Rozdział 28

186 25 0
                                    

Lanette

Z głębokiego snu wyrwał mnie krzyk mojej współlokatorki. Gwałtownie uniosłam powieki i się podniosłam, gotowa zareagować.

Nie spodziewałam się jednak zabawnej sceny, jaką zobaczyłam. Izzy, w rozmazanym makijażu zombie oraz pomiętym garniturze, wyskoczyła z łóżka. Z łóżka, w którym znajdował się również Ben w białej koszuli i bokserkach. Dopiero się budził, jeszcze nie za bardzo rozumiał, co się działo. Ja za to miałam niezły ubaw, usiadłam po turecku na kołdrze, przyglądając się tej dwójce.

– Co on tu robi!? Dlaczego go nie wyprosiłaś!? – wyrzuciła mi.

Kiedy poprzedniego, bądź obecnego, biorąc pod uwagę godzinę, dnia wróciłam z imprezy, nie miałam nawet siły zapalić światła. W pokoju panowała idealna cisza, przerywana jedynie czasami pochrapywaniem mojej współlokatorki. Postanowiłam wziąć prysznic rano, dlatego też wspomagana tylko światłem księżyca, zdjęłam szybko swój kostium, a na bieliznę narzuciłam koszulę nocną.

Ledwo co położyłam się do łóżka, gdy do pomrukiwania Izzy dołączyły jakieś męskie. Spojrzałam w ich stronę i zauważyłam, że obok dziewczyny leżał Ben. Jego ręka obejmowała jej ramiona, przez co wyglądali, jakby się przytulali. Przypatrywałam im się jakąś minutę, po czym stwierdziłam, że są razem niezwykle słodcy. Nie budziłam ich i sama odeszłam po chwili do krainy snów.

Po odzyskaniu przytomności Isabelli najwyraźniej sytuacja nie spodobała się tak jak mi. Przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli. Wypominała mi wodzenie Maxa za nos, podczas gdy robiła to samo Benowi. Ciężki los facetów.

– Nie chciałam was budzić. Było grubo po drugiej w nocy, a do tego tylko spaliście. Uwierz mi, nic się nie działo, przynajmniej kiedy ja tu byłam. Jeśli coś pomiędzy wami zaszło wcześniej, nie wiń mnie. – Uniosłam ręce w obronnym geście.

– Nic nie zaszło – ziewnął Ben, a następnie zwrócił się do Izzy. – Padłaś, jak tylko weszliśmy do pokoju. A obiecałem Edwardowi, że nie zostawię cię samej, więc postanowiłem usiąść obok ciebie na łóżku... tylko że chyba mi się troszeczkę przysnęło...

Patrząc na jego przepraszającą minę, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Isabella natychmiast skarciła mnie wzrokiem.

– Jezu, przez was od rana musi boleć mnie głowa. Teraz pójdę zmyć to coś, co mam na twarzy, a jak wrócę, ma cię tu Ben nie być. – Wyciągnęła z szafy swój komplet mundurka ze spódniczką i wyszła, trzaskając drzwiami.

Gapiliśmy się przez chwilę w pozostawioną przez Latynoskę pustą przestrzeń, jednak w końcu Ben wstał i także ruszył ku wyjściu.

– Pewnie też powinienem zmyć ten makijaż – ogłosił. – Daj mi znać, kiedy jej przejdzie.

– Jasne. Ona nie ma w zwyczaju długo się gniewać – zapewniłam go.

– No wiem. – Posłał mi uroczy uśmiech i poszedł.

Najchętniej wróciłabym do spania, lecz szybkie zerknięcie na zegarek uświadomiło mi, że niestety czas się zbierać, jeśli chciałam zdążyć na lekcje.

Wzięłam odpowiednie części garderoby, ręcznik, kosmetyczkę i ruszyłam w stronę łazienek. Przygotowałam się mentalnie na kolejkę o długości całego korytarza, ale o dziwo wcale nie musiałam czekać. Chyba po raz pierwszy od paru tygodni.

Szybko się wyrobiłam i udało mi się wyjść na równi z Izzy.

– Ale synchronizacja – skomentowała od razu. – Poszedł już?

– Spokojnie, od razu się zwinął. – Poklepałam ją po ramieniu.

Tym razem Isabella odzyskała dobry humor o wiele szybciej, niż bym obstawiała. Zaczęłam podejrzewać, że ten spektakl, który odstawiła w naszej sypialni, był przeznaczony jedynie dla Bena. Bynajmniej ze mną normalnie rozmawiała.

Akademia RóżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz