~First Start~

337 91 23
                                    

Głośną muzykę można było usłyszeć w okolicy pół kilometra od klubu. Jasne światło odbijało się od czerwonego dywanu, prowadzącego przez kryształowe rozsuwane drzwi wprost do wnętrza pomieszczenia. Przed szklanym wejściem stała dwójką ciepło ubranych ochroniarzy z zaczerwienionymi czubkami nosów. Gdyby nie jasny dach, chroniący przed śniegiem zalegającym na ulicach zapewne wszystko byłoby przysypane białym puchem.

Pachniało drogim, czerwonym winem i luksusem.

Kim Himchan zamknął drzwi samochodu Jongupa, stawiając stopę na czerwonym dywanie. W odróżnieniu od niepewnych Daehyuna i Youngjae, on czuł się niemalże jak u siebie.

-Pospieszcie się, chłopaki - ponaglił ich, poprawiając płaszcz. Jego oddech tworzył w powietrzu biały obłoczek.

-Czy to nie jest przypadkiem...

-Tak, Youngjae. To klub jakiegoś kumpla mojego ojca - westchnął Kim. - Jednak mimo to uwielbiam to miejsce. I chociaż to dość luksusowa miejscówka, to uwierz, jest rewelacyjna - zapewnił ich.

Yoo podniósł wzrok na ogromny, w dużej części przeszklony budynek, otwierając szeroko oczy. Przez szkło przenikały fioletowe światła klubu, rzucając na ulicę rozświetlone cienie.

Niby wiedział, że rodzice jego przyjaciela byli dziani, ale nigdy nie zwracał na to szczególnej uwagi. Zresztą, niewiele osób w ogóle o tym wiedziało.

Kim niezbyt się chwalił posiadanym przez jego rodziców majątkiem, chociaż naprawdę był spory. To dlatego ich jedyny syn zawsze dostwał wszystko, czego zapragnął.

Chociaż pieniądze oczywiście trochę wpłynęły na charakter studenta, to nie wyrósł on na typowego rozpieszczonego paniczyka. Prawdopodobnie dzięki Youngjae, którzy zawsze mu pokazywał, iż da się bawić i mieć szczęśliwe życie nawet bez wypchanego portfela.

Za to uczucie do Jongupa nauczyło czerwonowłosego, że nie wszystko da się kupić.

Rodzice Himchana nadal prawie na siłę wpychali chłopakowi pieniądze, czego ten strasznie nie lubił. Nie chciał brać, jeżeli nie dał im nigdy czegoś od siebie, jednak dzisiaj był wyjątek. Koreańczyk po raz pierwszy od kilku lat poprosił rodzicieli o pomoc finansową, której ci chętnie mu użyczyli.

Przyjaźń była dla niego ważniejsza, niż duma i zachowanie twarzy niezależnego buntownika przed rodzicami.

-Wszystkiego najlepszego, Youngjae. Ty amebo, która niby coś chce, ale ma zbyt dużego cykora, aby to zrobić! - rzucił Kim, obejmując młodszego i kilka razy klepiąc go po plecach.

-Dzięki, staruszku. Nie pouczaj mnie, nie jesteś dużo lepszy! - rzucił czarnowłosy z uśmiechem.

Zaraz po studencie Jongup także zamknął go w mocnym uścisku umięśnionych ramion.

-Spełnienia marzeń i dużo radości w życiu, Youngjae! Specjalnie dla ciebie dziś nawet nie tknę kropli alkoholu. - Obiecał jasnowłosy.

-I tak będziesz pić - zaśmiał się Yoo. - Panie Odpowiedzialny Kierowco.

Moon odsłonił białe zęby w szczerym uśmiechu.

-Youngjae-ah, ja... - zaczął niepewnie Daehyun, także podchodząc do łyżwiarza.

-Ej, dzieciaki. Nie pomyliły wam się kluby?! - usłyszeli złośliwy chichot jednego z ochroniarzy przy wejściu.

Cała czwórka odwróciła się w stronę wejścia, spoglądając na dwójkę mężczyzn w czarnych ubraniach.

-Słucham? - odparł lekceważąco Himchan, ruszając powoli w stronę nieznajomych Azjatów, unosząc nieco brwi. - Wydaje mi się, że się przesłyszałem. Powtórzyłbyś?

First || DaeJaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz