Rozdział.9.

16.1K 816 36
                                    


- Coś ty jej zrobił?!- krzyczy na mnie moja rodzicielka kiedy tylko przekraczam próg domu

- Oznaczyłem ją.- mówię ze skuszoną miną

Matka tak samo jak i ojciec patrzą na mnie zaszokowani.

- Ja nie chciałem. Nie wiem jak to się stało.- tłumaczę się głupio

- Właśnie przed tym chcieliśmy cię uchronić.- głos zabiera ojciec a ja patrzę na niego niezrozumiale- Tłumaczyłem ci, że twoja mate nie jest przy tobie i od ciebie uciekła więc twój wilk ma silniejsze działanie na ciebie.

Przytulam mocniej ciało mojego aniołka i wciągam głośno powietrze.

- Ona jest lodowata!- krzyczę spanikowany

- Co?- podbiega do nas mama i przykłada dłoni do twarzy mojej laleczki- Boże musimy ją zabrać szybko na dół do Vincenta.

Przytakuję głową i dosłownie biegnę do podziemnego szpitala. Wpadam do gabinetu Vincenta jak burza. Doktor zaskoczony podnosi głowę do góry.

- Co się stało Luke?- pyta patrząc na moją perełkę, warczę ostrzegawczo

- Pomóż jej.

- Połóż ją na łóżku.

Robię co mi każe. Osypuję pocałunkami jej twarz mając nadzieje, że otworzy oczy.

- Luke wyjdź z gabinetu.- lekarz próbuje dostać się do mojej mate ale ja nie daje mu takiej możliwość.- Alfo zabierz go stąd.- mówi do wchodzącego mężczyzny

- Nie zostawię jej tato.

Ojciec podchodzi do mnie szybko i łapie za rękę.

- Posłuchaj mnie. Wiem doskonale jak to jest martwić się o swoją ukochaną. Ale w tym momencie tylko pogarszasz jej stan.

Spojrzałem na moje słoneczko. Jest strasznie blada, a jej usta są wręcz sine. Wzdycham głęboko i opuszczam gabinet. Walę w pobliską ścianę i rzucam jednym z krzeseł stojących na korytarzu.

- Lukas do cholery uspokój się!- wkracza moja matka

- A co jeżeli coś pójdzie nie tak? Przecież ona jest człowiekiem nie wyczułem od niej wilka.

- Da sobie radę.- tym razem ton jej głosu jest łagodniejszy- Charlotte to silna dziewczyna.

- Charlotte?- marszczę brwi w konsternacji

- Twoja mate ma na imię Charlotte.- tłumaczy

- Charlotte.- powtarzam jej imię testując jego brzmienie- Moja mała Lotti.

Nawet nie wiedziałem jak moja ukochana ma na imię. Od razu ją oznaczyłem.

- Luke musisz nam powiedzieć co się tam stało.- ojciec przerywa moje rozmyślenia

- Nie wiem tato. Nie wiem.- kręcę głową- To nie byłem ja. Coś mną sterowało. Wpadłem jak poparzony do jej domu. Wyważyłem drzwi od jej sypialni. Ona tam była. Tak mała, niewinna. Chciałem ją zabrać na spokojnie do domu ale ona zaczęła krzyczeć i mówić, że mam się wynosić, że nie chcę mnie więcej widzieć na oczy. Po prostu wpadłem w szał. Nawet nie wiem, w którym momencie ją oznaczyłem. Na ziemię sprowadził mnie jej krzyk.- macham głową aby pozbyć się tej sceny z myśli- Ona tak krzyczała a ja nie mogłem przestać.

Moja matka podeszła do mnie i przytuliła mocno.

- Nie martw się wszystko będzie dobrze.- pociesza mnie

- A jak nie?

- Hej.- bierze moją twarz w dłonie- Jesteś moim synem. Moim Luki, który nie wie co to strach i pokonuje trudności jak nikt inny.

- Mama ma racje Luke wszystko będzie dobrze.

- Luke.- spoglądam w stronę dochodzącego głosu i dostrzegam Viktora

- Przepraszam Vik naprawdę żałuję. Nie chciałem cię skrzywdzić.- podchodzę do niego

- Spoko ja się nie gniewam.- uśmiecha się i przygarnia mnie w braterski uścisk- Jak tam twoja wybranka?

Już mam mu powiedzieć, że nie wiem gdy nagle drzwi otwierają się i wychodzi lekarz.



W pogoni za szczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz