Rozdział 25

198 26 3
                                    

Isabella

Durny Ben. Zgubił mi się z pięć razy podczas pierwszych dwóch godzin. Gdy go znajdywałam, nawet nie rozmawiał czy tańczył z innymi dziewczynami. Nie, on pokazywał wszystkim jakieś zombie ruchy, a co więcej, ludzie oglądali je z zachwytem. A myślałam, że mam do czynienia z dorosłymi ludźmi.

Poza tym nasze stroje okazały się niemałym sukcesem, dużo nieznajomych osób zagadywało nas (kiedy akurat ten idiota się odnajdywał) i pytało „skąd ten pomysł?", „kto wam tak zarąbiście pomalował twarze?", „ile zajęło przygotowanie?". Chcąc nie chcąc, staliśmy się mini gwiazdami wieczoru.

– Czy ty też czujesz, jak nasz status społeczny wzrasta? – Jego niezwykle bystre spostrzeżenie, podsumowało cały mój wieczór z chłopakiem. Pokręciłam głową.

– Nie, za to czuję, jak twój iloraz inteligencji maleje z każdym słowem – zripostowałam.

Ciągnęłam go właśnie w stronę Maxa i Lanette. Nie zauważyłam ich wcześniej. Jak się dowiedziałam po chwili od mojej współlokatorki, jej partner oficjalnie przedstawiał jej swoich znajomych. Rzucając na Maxa szybkie spojrzenie, byłam pewna, że chciał się im pochwalić. Najbardziej zdziwiło mnie, że blondynka dała się namówić na taki bezsens. Jak dotąd w pewnym sensie trzymała go pod pantoflem. Może sama to dostrzegła i postanowiła wykazać mu się jakąś inicjatywą? Pomimo chęci, nie wnikałam w ich prawie-związek. A przynajmniej starałam się z całych sił.

Oboje zrobili wielkie oczy, gdy zobaczyli moje i Bena przebrania.

– No patrz, a mówiłaś, że będziesz pośmiewiskiem imprezy. – Lanette odeszła od Maxa i mnie objęła.

– Że co? – Ben nie miał się dowiedzieć. Nie, żeby mnie obchodziło, czy mu będzie przykro, ale odezwała się u mnie zwykła przyzwoitość i przyjaźń między nami.

– Nic, po prostu bardzo się martwiłam i dostałam ataku paniki... ze stresu. – Sama nie uwierzyłabym w swoje kłamstwo, jednak mój partner wzruszył jedynie ramionami.

– Nic nowego – uznał.

Spiorunowałabym go wzrokiem, lecz zbyt mi ulżyło, że nie poruszał dalej tematu.

Wdaliśmy się w niezobowiązującą rozmowę, gdyż stało z nami jeszcze kilku znajomych Maxa. W międzyczasie Ben ponownie gdzieś odszedł, pojawił się Edward z jakąś dziewczyną, chyba nawet jego byłą, chociaż zbytnio jej nie kojarzyłam.

Dopiero około godziny dziesiątej, czyli bite pięć godzin po rozpoczęciu imprezy, zostaliśmy sami we czwórkę – ja, Lanette, Max oraz Edward. Mojego partnera udało mi się na szczęście pozbyć. Specjalnie zgubić, ładniej mówiąc.

Ustawiliśmy się w jakimś ciemniejszym kącie, w rękach trzymając soki i zajadając się miską orzeszków, którą Max ukradł ze stołu.

– Próbowaliście tych cukierków? – zaczął Edward, kiedy upewniliśmy się, że nikt nas nie podsłuchuje.

Zaprzeczyliśmy niemal jednogłośnie, ja na dowód wyciągnęłam nawet swój z kieszonki.

– Jakieś podejrzane są – stwierdził Max.

– Cała sytuacja jest podejrzana – westchnęła Lanette. – Każdy uczeń dostaje cukierka, to tak jakby chcieli nas wszystkich potruć.

– Albo otumanić. – Eddie wziął ode mnie smakołyk, a następnie odwinął z papierka. – Pewnie nie trudno byłoby zaaplikować substancje psychotropowe do takiej czekoladki.

– Rośnie nam nowy mistrz teorii spiskowych – zażartowałam z niego. – Skoro żadne z nas nie zjadło niczego, to chyba możemy się spokojnie bawić, prawda?

Akademia RóżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz