Rozdział XX

585 37 5
                                    

Na wstępie chcę podziękować za wszystkie miłe komentarze, jakie dajecie. Nie spodziewałam się, że tyle osób będzie to czytać i czekać na nowe rozdziały, dlatego jest to dla mnie bardzo miłe zaskoczenie :) Naprawdę bardzo dziękuję, to mnie tylko zachęca i motywuje. A teraz miłego czytania! ;*


Zapadła cisza. Ryan i Roberto byli całkowicie zszokowani tym, co powiedział, chociaż z różnych powodów. Ryan pamiętał jak jeszcze niedawno Alex przekonywał go, że to nic takiego i w ogóle nie ma takiej potrzeby, a teraz tak nagle postanowił z nim o tym porozmawiać. Roberto z kolei wiedział, że Alex nie chciał o tym mówić z nikim nigdy. Dlatego też nie mógł uwierzyć w jego decyzję.

- Jesteś pewny? - Ryan zadał pytanie, które cały czas dręczyło wszystkich w pokoju.

- Nie - odpowiedział zgodnie z prawdą Alex patrząc na wszystkich wokół siebie. - Ale chyba ktoś tutaj zasługuje na odrobinę szczerości.

Uśmiechnął się smutno, przez co Ryanowi zrobiło się przykro. Nie chciał, żeby robił coś wbrew swojej woli. Co prawda uważał, że powinien ją znać, ale nie jeśli jego miałoby to kosztować tyle wysiłku.

- Nie musisz - powiedział, ale zanim zdążył cokolwiek dodać, tamten mu przerwał.

- Chcę. Nie mogę wiecznie tego ukrywać. A skoro chcemy się poznać to trzeba sobie zaufać.

Ryan nie mógł zaprzeczyć tej teorii, chociaż jeśli chodziło o Alexa to naprawdę byłby w stanie bez wahania powierzyć mu swoje życie. Rozumiał go, że nie odczuwał tego w ten sam sposób po całej sprawie związanej z Peterem. Mimo to zrobiło mu się przykro. Wciąż nie potrafił wybaczyć samemu sobie, że dał się porwać chwilowej fascynacji i go zdradził. Dopiero po fakcie zorientował się, jaki był głupi.

- A więc Peter - zaczął niepewnym tonem, jakby wciąż wahając się przed opowiedzeniem tej historii. - nie jest miłym gościem, o czym wszyscy od dawna cię zapewniają. Miał ciężkie dzieciństwo i to też jest powszechnie wiadome. Wszystko to, co robi teraz usprawiedliwia tym, że mnie bardzo kocha i nie jest w stanie patrzeć na moje szczęście z kimś innym. Poniża innych, szantażuje, potrafi zniszczyć każdego fizycznie i psychicznie. Ma wokół siebie i za sobą mnóstwo niebezpiecznych ludzi. Nie mam na myśli tu żadnej rozbudowanej mafii ani nic takiego. To raczej zorganizowana grupa, której on, powiedzmy, przewodzi. W rzeczywistości nie mają oni wyboru. Na każdego coś znajdzie. A niszczy każdego, kto stanie mu na drodze.

- To, co było wczoraj to też jego wina - dodał Roberto. - Był wściekły przez to, co zobaczył. Potrzebował się na czymś wyżyć i padło na mnie. Taki już jest. Pomógł mi kiedyś i teraz muszę być na każde jego wezwanie, akceptować wszystko i nie pisnąć ani słowem.

Ryan patrzył na tamtą dwójkę z niedowierzaniem w oczach. Zdawało mu się, jakby mówili o całkowicie odmiennych osobach. Peter, którego on znał był inny. Był delikatny, troskliwy, wiadomo, że trochę zaborczy, ale nie w taki sposób, w jaki oni to przedstawiali. W końcu nie wytrzymując presji, roześmiał się tak, że łzy leciały mu z oczu.

- Nieźle mnie rozbawiliście, przyznaję. A teraz może trochę powagi? - zapytał, ale gdy tylko spojrzał na nich od razu wiedział, że tamci nie mieli nawet takiego zamiaru żartować. - Nie możecie być poważni.

- A wyglądamy, jakby nas to bawiło? - rzucił zirytowany Roberto. - Jasne, bo nie mam nic ciekawszego do zrobienia tylko siedzieć tu i opowiadać ci zmyśloną historyjkę o twoim najlepszym przyjacielu, Peterze.

Chłopak patrzył na niego gniewnie. Alex też wydawał się być nieco zdenerwowany, chociaż starał się tego nie okazywać. Ryan jednak naprawdę nie mógł uwierzyć w ich wersję. Chociaż w sumie pamiętał o tym, co tamten opowiedział mu o sobie.

Odrzucony (YAOI) [W TRAKCIE POPRAWIANIA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz