Rozdział XXVI

540 26 6
                                    

Było po 18, kiedy Alan i Peter zmierzali do wyjścia z klubu. Nie chcieli być w lokalu, gdy tam byłoby mnóstwo ludzi, którzy pijani próbowaliby ich poderwać. Normalnie Peter, gdyby podszedł do niego przystojny facet flirtem odpowiedziałby na flirt, ale teraz był na randce. Nie mógł tego zrobić, bo z jakiegoś powodu w pewien sposób mu na nim zależało. Już mieli wychodzić, gdy przypomniał sobie o prośbie Kaspra.

- Poczekaj na mnie na zewnątrz- poprosił Peter samemu wracając z powrotem i nie czekając na jego odpowiedź.

Szedł starając się przejść pomiędzy tańczącymi mężczyznami zdającym się go wogóle nie zauważać. Peter nie przywykły do takiej sytuacji stanął na chwilę zastanawiając się, co się zmieniło. Nie mogąc się tego domyślić, otrząsnął się z dziwnego transu, w jakim przez pewien czas się znajdował i ruszył w kierunku dobrze mu znanego biura.

Przez chwilę szedł długim, wąskim korytarzem. Szarość w nim panująca nieco go przygnębiała i przerażała. To pomieszczenie tak bardzo różniło się od klubu, którego wystrój wręcz zachęcał do przebywania w nim, że Petera aż przeszły dreszcze. Miał złe przeczucia, co do jego spotkania z Kasprem. Nie rozumiał, czego mógł od niego chcieć. W końcu nie kontaktowali się ze sobą od kilku już miesięcy, a teraz, gdy tylko on pojawił się z kimkolwiek, ten od razu chce go widzieć. Niepokoił się, chociaż ukrywał to, jak tylko mógł.

W końcu dotarł do ogromnych, ciężkich drzwi, które były jedyną przeszkodą w jego spotkaniu z Kasprem. Patrzył na nie przez pewien czas, po czym pchnął je jednym, mocnym ruchem tak, że one niemal natychmiast otworzyły się szeroko ukazując mu przestronny pokój, w którego środku stało duże biurko z ciemnego drewna. Przed nim stało krzesło z czerwonym obiciem idealnie komponującym się z czarnymi ścianami pokoju. Przy tylnej ścianie natomiast stała biblioteczka z całą masą książek. Peter rozglądając się po pokoju przypominał sobie wszystkie intymne momenty, do jakich tam doszło pomiędzy nim a właścicielem klubu jakiś czas wcześniej.

- Hej, w końcu przyszedłeś - usłyszał za sobą głos, po czym poczuł czyjeś ręce wokół swojej talii.

- Ty i ta twoja romantyczność - Peter uśmiechnął się, ale nie pozwolił mu dłużej go obejmować.

- Coś nie tak? - zapytał go Kasper unosząc brwi w wyrazie zdumienia.

- Co ty ode mnie chcesz? - odpowiedział mu pytaniem Peter decydując się mówić wprost. Nie miał ochoty przedłużać tej rozmowy. Chciał jak najszybciej wrócić do Alana.

- Przyprowadziłeś do klubu swoją panienkę. Po co? - głos Kaspra od razu się zmienił. Stał się ostry i nieprzyjemny. Nigdy jeszcze nie widział go tak wyprowadzonego z równowagi. Nigdy tak do niego nie mówił.

- A dlaczego nie? Czy to dla ciebie problem? - odparł Peter lekceważącym tonem z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.

Kasper wykrzywił usta w dziwnym grymasie, który wyglądał jak nieudana próba uśmiechu. Chwilę później przyciskał młodszego od siebie do ściany. Peter czuł, jak tamten zaczyna go całować na siłę wdzierając się językiem do jego ust. To było bardzo natarczywe, a gdy tylko Peter otworzył szerzej usta chcąc wziąć oddech, tamten skorzystał z okazji jeszcze bardziej pogłębiając pocałunek. Kiedy w końcu zrozumiał, co się dzieje, odepchnął od siebie mężczyznę i zmierzył go gniewnym spojrzeniem.

- Co ty sobie myślisz? - krzyknął na niego Peter. - Uważasz, że możesz od tak zaczynać mnie całować, bo tak chcesz? Chyba zgłupiałeś.

- Nie mów, że ci się nie podobało - prychnął Kasper, po czym zniżając głos dodał: - Kiedyś to uwielbiałeś.

Odrzucony (YAOI) [W TRAKCIE POPRAWIANIA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz