~First Permission~

432 99 33
                                    

Pokój Jongupa był wypełniony ciężkimi oddechami, mruknięciami i pojedynczymi jękami.

— Obiecujesz?

— Nie... ale nie przestawaj...!

Himchan znowu jęknął, czując, jak wszystkie jego mięśnie się naprężają. Czuł ból pomieszany z rozkoszą, ale wiedział, że już nie długo pozostanie sama przyjemność.

Tylko silny dotyk Jongupa na jego nagiej skórze potrafił zmienić go w tak bezbronną osobę. Niesamowite, duże, lekko szorstkie dłonie, które kilkoma ruchami doprowadzały go do szaleństwa, pomimo uczucia, że jego mięśnie są rozrywane na strzępy. Ruchy chłopaka stały sie szybsze, a starszy czuł, że jeszcze chwila i nie wytrzyma tego napięcia.

— Jongup... delikatniej — wysapał pomiędzy kolejnymi falami bólu.

— Przepraszam, hyung.

— Nie wybaczam.

Moon spojrzał na prawie nagiego przyjaciela ze zdziwieniem. Jak to, chłopak mu nie wybacza? Przecież on wcale nie chciał mu zrobić krzywdy, nie. Za chwilę Himchanowi będzie bardzo przyjemnie. Oboje o tym wiedzieli, więc czy Kim serio musiał narzekać nawet w takiej sytuacji?

— A co... co zrobić, żebyś mi wybaczył? — powiedział cicho. Czuł spływającą wzdłuż kręgosłupa kropelkę potu.

Hm... możesz mnie pokochać, nie obraziłbym się.

— Zapisz... ze mną Jae na zawody. No proszę, Jongup... Zrobimy to razem. Razem, rozumiesz...? — wydyszał czarnowłosy, obracając głowę, by spojrzeć na przyjaciela. — Ale najpierw dokończ ten masaż.

Jongup uśmiechnął się lekko, ocierając czoło z potu. Chwilę wcześniej wrócili z siłowni, więc sam zaproponował Kimowi coś na rozluźnienie napiętych mięśni. Był w tym całkiem niezły, ale nie spodziewał się, że ciało przyjaciela jest tak delikatne. Himchan na takiego nie wyglądał.

Nie odpowiedział starszemu, tylko ponownie zabrał się za uciskanie i masowanie ładnie zarysowanych mięśni pleców przyjaciela.

— Ugh... starczy! Oderwiesz mi ścięgna od kości — jęknął Kim, nagle się od niego odsuwając. — Nie musisz wkładać w to aż tyle siły!

— Przepraszam. W sumie masz rację... aż ci się zaczerwieniła skóra na plecach. — powiedział skruszony Koreańczyk, znowu przysuwając się do starszego, ale nie po to, by kontynuować poprzednią czynność.

Moon pochylił się i złożył delikatny pocałunek na łopatce przyjaciela, po czym wstał i lekko zarumieniony ruszył w stronę wyjścia z pokoju, czując na tyle głowy wzrok zaskoczonego Kima.

— Dlaczego nie możesz sam tego zrobić? — spytał nagle młodszy Azjata, odwracając się przez ramię.

— Ja...  — zaczął Kim, nerwowo drapiąc się po głowie. — Myślałem o tym, że skoro Jae tak bardzo nie chce występować w zawodach, mógłby chociaż wziąć udział w pokazach. Wiesz, że na zimowej edycji pokazów Minwoo grze pianistów będą towarzyszyć pokazy jazdy figurowej?

— Naprawdę? — Moon zamrugał kilkukrotnie. — Nie miałem pojęcia. To tam chcesz zapisać Jae?

— Tak. Może jest inaczej punktowany, a jedyną nagrodą jest nagroda publiczności, ale to będzie dla niego dobra pierwsza szansa.

— Rozumiem. Debiut na imprezie muzycznej dla elit Korei. - Jongup pokiwał głową. — Wyjaśnia też, dlaczego tak mnie o to męczysz. To twój kuzyn, nie powinniście się kłócić.

— Jongup...

— Wiem, wiem. — Chłopak przewrócił oczami, stając tyłem. Kim nie mógł powstrzymać się od wpatrywania w zaczerwienioną skórę jego umięśnionych pleców. —  Porozmawiam z nim. Jeśli się zgodzi, musisz mi przesłać szczegóły dotyczące jego programu.

— Oczywiście. Oczywiście! Dziękuję, Jongup!

Moon ruszył do łazienki, leciutko uśmiechając się pod nosem.

Może i Youngjae mnie zabije, ale było warto.


 

~★~



Ich włosy, jedne w kolorze ciemnej czekolady, drugie farbowanego fioletu lekko falowały na delikatnym wiaterku, zdmuchującym na nich śniegowy pył z najwyższych gałęzi parkowych drzew.

— Daehyun oppa... ja naprawdę przepraszam, ale nie mogłam tego dłużej ukrywać. Ja po prostu... zakochałam się w tobie. Już tak dawno temu... — Tylko beztrosko ćwierkające ptaki były świadkami cichego, nieśmiałego wyznania z drżących ust drobnej dziewczyny.

Chłopak schował zaczerwienione od zimna dłonie do kieszeni, przenosząc obojętne spojrzenie na licealistkę.

Owszem, była ładna. Pewnie miła. Mogłaby mieć każdego, więc dlaczego postanowiła łamać sobie serce, wybierając jego?

— Przepraszam.

W oczach okolonych dłuższymi rzęsami zalśniły łzy.

— Nie... ja rozumiem... nie można się zmuszać do kochania. Przepraszam, oppa. Ja już może pójdę... — Dopiero gdy fioletowowłosa stanęła tyłem do ukochanego, dała upust emocjom, pozwalając, by po jej policzkach pociekły łzy. — Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy z tą jedyną.

Chciałbym.

Azjatka odbiegła, powstrzymując szloch, a chłopak tępo wpatrywał się w pozostawione przez jej buty ślady na śniegu. To nie tak, że on chciał ją zranić. Naprawdę było mu jej szkoda, tak samo jak wszystkich poprzednich dziewcząt. Niestety sporo z nich wpadało w tę pułapkę, chociaż Jung nie rozumiał dlaczego. Rzadko chodził do szkoły, był cichy i nie prosił się o uwagę. Po prostu jego wrodzona charyzma, wygląd i wizerunek tajemniczego same przyciągały do niego innych.

Lubił o siebie dbać i miał gust w kwestii ubrań. Po prostu zwracał na siebie uwagę i nieświadomie stawał się obiektem uczuć wielu znajomych ze szkoły, których potem musiał odrzucać.

Ale co miał zrobić? Dawać im nadzieję, a potem łamać serca? Nie był potworem.

To on był ofiarą własnych uczuć.

Dlatego Daehyun postanowił się od nich odgrodzić. Może i w oczach innych był draniem i łamaczem serc, ale co go to obchodziło? Ważne było tylko to, że z nie wiążąc się z nikim, nie narażał się na ponowny ból.


 

~★~



Przyznawać się zboczuszki, kto wcale nie pomyślał o masażu na początku rozdziału? XD

Cóź, zaczęłam poprawiać interpunkcję i takie tam rzeczy. Mam ochotę zmienić cały tekst, ale przez sentyment tego nie zrobię c": pisałam to kilka lat temu i nie mam serca tego zmieniać c":

First || DaeJaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz