Rozdział 42

157 22 0
                                    

 Edward

-Sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć – westchnąłem przy śniadaniu.

Specjalnie usiedliśmy z Lucy sami, żeby móc na spokojnie obgadać poprzedni wieczór. Po dziwnym spotkaniu byliśmy wszyscy zbyt wykończeni, by jakkolwiek o nim porozmawiać. Wróciliśmy do swoich Róż, wcześniej zapewnieni, że dojdziemy cali i zdrowi. Osobiście pamiętałem jedynie, jak pożegnałem się z Lucy na korytarzu, wślizgnąłem do mojego pokoju i padłem jak nieżywy. Doświadczyłem o wiele za dużo jak na jeden dzień.

– Nawet jeśli masz jakieś możliwości, to już trochę za późno, nie sądzisz? – Lucy starała się zarazem mówić i smarować kromkę chleba dżemem, jednak niezbyt jej wychodziło. Niedostateczna ilość snu najwyraźniej dokuczała bardziej niż mi.

– Zgodziłbym się na ich plan, nawet jeśli wiedziałbym, że jest on całkowicie szalony. Komuś takiemu lepiej nie odmawiać. – Pokręciłem głową i zanurzyłem łyżkę w misce z płatkami kukurydzianymi. Po poprzedniej nocy ta czynność wydała mi się tak zwyczajna, że aż nie mogłem uwierzyć w wydarzenia sprzed kilku godzin.

– I najlepiej o kimś takim w ogóle nie rozmawiać – ziewnęła. – Kilkanaście razy lepszy słuch, nie zapominaj.

– Jakżebym śmiał? – parsknąłem.

***

Podczas długiej przerwy zebraliśmy się w bibliotece. Wcześniej nie mieliśmy okazji na spokojnie pogadać, na korytarzach roiło się od nauczycieli, a nie wszystkich jeszcze potrafiliśmy przyporządkować do rebeliantów. Podczas zebrania poznaliśmy jedynie kilku i nie chcieliśmy ryzykować. A podobno biblioteka należała do bezpieczniejszych miejsc, szczególnie że bibliotekarka całkowicie popierała sprawę. Nie zapominaliśmy jednak, iż to właśnie tutaj zamordowano Lanette, więc do naszego pokoju podchodziliśmy z pewnym dystansem.

Poprosiliśmy panią Daisy, by zwróciła jakoś uwagę uczniów kręcących się w okolicy i dyskretnie wślizgnęliśmy się do ukrytego pomieszczenia.

– Jak wasze wrażenia po wczorajszym wieczorze? – zagaiła Lucy i byłem jej wdzięczny za przejęcie funkcji liderki naszej grupki. Wątpiłem, żeby w obecnym stanie ktokolwiek inny się nadawał.

– Trudno jakoś to wszystko pojąć – powiedziała Izzy, stojąc ze skrzyżowanymi ramionami. – To znaczy, od początku przewidywaliśmy coś dziwnego, ale nie jakieś... dziwne przedwieczne istoty. No i ich plan jest ryzykowny.

– Mało powiedziane – skrzywiłem się. – Mamy być przynętą. To znaczy niby, nie musieliśmy się zgadzać, ale...

– Ale raczej byśmy ich wkurzyli, gdybyśmy odmówili. Nie powiedzą nam tego, ale chyba nikt z nas się nie łudził, że na serio mieliśmy wybór prawda? – spytał Max, a ja zauważyłem, że jego wygląd lekko się poprawił. Wyglądał mniej beznadziejnie, jakby powoli godził się ze śmiercią Lanette i coraz lepiej ją znosił.

– Racja – przyznała Lucy. – Pozostaje nam mieć nadzieję, że wszyscy wyjdziemy z tego cało. I, że nie grają w jakąś grę, na której końcu skończymy jako uczta.

– No i, nawet zakładając, że ci niby lepsi bogowie są szczerzy, nie zapominajmy o tych drugich. Oni są pewnie równie sprytni i silni. Jeśli zorientują się, co planujemy, możemy pożegnać się z tym światem. – Max postanowił dalej robić za pesymistę, ale prawdopodobnie potrzebowaliśmy kogoś takiego. Ktoś musiał nas czasem oblać zimną wodą.

– Wychodzi na to, że cokolwiek postanowimy, zginiemy – podsumowała Lucy, jej głos był spokojny. – Największe szanse, bo jakiekolwiek, mamy, jeśli postąpimy według ich planu.

Akademia RóżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz