~First Affray~

111 35 41
                                    

Pana Jung zamurowało.

-Żartujesz, prawda? - spytał z niedowierzaniem. W jego oczach błyszczały iskierki złości. Mężczyzna podszedł jeszcze bliżej syna, spoglądając na niego z góry.

-Nie. Nigdzie się nie wybieram. Rozumiesz, tato? - Daehyun nie dał się zastraszyć. Myśl, że musi walczyć o swoje szczęście zastąpiła strach i chłopak nie cofnął się nawet o krok.

-Yoo Youngjae. To przez Youngjae, prawda?

Fortepianista zamarł, gdy usłyszał te słowa z ust Soohyun. Jego serce boleśnie się ścisnęło, a krew w żyłach zagotowała z wściekłości.

-On tu nie ma nic do rzeczy! - praktycznie krzyknął Jung, posyłając siostrze nienawistne spojrzenie. To było kłamstwo, ale Daehyun bał się reakcji ojca na wieść o chłopaku.

-Jak to nie! - wydarła się dziewczyna, podchodząc bliżej niego. - To dlatego nie chcesz wyjechać! Założę się, że to właśnie przez niego!

-A nawet jeśli, to co z tego?! - ryknął muzyk. - Nic ci do tego, Soohyun! Nie chcę wyjeżdżać i koniec! Powód nie ma tu nic do rzeczy!

-Ma - oznajmił nagle pan Jung, a od chłodu, którym był przesiąknięty jego głos wszyscy w pomieszczeniu zadrżeli. - Kim jest ten Youngjae?

-Nieistotne - odpowiedział brązowowłosy, spoglądając ze złością i na siostrę, i na pana Jung. - Jego osoba w ogóle nie powinna was obchodzić!

I w tym momencie drzwi frontowe się otworzyły, a do salonu wpadł czarnowłosy Koreańczyk ze zmartwioną miną. Gdy jego ciemne oczy natrafiły na znajdujące się w pomieszczeniu osoby, zaniepokojenie widoczne na jego twarzy zmieniło się w strach.

-P-przepraszam! - zawołał nerwowo chłopak. - P-przyszedłem po Daehyuna! Mogę go zabrać?

-Jae... - powiedział bezgłośnie Daehyun, spoglądając na łyżwiarza.

-Kim jesteś? - spytał pan Jung ze zdziwieniem. - I czemu wpakowałeś się do naszego domu jak do swojego?

Fortepianista już chciał krzyknąć, by Yoo nie podawał swojego imienia, jednak ten otworzył usta zanim Daehyun zdążył zareagować.

-Przepraszam. Mam na imię Yoo Youngjae i mam sprawę do Daehyuna...

Nagle pan Jung zrozumiał, o co chodzi.

-To przez niego chcesz sobie zrujnować życie, tak? - spytał cicho, a członkowie jego rodziny wyraźnie widziały, jak w jego piersi wzbiera gniew. - To przez tę ciotę rezygnujesz ze swojej przyszłości?! - ryknął mężczyzna w stronę syna, który aż cofnął się, zaskoczony jego nagłym krzykiem.

-Nie mów tak na niego! - ryknął brązowowłosy, gdy tylko otrząsnął się z pierwszego szoku.

-Ty pedale! - ryknął Azjata, nie przejmując się jego słowami. - A ja pokładałem w tobie takie nadzieje!

-Nadzieje?! Chciałeś mi zniszczyć życie i odebrać wolność!

-Milcz, gówniarzu!

-Nie!

I zanim ktokolwiek zdążył zareagować, dłoń mężczyzny z całej siły uderzyła w twarz chłopaka.

Po pokoju rozniósł się nieprzyjemny dźwięk, a ogłuszony Daehyun cofnął się kilka kroków, chwytając się za policzek. Youngjae podbiegł w jego kierunku i zdążył akurat w idealnym momencie, bo pod Jungiem ugięły się kolana i gdyby nie młodszy Koreańczyk, to na pewno wylądowałby na podłodze.

-Jak pan śmie?! - ryknął Yoo.

-Nie masz prawa się nawet do mnie odzywać, śmieciu! - ryknął rozjuszony Azjata, podchodząc w ich stronę z zaciśniętymi pięściami.

I nagle stojąca wcześniej bezczynie pani Jung stanęła przed dwójką chłopaków, oddzielając ich swoim ciałem od męża.

-Co ty...

-Nie masz prawa unosić ręki na mojego syna. - Kobieta spojrzała panu Jung prosto w oczy, a ten aż cofnął się pod jej przenikliwym spojrzeniem.

-On... on jest pedałem. Nie widzisz tego? - zawołał mężczyzna tonem, który wskazywał na to, że to była wymówka.

-I co z tego?! To moje dziecko! - krzyknęła Koreanka, układając ręce na biodrach. - Nic nie daje ci prawa, byś podnosił rękę na niego, albo na jego ukochanego! Powtarzam, nic!

-Ale to jest chore! - krzyknął mężczyzna. Pomimo jego wciąż podniesionego głosu, widać było, że nie jest już tak pewny siebie. Nagła zmiana postawy jego żony sprawiła, że stracił panowanie nad sytuacją.

-I chuj z tym - warknęła kobieta. - To mój syn. Nieważne, czy będzie chciał spędzić resztę życia z chłopakiem, dziewczyną, czy samotnie. Nadal będzie moim dzieckiem. Moim i twoim!

Pan Jung spuścił wzrok, a w pomieszczeniu na chwilę zapadła cisza.

-Mam tego dość - oznajmił nagle mężczyzna. - Ruchaj sobie kogo chcesz, Daehyun. Ale nie jesteś już moim synem.

Te słowa zszokowały studenta. Świat nagle zawirował, a fortepianista stracił równowagę, przygnieciony przez ciężar słów ojca.

To tak bardzo bolało.

Te słowa zraniły go tak bardzo, że Jung stracił kontakt z rzeczywistością. Nie widział tego, że pan Jung opuszcza dom. Nie czuł ramion Youngjae, które mocno obejmowały jego ciało by nie upadł, nie słyszał jego głosu, którym łyżwiarz starał się go uspokoić.

W umyśle Junga istniało tylko to jedno zdanie. Okropne, bolesne słowa, które wbiły sztylet w jego serce. Słowa, które po kolei brały jego wspomnienia z dzieciństwa, które spędził razem z kochającym tatą i ciskały nimi o ziemię, rozbijając je w drobny mak.

Mimo tych wszystkich lat, przez które chłopiec był odrzucany przez rodziciela i czasu, który spędzili osobno w dwóch różnych krajach, Daehyun ciągle pamiętał chwile ze swojego dzieciństwa. Wtedy, jeszcze zanim pan Jung zaczął go odtrącać, byli nie tyle ojcem i synem - byli przyjaciółmi. Muzyk aż do tej chwili ufał ojcu. Pamiętał wszystkie miłe chwile, które jako mały chłopiec spędził ze swoim tatą. Przez dużą część swojego życia szedł z nadzieją, że kiedyś tamte szczęśliwe dni powrócą.

A teraz? Teraz jego nadzieja została zmieszana z błotem.

-Dae, Daehyunnie, czy ty mnie słyszysz? Dae! - Przez chaos, który powstał w umyśle muzyka przedarł się znajomy, zmartwiony głos.

Brązowowłosy chciał odpowiedzieć. Naprawdę chciał, jednak nagle poczuł się strasznie słabo. Przed oczami pojawiły mu się mroczki, które po chwili przysłoniły mu cały obraz, a Jung poczuł, jak traci poczucie orientacji w przestrzeni. Sam już nie wiedział, czy siedzi, stoi, czy może właśnie upada.

Jego umysł pochłonęła ciemność a on stracił przytomność.

First || DaeJaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz