Rozdział.4.

16.7K 939 146
                                    


Zamykam drzwi i idę z powrotem do kuchni. Kładę rzeczy na komodzie. Zasiadam po raz drugi do stołu i zaczynam nareszcie jeść swoje śniadanie. Patrzę na wyświetlacz telefonu 13:53. Dopijam koktajl i wkładam brudne naczynia do zmywarki. Wzdycham głęboko i ruszam w stronę drzwi. Biorę paczkę do rąk i wychodzę z budynku. Idę chodnikiem do domu, który swoi z prawej strony od mojego. Stukam w drzwi, ponieważ nigdzie nie widzę dzwonka. Po chwili drewniana powłoka ustępuje a w niej staje staruszka.

- Dzień dobry.- witam się z nią

- A dzień dobry.- odpowiada wesoła- A ja ciebie dziecko tutaj jeszcze nie widziałam.

- Tak bo ja przeprowadziłam się dopiero wczoraj.- tłumaczę

- Bardzo się cieszę i witam w naszym osiedlu. A co ciebie do mnie sprowadza duszyczko?

- Listonosz się pomylił i zostawił u mnie paczkę niezaadresowaną do mnie. Pomyślałam, że przejdę się i spytam czyja ona jest.

- Dobre z ciebie dziecko. A powiedz mi pod jakie to nazwisko.

- Black.- odpowiadam

- Blackowie mieszkają w tym wielkim domu.- pokazuje na budynek, który jak mniemałam jest hotelem

- A to nie jest hotel?

- Nie dziecko. Tam mieszkają setki ludzi ale podobno wszystko to rodzina.

- Uuu...dobrze dziękuję. Do widzenia.

Żegnam się ze staruszką i ruszam w kierunku tego gigantycznego "domu". Przechodzę przez bramkę, która o dziwo jest otwarta. Wchodzę po wielkich marmurowych schodach i wciskam dzwonek. Czekam chwilę, a kiedy nikt nie odpowiada dzwonię jeszcze raz. W końcu zrezygnowana postanawiam, że przyjdę innym razem. I kiedy mam zamiar zejść ze schodów drzwi się otwierają a w nich staje piękna kobieta. Na oko ma z 45 lat ale trzyma się całkiem dobrze. Zgrabna figura długie brązowe włosy i piękne zielone oczy, które iskrzą się na wszystkie strony.

- Dzień dobry.

- Witaj.- mówi radośnie i przytula mnie mocno, nie powiem ale jest to dla mnie dosyć niezręczne- Co cię sprowadza w nasze skromne progi?

Skromne? Ona chyba nie wie co to są skromne progi.

- Listonosz się pomylił i przyniósł mi paczkę zaadresowaną do państwa.- tłumaczę

- Do nas?- pyta zaskoczona

- Pani Black?- pytam niepewnie

- Tak.

- Proszę.- podaję jej paczkę i mam nadzieje na szybkie ulotnienie się stąd- To ja już pójdę.- mówię zmieszana

- Nie poczekaj.- łapie mnie za rękę- Jestem Miranda.- wyciąga do mnie drugą dłoni

- Charlotte.- ściskam ją delikatnie

- Piękne imię dla pięknej dziewczyny.- rumienię się na jej słowa- Napijesz się herbaty?

- Chyba powinnam już wracać.

- Zostań tylko na chwilę.- nalega

- No dobrze.

W głębi siebie czuję, że coś się wydarzy i to niekoniecznie dobrego. Miranda prowadzi mnie przez ogromny korytarz, który aż ocieka pieniędzmi. Wchodzimy do przestrzennej kuchni.

- Siadaj.- wskazuje palcem na krzesło barowe

Wykonuje jej polecenie szybko. Dziwny impuls nakazuje mi jej posłuchać. Nagle do pomieszczenia wpada z wiskiem mała dziewczynka, a za nią mężczyzna bliski pięćdziesiątki.

- Kochanie co ty robisz?- pyta go słodko Miranda

- Nasza wnuczka jest nie do wytrzymania.- żali się jak mniemam żonie

- Nie pamiętasz jakie były nasze dzieci?

Na oko 3-letnia dziewczynka patrzy na mnie dziwnym wzrokiem. Czy ona wącha powietrze? Tak ona wącha powietrze.

- Mama!- krzyczy i rzuca się w moim kierunku

Wstaję gwałtownie z krzesła a dziecko przytula się do moich kolan. Stoję jak słup soli.

- Kim jesteś?- pytanie zadaje mi mężczyzna

- Ja...ja...- nie mogłam nic powiedzieć, słowa stanęły mi w gardle

- To jest Charlotte. Listonosz się pomylił i przyniósł jej paczkę zaadresowaną do nas. A ona była na tyle miła, że przyniosła go nam osobiście.

- Dzień dobry.- w końcu mówię drżącym głosem

- Witam jestem Aron.

Mężczyzna podchodzi do mnie i podaje mi rękę. W pewnej chwili powietrze przecina ogłuszający ryk.

- Moja!

W pogoni za szczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz