Zamykam drzwi i idę z powrotem do kuchni. Kładę rzeczy na komodzie. Zasiadam po raz drugi do stołu i zaczynam nareszcie jeść swoje śniadanie. Patrzę na wyświetlacz telefonu 13:53. Dopijam koktajl i wkładam brudne naczynia do zmywarki. Wzdycham głęboko i ruszam w stronę drzwi. Biorę paczkę do rąk i wychodzę z budynku. Idę chodnikiem do domu, który swoi z prawej strony od mojego. Stukam w drzwi, ponieważ nigdzie nie widzę dzwonka. Po chwili drewniana powłoka ustępuje a w niej staje staruszka.
- Dzień dobry.- witam się z nią
- A dzień dobry.- odpowiada wesoła- A ja ciebie dziecko tutaj jeszcze nie widziałam.
- Tak bo ja przeprowadziłam się dopiero wczoraj.- tłumaczę
- Bardzo się cieszę i witam w naszym osiedlu. A co ciebie do mnie sprowadza duszyczko?
- Listonosz się pomylił i zostawił u mnie paczkę niezaadresowaną do mnie. Pomyślałam, że przejdę się i spytam czyja ona jest.
- Dobre z ciebie dziecko. A powiedz mi pod jakie to nazwisko.
- Black.- odpowiadam
- Blackowie mieszkają w tym wielkim domu.- pokazuje na budynek, który jak mniemałam jest hotelem
- A to nie jest hotel?
- Nie dziecko. Tam mieszkają setki ludzi ale podobno wszystko to rodzina.
- Uuu...dobrze dziękuję. Do widzenia.
Żegnam się ze staruszką i ruszam w kierunku tego gigantycznego "domu". Przechodzę przez bramkę, która o dziwo jest otwarta. Wchodzę po wielkich marmurowych schodach i wciskam dzwonek. Czekam chwilę, a kiedy nikt nie odpowiada dzwonię jeszcze raz. W końcu zrezygnowana postanawiam, że przyjdę innym razem. I kiedy mam zamiar zejść ze schodów drzwi się otwierają a w nich staje piękna kobieta. Na oko ma z 45 lat ale trzyma się całkiem dobrze. Zgrabna figura długie brązowe włosy i piękne zielone oczy, które iskrzą się na wszystkie strony.
- Dzień dobry.
- Witaj.- mówi radośnie i przytula mnie mocno, nie powiem ale jest to dla mnie dosyć niezręczne- Co cię sprowadza w nasze skromne progi?
Skromne? Ona chyba nie wie co to są skromne progi.
- Listonosz się pomylił i przyniósł mi paczkę zaadresowaną do państwa.- tłumaczę
- Do nas?- pyta zaskoczona
- Pani Black?- pytam niepewnie
- Tak.
- Proszę.- podaję jej paczkę i mam nadzieje na szybkie ulotnienie się stąd- To ja już pójdę.- mówię zmieszana
- Nie poczekaj.- łapie mnie za rękę- Jestem Miranda.- wyciąga do mnie drugą dłoni
- Charlotte.- ściskam ją delikatnie
- Piękne imię dla pięknej dziewczyny.- rumienię się na jej słowa- Napijesz się herbaty?
- Chyba powinnam już wracać.
- Zostań tylko na chwilę.- nalega
- No dobrze.
W głębi siebie czuję, że coś się wydarzy i to niekoniecznie dobrego. Miranda prowadzi mnie przez ogromny korytarz, który aż ocieka pieniędzmi. Wchodzimy do przestrzennej kuchni.
- Siadaj.- wskazuje palcem na krzesło barowe
Wykonuje jej polecenie szybko. Dziwny impuls nakazuje mi jej posłuchać. Nagle do pomieszczenia wpada z wiskiem mała dziewczynka, a za nią mężczyzna bliski pięćdziesiątki.
- Kochanie co ty robisz?- pyta go słodko Miranda
- Nasza wnuczka jest nie do wytrzymania.- żali się jak mniemam żonie
- Nie pamiętasz jakie były nasze dzieci?
Na oko 3-letnia dziewczynka patrzy na mnie dziwnym wzrokiem. Czy ona wącha powietrze? Tak ona wącha powietrze.
- Mama!- krzyczy i rzuca się w moim kierunku
Wstaję gwałtownie z krzesła a dziecko przytula się do moich kolan. Stoję jak słup soli.
- Kim jesteś?- pytanie zadaje mi mężczyzna
- Ja...ja...- nie mogłam nic powiedzieć, słowa stanęły mi w gardle
- To jest Charlotte. Listonosz się pomylił i przyniósł jej paczkę zaadresowaną do nas. A ona była na tyle miła, że przyniosła go nam osobiście.
- Dzień dobry.- w końcu mówię drżącym głosem
- Witam jestem Aron.
Mężczyzna podchodzi do mnie i podaje mi rękę. W pewnej chwili powietrze przecina ogłuszający ryk.
- Moja!
CZYTASZ
W pogoni za szczęściem
WerewolfCharlotte po przykrych przeżyciach postanawia wyjechać ze swojego rodzinnego miasta. Wyrusza do Nowego Jorku aby zacząć życie od nowa. Aby pozbyć się demonów przeszłość. Czy aby na pewno zazna spokój a może będzie odwrotnie? Czy uda jej się pokonać...