~First Drink~

591 106 46
                                    

— On naprawdę jest niesaaaamowity. No mówię ci, Jongup — oznajmił Himchan, lekko się chwiejąc i podpierając o ramię drugiego Azjaty. Moon dzięki wysportowanej sylwetce bez problemu mógł dźwigać wyższego od siebie Kima. W oddali nadal słychać było klubową muzykę, a procenty we krwi starszego Koreańczyka zmuszały go do kurczowego trzymania się przyjaciela. — Powinien pójść na te cholerne zawody! Może by wreszcie zmądrzał i zrobił też coś ze swoim życiem uczuciowym, a nie przewodniczący organizacji Wieczne Prawiczki...! — narzekał czarnowłosy.

Moon tylko westchnął, nie komentując faktu, że Himchan także należy do tej nieistniejącej organizacji.

— No a przecież nie może zostać samotnym łyżwiażem z kotami, nie? Zresztą, od kiedy kurwa ktoś, kto ma pokazać w swoim tańcu miłość, nawet nie miał dziewczyny?!

Jongup ponownie powstrzymał się od komentarza. Starszy zawsze lubił narzekać, jednak po alkoholu ta czynność strasznie przybierała na sile.

Śnieg cicho skrzypiał pod ich butami, a światła ulicznych latarni odbijały się we włosach Moona w kolorze platyny. Park nocą naprawdę był cudowny i młodszy student żałował, że nie są tu w innych okolicznościach.

— Jongup, słuchasz mnie w ogóle?! Jakbym napierdalał do słupa — oznajmił Kim z nutką zirytowania w głosie. — Nie jestem aż tak pijany, by mnie zlewać, do cholery!

— Tak. Spokojnie, hyung. — Jongup poprawił ramię przyjaciela, przerzucone przez jego barki. — Chyba powinniśmy przestać chodzić do tego klubu, bo coraz więcej pijesz. To złe dla twojego zdrowia.

Nie chciał, by w jego głosie zabrzmiał niepokój, ale nie udało mu się stłumić emocji. Miał tylko nadzieję, że lekko niekontaktujący starszy chłopak nie wyczyta z jego wypowiedzi tej obawy.

— Oo, Jongup się martwi o swojego hyunga! Jakież to uroczeee — zawołał pijacko Kim, niszcząc nadzieje przyjaciela.

— Naprawdę za dużo pijesz — westchnął młodszy, sięgając po kluczyki i otwierając swój samochód. Żałował, że nie przyłożył drugiemu chłopakowi po łapach, gdy ten sięgał po kolejną Pinacoladę. Normalnie to Himchan zachowywał się jak matka wszystkich na około. Tylko alkohol robił z niego... duże dziecko.

— Jedziemy do ciebie?

— Tak, hyung. Mieszkasz za daleko, by przebijać się tam o tej porze. - Moon pomógł przyjacielowi niezbyt zgrabnie walnąć się na przedni fotel i sam zajął miejsce za kółkiem. Poklepał auto po kierownicy, ciesząc się, że nie będą musieli cackać się z taksówką.

— To dobrze. Wolę twoje mieszkanie od swojego — oznajmił Kim.

— Twoje jest dużo większe... — powiedział kierowca spokojnym głosem z nutką zdziwienia.

— No właśnie. I strasznie puste.

Po ostatnich słowach czarnowłosego zapadła cisza, ale nie ta niezręczna, tylko komfortowa i przyjemna. Przysypiający Himchan jeździł palcem po udzie kierowcy, kreśląc tylko sobie znane szlaki, a Jongup mu nie przerywał. Po pierwsze, nie było szansy, by starszy się go posłuchał. Po drugie, nawet tego nie chciał, bo delikatny dotyk na materiale obcisłych jeansów był czymś, przez co uwielbiał jeździć z Kimem. Nawet sam nie był pewny dlaczego sprawiało mu to taką przyjemność.

— Jongup, zrobisz coś dla mnie? — Głos starszego przerwał ciszę, a wzrok Moona na chwilę oderwał się od drogi, by spocząć na starszym.

—  A o co chodzi?

— Muszę zapisać Youngjae na zawody łyżwiarskie — powiedział Kim tak pewnym siebie głosem, że gdyby młodszy nie widział przed chwilą jak czarnowłosy chwieje się od alkoholu, nie uwierzyłby, że jest nietrzeźwy.

First || DaeJaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz