Lukas
Czas się zatrzymał a ja mam wrażenie, że moje serce rozpadło się na kawałki. Ona umarła. Zostawiła mnie. Stoję nad jej trumną nie mogąc w to uwierzyć. Mieliśmy być razem już na zawsze, a tymczasem ona odeszła. Nawet nie dotarliśmy do domu a już nie było nadziei. Jej nienaturalnie blada twarz jest pomalowana aby choć trochę wyglądała naturalnie. Cały czas trzymam ją za rękę, mimo to, że pogrzeb już dawno się skończył. Nie mogę się z tym pogodzić. Nie mogę pozwolić jej pochować. Niedawno ją odnalazłem a już mam się z nią żegnać?
- Lotti.- płacze tuląc jej dłoń do twarzy- Nie zostawiaj mnie najdroższa. Wróć do mnie.- szepczę nad jej uchem
- Luki.
Odwracam głowę w stronę matki. Widać po niej, że też to wszystko przeżywa, lecz na pewno nie czuje takiego bólu jak ja.
- Synku już czas ją pochować.
- Nie. Nie oddam jej.- płaczę całując jej dłoń- Zostaje ze mną.
- Ona odeszła Luki. Musimy pozwolić jej na spoczynek.
- Ale mamo...- zaczynam, lecz sam nie wiem co mam powiedzieć
- Wiem, że jesteś rozgoryczony zaistniałą sytuacją ale to wszystko minie. Z biegiem czasu twoja trwoga zmaleje i...
- Nie!- przerywam jej krzycząc- Nie chcę aby zmalała. Chcę ją czuć aż do śmierci. Chcę aby przypominała mi o moim kwiatuszku.
- Rozumiem.
- Gówno rozumiesz!- warczę- Chcę ją pochować na naszym cmentarzu.
- Synu nie wiem czy to możliwe. Nie byliście sparowani i według prawa ona nie może...
- Nie insertuje mnie to. Ona ma być tam pochowane. W grobowcu przeznaczonym dla mnie i mojej kobiety.
- Ale...
- Rób co mówię.
Matka już nie ciągnie tematu tylko opuszcza pomieszczenie. Niedługo po jej wyjściu przychodzi ojciec wraz z Viktorem i Simonem. Razem zamykamy trumnę i wynosimy ją z domu. Niesiemy ją przez las aż docieramy do cmentarza Alf naszego stada. Moich krewnych. Wsuwamy delikatnie trumnę do środka aby jej nie uszkodzić.
- Żegnaj Lotti. Już na zawsze zostaniesz w moim sercu.
Budzę się zalany potem i od razu sprawdzam czy obok mnie leży Charlotte. Dostrzegając moją mate przygarniam ją do siebie. Tulę ją zdecydowanie, lecz delikatnie aby nie zrobić jej krzywdy. Znowu ten koszmar. Śni mi się noc w noc od 10 lat. Ten sen przypomina mi jak wiele mogłem stracić. Charlotte cudem uszła z życiem. Gdyby nie to, że łączy nas więzi mate i w odpowiedniej chwili wpuściłem w jej krwiobieg substancje leczniczą znajdującą się w moim organizmie to ten sen stałby się rzeczywistością.
Teraz wszystko jest jak w bajce. Chodź i tak przeszliśmy wiele. 6 lat temu Lotti powiła nasze dzieci. Mieliśmy świadomość, że ciąża Lotti jest zagrożeniem dla jej życia jednak kiedy tylko dziewczyna dowiedziała się, że w jej łonie rozwijają się trzy nowe życia była wręcz oburzona moim tokiem myślenia. Przez prawie całą ciążę Lotti się do mnie nie odzywała. W 5 miesiącu ciąży łożysko Lotti odkleiło się od macicy i dziewczyna była wręcz zmuszona do leżenia w łóżku. Ciążę udało jej się dotrzymać do 7 miesiąca. Wtedy nadeszło rozwiązanie. Poród był trudny zważywszy na to iż nasza córeczka owinęła sobie pępowinę wokół szyi i omal się nie udusiła. Dzięki poświęceniu mojej kobiety na świat przyszły trzy piękne wilczki. Pierwszy urodził się Christopher dwie minuty później Mickey, a po 10 minutach na świat przyszła córeczka tatusia Claira. Jesteśmy szczęśliwą rodziną, która cieszy się spokojem. Charlotte pogodziła się ze świadomością, że jej rodzice nie żyją. Musiałem skłamać w tej kwestii aby chronić moją rodzinę. Ona nigdy nie może się dowiedzieć prawdy.
- Misiu czy coś się stało?- z zamyślenia wyrywa mnie głos mojego aniołka
- Nie, dlaczego tak myślisz?
- Bardzo mocno mnie ściskasz.
- Przepraszam skarbie.- od razu poluzowuje uścisk
- Nic się nie stało.- całuje mnie w czubek nosa
Przekręcam się tak, że leżę nad moją kruszynką.
- Może skorzystamy z okazji i trochę się pobawimy.- mruknąłem jej do ucha
- Nie mam nic przeciwko.- zachichotała
W momencie kiedy miałem dobrać się do jej majtek drzwi otworzyły się z hukiem.
- Tato złaź z mamy.- upomina nas znudzony Chris
- Co jest synu?- pytam ze śmiechem staczając się z Lotti
- Ja...- przerywa mu pisk Clairy
- Tato, tato!- krzyczy i rzuca się na łóżko
- Znajdę cię i uduszę!- z korytarza roznosi się głos Mickeya
Po chwili do naszej sypialni wpada mokry chłopak
- Co się stało?- pyta ze śmiechem Lotti
- Ta mała jędza.- wskazuje na Clairy- Oblała mnie zimną wodą jak spałem.- robi naburmuszoną minę a w jego błękitnych oczkach zbierają się łzy
Lotti natychmiast reaguje. Wyskakuje z łóżka i porywa Mickeya w ramiona. Tuli go mocno do siebie i głaszcze uspokajająco.
- Nie płacz skarbie.- całuje go w czółko
- Clairy przeprosi brata.- mówię do córki
- Ale tato...- robi te maślane oczka, które zawsze na mnie działają
- Żadnych ale.- grzmi Charlotte- Masz go przeprosić w tej chwili.
- Dobrze mamo.
Dziewczynka schodzi się z łóżka i podchodzi do brata.
- Przepraszam Mickey.- przytula go na znak zgody
- Chodzimy poszukać babci i dziadka.- proponuje Chris
- Tak!!!- krzyczą zgodnie i wybiegają z pokoju
Lotti wskakuje do łóżka i siada na mnie okrakiem.
- Może dokończymy to co zaczęliśmy.- proponuje robiąc malinkę na mojej szyi.
- Bardzo chętnie.
Wszystko jest tak jak powinno być od początku. Nasza pogoni za szczęściem nareszcie się skończyła. Dotarliśmy do celu i teraz razem idziemy przez nasz raj.
CZYTASZ
W pogoni za szczęściem
WerewolfCharlotte po przykrych przeżyciach postanawia wyjechać ze swojego rodzinnego miasta. Wyrusza do Nowego Jorku aby zacząć życie od nowa. Aby pozbyć się demonów przeszłość. Czy aby na pewno zazna spokój a może będzie odwrotnie? Czy uda jej się pokonać...