Isabella
W sobotę postanowiłam sobie zrobić dzień całkowitego lenistwa, a pierwszym krokiem miało być spanie do południa. Niestety nie za bardzo mi się to udało, gdyż kiedy nie przyszłam na śniadanie, a Lanette przedstawiła mój plan Sam, Courtney i Benowi, cała czwórka przyszła do mojego i blondynki pokoju, po czym siłą wyciągnęli mnie z łóżka.
Następnie po posiłku również nie pozwolono mi wrócić pod ciepłą kołdrę, jako że Ben wyciągnął mnie do świetlicy i namówił na grę w szachy. Dokładniej na nauczenie mnie gry w szachy, gdyż nigdy zbytnio mnie ta gra nie ciekawiła i nie czułam potrzeby wgłębiania się w zasady.
Okazało się jednak, że szachy wcale nie były takie beznadziejne, wymagały strategicznego myślenia, a według bruneta parę partyjek co jakiś czas mogło mi pomóc w szkole. Nie widziałam większego powiązania, ale się wciągnęłam, toteż parę niewinnych partyjek przemieniło się w parugodzinną bitwę. Nie zamierzałam odpuścić, póki nie wygram, jednak Ben zwykle rozwalał mnie na łopatki. I to paroma ruchami.
– Spokojnie Izzy, ja gram od dziecka. Ty i tak nieźle sobie radzisz jak na początek – próbował mnie pocieszyć, jednak nie potrafił ukryć śmiechu, gdy widział moją bezcelową determinację.
– Mogę tutaj siedzieć do wieczora – stwierdziłam gorliwie. – Nie poprzestanę, póki cię nie zniszczę.
– Jak agresywnie – wyszczerzył się. – Obawiam się, że spędzimy tutaj w takim razie cały dzień, bo ja nie zamierzam dać ci forów.
– Pff, zobaczymy. – Rzuciłam mu wyzywające spojrzenie i już po chwili wciągnęliśmy się w kolejną partię.
Nie dane nam było jej skończyć, ponieważ gdy tylko mój przeciwnik po raz pierwszy wypowiedział „Szach", do świetlicy wparowała Lanette razem z Edwardem i Serafiną.
Moja współlokatorka podeszła do nas i cicho przemówiła.
– Izzy, jest ważna sprawa. Musisz z nami iść.
– Nie może, najpierw musi ze mną wygrać – odpowiedział za mnie Ben, a ja pokiwała głową, zgadzając się z nim.
– Ben wygrałeś w tamtym roku turniej szachowy, jesteś mistrzem szkoły. Z całym szacunkiem Izzy, ale nie ma szans, żebyś go pokonała. A my powinniśmy już iść – westchnął Edward, a ja popatrzyłam na bruneta z wyrzutem.
– Nie wspominałeś, że jesteś mistrzem szkoły!
– Nie pytałaś – uznał niewinnym głosem.
– Izzy... – ponaglił mnie Eddie, przerywając bitwę na spojrzenia, którą toczyłam z brunetem.
– Niech będzie, już idę. Ale to jeszcze nie koniec – zwróciłam się do Bena. – Zobaczysz, kiedyś cię pokonam.
– Czekam z niecierpliwością – odparł, chowając drewniane pionki.
Wyszłam za przyjaciółmi i po wzięciu kurtek z pokoju, ruszyliśmy po Maxa, a kiedy go znaleźliśmy, Serafina nam wszystko wyjaśniła.
– Patrzcie, wśród tych cyfr są jedynie zero, jeden oraz pięć. Ułożono je kolejno: jeden – zero – jeden, rząd niżej pięć – jeden – jeden, niżej jeden–jeden – zero, niżej jeden – pięć a pod tym jeden. – Serafina przeczytała wszystkie numerki po kolei. – Można by je wziąć za większe liczby na przykład sto jeden, ale to by było zbyt oczywiste.
– No i? – zapytał Max, próbując ją pośpieszyć.
– Wiecie, jak wygląda rzymski system liczbowy? – wszyscy pokiwaliśmy twierdząco głowami. – Więc tam w pewnym sensie możemy wyróżnić jedynkę, czyli I, piątkę V oraz dziesiątkę X.
CZYTASZ
Akademia Róż
FantasyAkademia Róż od lat skrywa sekret. Wszystko co się w niej dzieje pozostaje za murami szkoły, nigdy nie wychodząc na światło dzienne. Oni tego pilnują. Grupa nastolatków, dotknięta tragicznym wydarzeniem, zaczyna szukać odpowiedzi na dręczące ich py...