Rozdział.18.

14.3K 805 37
                                    

     Charlotte

Ciemność. To jedyne co widzę. Próbuję otworzyć oczy, lecz to na nic. Co się dzieje do cholery? Ja chcę się już obudzić. Czuję jak ktoś głaszcze mnie po policzku. Ciepło ogarnia całe moje ciało. Jest mi cholernie wygodnie ale to nie zmienia faktu, że chcę już wstać. Zbieram w sobie całą siłę jaką mam i nareszcie udaje mi się otworzyć oczy. Pierwsze co dostrzegam to parę szafirowych oczu wpatrzonych w moją twarz. Znowu on. Ja się od niego nigdy nie uwolnię.

- Wcale tego nie chcesz.- dogryza mi moja podświadomość

Ignoruję ją i skupiam się na jego twarzy. Jest naprawdę bardzo przystojny. Ostre rysy twarzy, które jak dotychczas mnie przerażały teraz stały się łagodne. Obserwuje każdy mój ruch.

- Jak się czujesz?- pyta i uśmiecha się do mnie uroczo

- Ja...chyba dobrze.- próbuję podnieść się na rękach- Jak źle to wygląda?

- Co takiego?- wydaje się nie rozumiejąc mojego pytania

- Noga. Przecież ją złamałam.- odgarniam kołdrę i zamieram- Ale jak?- nie mogę w to uwierzyć, moja noga nawet nie jest spuchnięta

- Lotti posłuchaj ja...- nie daję mu dokończyć, od razu na niego naskakuję

- Nie. Powiedz mi prawdę. Co się tu do cholery dzieje?!- zaczynam krzyczeć

- Laleczko spokojnie, nie możesz się teraz denerwować.- próbuje mnie dotknąć, lecz wyrywam się- Charlotte.- tym razem warczy

- Powiedz mi.- nalegam- Dzieję się tu coś dziwnego. Wiem to.

Lukas siada do mnie tyłem i zawiesza głowę. Oddycha ciężko. Widać, że jego ciało delikatnie dygocze, a mięśnie są napięte. Wstaje gwałtownie i zaczyna chodzić w kółko. Wplata dłonie w swoje włosy i zaczyna za nie ciągnąć. Kiedy podnosi na mnie wzrok zamieram. Jego oczy nie są już koloru płynnego szafiru, lecz kawałka węgla. Wyglądają jak kosmos bez gwiazd i planet.

- Nawet nie wiesz o co prosisz.- warczy- Myślisz, że jesteś gotowa poznać prawdę, lecz mylisz się.

Chłopak pochyla się do przodu a jego ramiona w dziwny sposób przesuwają się do tyłu. Twarz się wydłuża a kości zaczynają strzelać. Tak jakby ktoś je łamał. Zakrywam usta kiedy widzę jak jego skórę zaczyna pokrywać czarna sierść. Wszystko to dzieję się w ciągu kilku sekund. Mój krzyk miesza się z warczeniem zwierzęcia. Jestem przerażona. Przede mną stoi wielki basior, który jeszcze minutę temu był zwykłym chłopakiem. Mój oddech niebezpiecznie przyśpiesza. Kierowana instynktem samozachowawczym zeskakuję z łóżka i pędzę w stronę łazienki. Zatrzaskuję drzwi tuż przed pyskiem zwierzęcia. Przekręcam klucz w zamku i szukam potencjalnej broni. Słyszę jak coś uderza w drzwi. Moje serce podchodzi mi do gardła.

- Boże co ja mam teraz zrobić?- mówię drżącym głosem

Otwieram wszystkie szafki po kolei. Kosmetyki, maszynki, ręczniki i wiele innych. Ale niczego do obrony nie znajduję.

- Lotti otwórz drzwi.- słyszę miękki głos Luka- Lotti.- powtarza

Najciszej jak potrafię idę wzdłuż łazienki i chowam się w kąt pomiędzy szafką a kabiną prysznicową. Podkulam nogi i wkładam między nie głowę. Do moich uszu dociera huk i krzyk Lukasa. Modlę się w duchu aby to wszystko okazało się snem. To porwanie, to dziwne zachowanie zielonookiego i jego rodziny. Bujam się do przodu i do tyłu. Dla osoby stojącej z boku zapewne przypominam wariatkę, która uciekła właśnie z psychiatryka.

- Przykro mi skarbie, ale sokoro nie chcesz mnie wpuści to sam się tam dostanę!- krzyczy i po chwili drzwi wylatują z zawiasów- Radziłbym ci wyjść.

Każdy jego krok odbija się echem w mojej głowie. Kiedy przestaję słyszeć jakikolwiek szelest podnoszę głowę. Widzę jak mężczyzna jest bardzo wściekły.

- Proszę nie zabijaj mnie.- skomlę żałośnie

W pogoni za szczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz