsorbowani. Ja taka na pewno nie byłam.

Niestety, kiedy tylko spojrzałam na kartę, okazało się, iż los mnie zbyt dobrze nie pokierował. Miałam przed sobą encyklopedię do najnudniejszego przedmiotu na świecie – historii. Na całej stronie znajdowały się dwie długie kolumny tekstu, a żeby było śmieszniej, wyrazy zostały wydrukowane w takiej małej czcionce, że musiałam przybliżyć książkę do twarzy, żeby móc coś przeczytać.

Zastanawiałam się, skąd taki okaz wziął się w moim plecaku, nie potrzebowałam nigdy encyklopedii, a szczególnie do humanistycznych przedmiotów. Tak samo moja współlokatorka, więc nie było mowy o pomyłce przy pakowaniu. Wydało mi się to dość podejrzane. Sprawdziłam nawet, czy nie pomyliłam plecaków, ale ten ewidentnie był mój, czarny w czerwone, tygrysie paski i z ogromnymi, złoto-pomarańczowymi, kocimi oczyma na przedniej kieszeni. W tamtym roku nikt takiego nie posiadał, głównie dlatego, że sama go projektowałam.

Zadumywałam się tak, ciągle trzymając przed sobą tę książkę, dlatego też dla przechodniów musiałam wyglądać, jakbym naprawdę czytała. A każdy, kto mnie znał, wiedział, że nie należało to do moich ulubionych zajęć, a szczególnie jeśli wiązało się z przedmiotami humanistycznymi.

Akademia RóżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz